Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:54.00 km (w terenie 51.00 km; 94.44%)
Czas w ruchu:02:07
Średnia prędkość:25.51 km/h
Suma podjazdów:350 m
Maks. tętno maksymalne:189 (96 %)
Maks. tętno średnie:178 (90 %)
Suma kalorii:2100 kcal
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:54.00 km i 2h 07m
Więcej statystyk

Mazovia MTB Lublin

Niedziela, 17 czerwca 2012 · Komentarze(0)
I znowu 3 tygodniowa przerwa od ostatniego wyścigu. Do tego przez ten czas solidniej trenowałem tylko tydzień, a ostatnie 2 to w zasadzie tylko po 1 cięższym treningu. Do tego zaczęło się euro więc zwiększyła się znacznie ilość wypitego browarka
Lublin wypadł dzień po przegranym meczu naszych kopaczy. Jako, że przegrali to wczoraj były tylko 2 piwka i postanowienie ścigania na mega. W razie zwycięstwa w grę wchodziło nieco więcej alko i przymierzałem się do fita.
Od rana na dworze patelnia. Wyjeżdżam o 7.30 i już jest prawie 25 stopni. Dojazd dosyć szybki bo na miejscu jestem jeszcze przed 10. Na termometrze już ponad 30. Przebieram się więc niespiesznie. Miasteczko bardzo fajnie położone nad zalewem Zemborzyckim. Wszystkie parkingi tuż obok startu więc spokojnie wyrabiam się ze wszystkim i robię długą jak na mnie, kilkunastominutową rozgrzewkę.
W sektorze ustawiam się z 10 minut przed startem. Mimo to stoję na końcu chociaż można było spokojnie się ustawić z przodu. Niestety jest to błąd, bo mimo, że na początku jest jakieś 2 km asfaltu to jadę trochę leniwie i nie przesuwam się za bardzo. W efekcie po wjeździe w las utykam za sporo wolniejszymi zawodnikami. W lesie jest trochę błota, ale wszystko przejezdne. Powoli wyprzedzam, ale z przodu widać, że już się stawka mocno rozciągnęła i sporo ludzi odjechało. Jest gorąco, ale w lesie jeszcze znośnie. Prawdziwa patelnia zaczyna się na polach. Na początku jedziemy jeszcze skrajem lasu, więc zdarza się trochę cienia. Ale po rozjeździe na Mega/Fit ruda jest już praktycznie cała wśród pól. Jedzie mi się dość dobrze. Puls często ponad 180, a ja kryzysów za bardzo nie mam. Wkurzam się tylko kilka razy na szybkich ciasnych zakrętach, bo wybieram zły tor jazdy i muszę hamować. Trasa trochę nudna, ale nie rozczarowuje tak jak w Toruniu. Fajnie, że wśród pól jeździmy głównie wąskimi dróżkami. Mało jest szutrówek i asfaltów. Zdarzają się też małe pagórki, ale wszystkie raczej łagodne i długie. Nie zrzucałem ani razu z blatu. Staram się sporo pić, ale chyba i tak robię to za rzadko. Na polach jest bardzo gorąco i sucho. Momentami chmury pyłu jak w Toruniu. Do pierwszego bufetu jadę cały czas z tymi samymi zawodnikami. M. in z zawodnikiem z welodromu i planji. Potem, zaraz za bufetem grupka się totalnie rozsypuje i jedziemy w zasadzie osobno. Mam tutaj dość dobry moment, bo czuje, że jadę dobrym tempem i doganiam kolejne osoby. Jednak upał daje się we znaki i paradoksalnie zaczyna mi być chłodno i mam lekkie dreszcze. Nie jadę przez to wolniej, ale uczucie dziwne.
Około 30 km doganiam Maję Busmę. Mogę po tym fakcie wywnioskować co nieco o moim miejscu w stawce. Wnioski niestety nie są zbyt dobre, bo zwykle tą zawodniczkę wyprzedzam kilka km po starcie. Teraz mijam ją na jakimś większym podjeździe, ale ona wyprzedza mnie po chwili na zjeździe z luźnymi kamykami. Normalnie jadę coś takiego bez problemu, teraz jednak nie czuję się pewnie i nie dokręcam za bardzo. Wszystko przez to, że zaczynają mnie dość mocno boleć ręce, a konkretnie tricepsy. Mam wrażenie, że przez to gorzej kontroluje rower. Po chwili dogania mnie gość z planji, z którym jechałem wcześniej w grupie. Mam szczęście bo akurat jest trochę asfaltu i chłopak zapodaje dobre tempo. Widzę przed nami zawodniczkę z mybike, która mojemu zdziwieniu sama nieźle ciśnie i niewiele się do niej zbliżamy. Po następnych kilku kilometrach znowu jadę w większej grupa. Z tyłu dochodzi mnie chyba z 5 osób w tym 2 z biketres i 2 z legionu. Kiedy mnie dojeżdżają mam lekki kryzys, ale udaje mi się utrzymać. zaczynamy dobrym tempem doganiać kilka osób. Tym sposobem znowu jadę obok Maji Busmy. Taka sytuacja utrzymuje się do drugiego bufetu. Biorę na nim powerada, który chyba się na słońcu zagotował bo smakuję ohydnie jakimś plastikiem. Mimo to wypijam pół, bo upał jest straszny. Za bufetem jest trochę piachu, a zaraz potem rozjazd Mega/Giga i grupka się dzieli. Wjeżdżamy na asfalt, z dość długim, ale łagodnym 6% podjazdem. Znowu gonię Maję, ale nic z tego nie wychodzi. Trochę się zbliżam, ale ręce już mi wysiadają. Szukam różnych pozycji , ale jest ciężko. Ostatnie 4-5 km jest w lesie. Przy wjeździe jest zamknięty szlaban, który trzeba objechać z prawej strony przez niewielką hopkę. Wjeżdżam na to za szybko i w efekcie lekko wylatuje z trasy małe krzaczki. Za chwilę robię jeszcze jakiś jeden głupi błąd na jakieś koleinie i cała końcówka idzie wpizdu. Tracę rytm i ledwo się toczę. Tętno dalej niby pod 180, ale już kompletnie nie mam siły jechać. Ani w rękach, ani w nogach. Zielona koszulka przede mną szybko znika i do tego tracę jeszcze 2 pozycje. W tym 1 w kategorii jak się później okazało. Ale i tak już nic nie mogłem zrobić. Na metę wjeżdżam mocno ujechany, ale od razu kieruje się na lekki rozjazd. Potem szybko do cienia i po wodę.
Wynik 83 Open i 18 M2. Generalnie słabo, bo sporo dobrych zawodników dzisiaj nie jechało, wielu z którymi zwykle wygrywam dołożyło mi po kilka minut. Jednak biorąc pod uwagę ostanie przygotowania, dzisiejszą trasę oraz pogodę to jestem zadowolony.