Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:536.64 km (w terenie 224.50 km; 41.83%)
Czas w ruchu:23:33
Średnia prędkość:22.79 km/h
Maksymalna prędkość:64.16 km/h
Suma podjazdów:2320 m
Maks. tętno maksymalne:192 (97 %)
Maks. tętno średnie:174 (88 %)
Suma kalorii:16769 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:44.72 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Między kroplami

Piątek, 30 lipca 2010 · Komentarze(0)
Jak przyszedłem z pracy właśnie skończył padac deszcz. Chwile pogrzebałem się w domu i postanowiłem wyskoczyc na godzinkę. Od niedzieli właściwie pogoda beznadziejna i dzisiaj dopiero pierwsza jazda po maratonie więc należało trochę mocniej pojeździc żeby się nie zapuścic całkiem. Zrobiłem więc 45 minutową tempówkę Trasą Siekierkowską i Wałem Miedzeszyńskim w kierunku Otwocka. Na ostatnich 3 km złapał mnie niestety deszcz więc pod koniec już dośc mocny więc rozjazdu nie było tylko sprintem pod Wilanowską i do domu.
Sr tętno z 45 minut - 166.

Mazovia MTB - Skarżysko

Niedziela, 25 lipca 2010 · Komentarze(0)
Ostatni raz startowałem w Piasecznie dwa miesięce temu więc zdycydowłem że Skarżysko jadę bez względu na pogodę, która zapowiadała się na deszczową, ale ostatecznie była jak dla mnie idealna. Pochmurno, 18 stopni zaczęło padać właściwie jak już się zbieraliśmy.
Do Skarżyska wyruszamy późno bo dopiero o 8.30, planowałem że zajedziemy jakieś 40 minut przed czasem i spokojnie zdąże się jeszcze troszkę rozgrzać, jednak w samym Skarżysku przez objazd i remonty tracimy sporo czasu i w efekcie jesteśmy o 10.45. Szybka przebiórka i w sektorze jestem 5 minut przed startem oczywiście ostatni. Pięknie. Dobrze, że niczego nie zapomniałem, ale nie zdążyłem sie niestety wysikać. Start punktualnie, jak zwykle szybko po płaskim po chwili dość stromy podjazd po bruku i tu już przesuwam się mniej więcej do połowy sektora. Dalej do lasu i szybki zjazd asfaltem wzdłuż drogi i przejazd estakadą na drugą stronę. Tu już zaczynają tworzyć się grupki. Przez pierwsze 10 minut nie działa mi pulsometr, bawie się nim kilka razy, aż w końcu posłusznie reaguje i dalej już bez problemów działa. Kolejne kilometry trasy to głównie szerokie szutrówki, z długimi, ale niezbyt stromymi podjazdami i zjazdami. Tu stawka juz mocno rozciągnięta. Jadę w jednej z grupek, poznaje zawodników z mojego sektora, co jakiś czas się mijamy i wyprzedzamy słabszych. Dobrz mi się jedzie, czuję że mógłbm troszkę szybciej, ale posatanawiam nie szarżować na początku bo jeszcze ponad 50 km do mety. Około 10 km rozjazd Mega/Fit i wjeżdżamy w las. Tu wąskie ścieżki trochę błota, miejscami koleiny, wszystko jednak przejezdne. Niestety opony spisują się dużo gorzej niż w Piasecznie i tańczą na błocie, po części to na pewno wina wyższego ciśnienie (lekko ponad 3 bary) i tego że się już trochę starły. Raz muszę na chwilę zsiąść bo 2 osoby przedemną się zatrzymują i tu pojawia się problem który wystąpi później jeszcze kilka razy - bloki zaklejają się błotem i przez kilka minut nie mogę się wpiąć. Do tego coraz bardziej chce mi się lać. Około 15 km mijamy gościa który sika w lesie już wiem, że mnie to też czeka. W międzyczasie około 17 km bufet, łapie powerade i żel, jedno i drugie do kieszonki. Kilka minut póżniej staje i idę zrobić swoje, przy okazji wysysam też w spokoju żel złapany na bufecie. Tracę jakieś półtorej minuty, i około 10 pozycji, grupka z którą jechałem przez ostanie 10 km znika mi z oczu. No nic trzeba ich gonić wszak zostało jescze ponad 40 km. Następne kilometry dość ciekawe, trochę po lesie, trochę na skraju singlami odrabiam tu 3-4 pozycje, do tego co jakiś czas pojawiąją sie osoby zmieniające dętki oraz kibice na trasie. Dalej bardzo szybki zjazd szutrówką gdzie bez specjalnego kręcenia osiągam 62 km/h. Około 30 km długi odcinek brukowany z długimi zjazdami i podajzadami. Strasznie tu telepie i trochę drętwieją mi dłonie, bruk ciągnie się przez kilka km, przed sobą widzę dużą grupę - to część osób które mnie wyprzedziły na pit stopie i ci z którymi jechałem wcześniej. Dochodzę ich na podjeździe, niestety na zjeździe robie błąd bo postawnawiam odpocząć i pozwalam im odjechać z przekonaniem, że i tak ich dojdę, niestety bardzo się pomyliłem bo dalej był bardziej płaski odcinek i przed końcem brukowanego koszmaru już ich właściwie nie widzę, jadę sam wyprzedziłem jedynie pojedyńcze osoby które odpadły. Drugi bufet około 38 km, znowu biorę powerade i żel. Zaczynają się też bardzo szybkie zjazdy (ponad 50 km/h) po małych kamieniach, oraz pełno ludzi zmieniających dętki. Kolejne km to leśny odcinek w stylu XC z krótkimi zjazdami i podjazdami w wąwozach, akurat tam doganiam 2 zawodników jednego wyprzedzam, a drugiego niestety nie ma gdzie. Dwa pierwsze wąwozy przejeżdzam spokojnie chociaż koleś przedemną ewidentnie mnie zwalnia, niestety na 3 najbardziej stromym zdecydowanie za wolno zjeżdża przez co nie ma odpowiedniej prędkości i schodzi już w połowie. Ja wymijam go i jeszcze walcze kilka metrów, ale tuż przed końcem padam na bok nie dając rady się wypiąć. Kolejne kilometry w lesie to masakra w moim wykonaniu, odcinek błotny z koleinami, mokrym piachem, kałużami. Jadę go jak łamaga, co chwilę popełniając jakieś błędy, w dużej części przez to że praktycznie cały czas nie mogę się wpiąć. Jak już mi się udaje to trzeba za chwilę znowu na chwilę zejść i zabawa zaczyna się od nowa. Tracę kilka pozycji i sporo nerwów. Wyprzedzam tu jednak zawodnika z airbike z którym jechałem na początku. Dalej już raczej twardo, szutry i asfalt, i jeszcze zaskakujący trzeci bufet i podjazd bo betonowej trelince. Końcówka trasy to najpierw leśny odcinek po koleinach, jadę z dwoma zawodnikami z którymi miałem nadzieje zawalczyć na finiszu niestety na zakręcie jadę za szeroko w efekcie czego ląduje poza trasą w dziurze z kamieniami z której rower muszę wyprowadzić bo wyjechać się nie da. Przeciwnicy momentalnie mi odjeżają i ostatnie jakieś 4 km po asfalcie pokonuje już sam. Jedynnym urozmaiceniem nudnej dla mnie końcówki są ludzie kibucujący na trasie. Na stadion wjeżdżam po 2 godzinach 47 minutach i 48 sekundach.
Wynik 133/400 open Mega, 43 w kategorii.

Na mecie ogólnie jestem lekko rozczarowany pomijając błędy techniczne i trochę sprzętowe to na następny maroton muszę koniecznie przyjechać minimum godzinę przed startem. Dyspozycja ogólnie dobra, jechało mi się dobrze, dzięki żelom nie złapał mnie głód jak w Piasecznie. Pozatym poza krótkimi odcinkami na fatalnym dla mnie odcinku między 45 a 50 km reszta maratonu z blatu. Trasa bardzo fajna, i urozmaicona niby niecałe 150 km od Warszawy, a różnica ogromna.






Przed pracą po Kabackim

Czwartek, 22 lipca 2010 · Komentarze(0)
Od rana gorąco, na dworze temperatura już dawno przekrczyła 30, a w domu powoli dochodzi do tej wartości. Nie miałem zamiaru się kisić więc wyskoczyłem na półtorej godzinki do Kabackiego. Podczas jazdy trochę przyjemniej, przynajmniej wieje, chociaż powietrze bardzo gorące. W lesie też duszno, ale pokręciłem tam sporo, trochę na singlu, i do tego 3 intrwały po 1,5 minuty w 4-5 srtefie żeby trochę się przyzwyczaić przed niedzielą. Reszta to E2 tylko na singlu trochę szybciej bo w 3 strefie, jakoś tam nigdy nie mogę wolno jechać bo wtedy jest nudno. Chociaż dzisiaj prawie były dwie gleby, raz przywaliłem pedałem w wystający korzeń i aż mnie obróciło. Kawałek drewna dalej tkwi w spd.
W drodze powrotnej jeszcze na Dereniową po dętkę.

Góra Kalwaria i dwie gumy

Wtorek, 20 lipca 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj w planach była trochę dłuższa jazda. Początkowo miałem pojechac do Gassów i tam odbic w stronę Konstancina lub wrócic do wału Jeziorki. Jednak jak już byłem w tych Gassach to stwierdziłem że pociągnę dalej do Góry Kalwarii. Trasa generalnie wzdłuż Wisły, pod wałem, czasem asfaltem, a czasem szuterkiem i drogami pisakowymi. W Górze Kalwarii zaliczyłem jeszcze zjazd i podjazd po bruku i wrócliłem asfaltem do Konstancina. Z tamtąd już standardową trasą do Kabackiego dalej Przyczyłkówą prawie do domu. Prawie bo przy Wilanowie w bardzo głupi sposób złapałem snejka. Chyba się zamyśliłem i nie zdążyłem podnieśc tylego koła przy wjeździe na dośc ostry krawężnik i tak walnąłem, że dętka w sekundę była bez powietrza. To nic myślę zmienie sobie na zapasową bo przecież po to ją wożę. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że zapas też ma dziurę. Nie wiem jak to możliwe bo dopiero co kupiłem. Chyba że w torbie podsiodłowej w jakiś sposób się przebiła. Na szczęście miałem jeszcze taśmę izolacyjną więc obwinąłem dziurę kilka razy i jakoś doturłalem się ostatnie 5 km do domu.
Dzisiaj całośc to E2, wyższe tętno w zasadzie tylko pod górki po drodze do GK.

Kamieniołomy

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(0)
30 minut po wycieczce z Asią pojechałem jeszcze do kamieniołomów w Józefowie. Od razu przy wyjeździe w Borowinie sprint do 40 km/h bo zaatakowały mnie dwa burki. Dzisiaj sporo popadało także było trochę ślisko, i lekkie błotko. Pojeździłem z 20 minut bo się robiło ciemno.

Zwierzyniec

Sobota, 17 lipca 2010 · Komentarze(0)
Od rana znowu duży upał, około około 14 przyszła jednak burza i popadało z 1,5 godziny. Wyjechaliśmy o 17 świeciło już słońce i wydawało się że pogoda idealna. Niestety jechało się bardzo ciężko, w powietrzu duża wilgoć, w lasach momentami aż siwo od pary wodnej, do tego temperatura nie spadła za bardzo. Pojechaliśmy przez Górecko Stare żółtym szlakiem na Floriankę w nadziei że uda się pooglądać hodowlę koników polskich. Po drodze zaraz za Majdanem Kasztelańskim z lasu wybiegł wilk (tak nam się przynajmniej wydaje bo do psa nie był wcale podobny). Agresywny jednak nie był i tylko błąkał się przy drodze, a potem biegł za nami aż do Górecka. Przy wjeździe do lasu na żółtym zaczęły nas gonić chmary dużych much. Początkowo kilka, ale za chwilę dołączały kolejne. Trzeba było jechać około 25 km/h żeby zostawić je w tyle. Jednak czasami się tyle nie dało i znowu nas doganiały. Nie było by w tym nic strasznego gdyby nie fakt że one gryzły! Odpuściły dopiero przy Floriance czyli przeleciały za nami ze 4 km. Niestety koników nie było więc nie zatrzymując się pojechaliśmy dalej żeby nie wabić tych parszywych much. Dalej do Zwierzyńca już spokojnie. Zajechaliśmy najpierw na stawy Echo, a potem na pyszne lody. Powrót do Borowiny już asfaltem.

Do karczmy na browarek

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(0)
Cały dzień upał, jak jechaliśmy około południa to klima w samochodzie nie dawała rady. Wieczorem pojechaliśmy z Asią do Górecka do karczmy obgadać parę spraw i przy okazji wymoczyć się w basenach i wypić zimne piwko:) Po drodze wstąpiliśmy jeszcze nad tamę na rzece szum, i bardzo ładne jeziorko w lesie.
Trochę nam się na tym zeszło i Acha wróciła samochodem z rowerem w środku, a jak w już po zmroku bez oświetlenia przebijałem się do Borowiny. Samochodów nie było, drogę widać nad głowami nietoperze, a temperatura do jazdy znacznie przyjemniejsza wieczorem. Jednak miałem jedną przygodę przy wyjeździe z Majdanu Kasztelańskiego. Zaraz za znakiem zauważyłem kilka psów błąkających się po drodze. Burki również mnie spostrzegły i od razu widać było że są agresywne. Na szczęście miałem czas żeby się trochę rozpędzić. Zacząłem jechać prosto na nie, dwa o mały włos wylądowały pod moimi kołami, kilka zaczęło mnie gonić. Do tego z lasu wypadły jeszcze ze 3. Niewesoło by było gdybym się tam przewrócił albo złapał gumę. Reszta drogi już bez przygód

W poszukiwaniu nowych ścieżek w Kabackim

Wtorek, 13 lipca 2010 · Komentarze(0)
Wyruszyłem o 18.30. Dalej gorąco więc jak najszybciej do lasu. Dzisiaj dojazd wzdłuż KENu z zahaczeniem o kazurkę. Wjechałem na górę przez tor zjazdowy, który już jest w bardzo dobrym stanie. A myślałem że już nic tam nie zrobią po tym jak go deszcze rozmyły. Zjazd częściowo po torze, ale ostrożnie bo hopy są dośc wysokie. Potem próbowałem jeszcze podjechac od wschodu, ale w połowie największej stromizny musiałem zrezygnowac. Drugi zjazd nieco szybciej, ale przez to dwa razy było blisko do OTB. Potem już do lasu i tym razem pojeździłem więcej bliżej Puławskiej poczym wjechałem na singiel na skraju, który szybkim tempem przejechałem do końca. Potem jeszcze kręcenie w okolicy polanki i na koniec standardowa rundka plus dwa podjazdy pod skarpę przy Nowoursynowskiej. Powrót przez Przyczółkową. Jadąc sobie spokojnie jakieś 27 km/h wyprzedziłem kilka osób. Jekiś koleś na crossówce postanowił nie dawac za wygraną i digonił mnie po czym wyprzedził. Z radością siadłem na kole i tak sobie jechaliśmy ponad 30 km/h aż do Wilanowa.

Dzisiaj jazda głównie w 2 i 3 strefie. Kilkanaście minut na singlu dośc mocno nawet w 4.

Zalesie, Lasy Chojnowskie

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(0)
Mimo, że dzisiaj skończyłem o 16 to nie miałem zamiaru tak wcześnie wychodzić bo na dworze 32 stopnie w cieniu. Wyjechałem więc o 17.30 i już było chłodniej aż o 1 stopień:) O dużym szarżowaniu dzisiaj nie mogło być mowy także spokojnym tempem do przez Las Kabacki i Konstancin do Lasów Chojnowskich. Początkwo żółtym szlakiem, a dalej czarnym. W lesie dużo przyjemniej, jakby kilka stopni chłodniej. Czarnym dojeżdżam sobie do zimnych dołach i jeziorka w zalesiu. Tu spory ruch bo kurat sporo ludzi wracało na pociąg do Warszawy. Woda ciepła, wręcz zupka, ale na kąpiel nie było czasu. Pokręciłem się jeszcze trochę po wydmach za jeziorkiem, kilka fajnych zjazdów i podjazdów, ale też sporo szkła po drodze więc zawinąłem się w kierunku Piaseczna. Dalej żółtym i potem gdzieś odbiłem i jeżdżąc pomiędzy wyschniętymi stawami dotarłem do kolejnego bardzo ładnego jeziorka. Mimo że była 19.30 sporo ludzi w wodzie. Pokręciłem się jeszcze chwilę po okolicy i do domu najkrótszą drogą przez Kabacki bo o 20.30 miał przyjechać Robert.

Jazda w większości 1 i 2 strefa plus krótkie elementy 3. Wipieł 1,5 litra płynów (0,7 izotonika i 0,7 wody i to było za mało). Do tego ewidentnie po 2 godzinach jazdy robie się głodny. Od maratonu w Piasecznie to już któryś raz z kolei. Na następny maraton jedzenie do kieszonki obowiązkowe.

Kabacki

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(0)
Tempówka w Kabackim. Po robocie odrazu zebrałem się na rower i o 16 jż byłemm na trasie. Dzisiaj jednak ciężko mi się jeździło. Albo to nie mój dzień, akbo forma słaba. Jakoś nie mogłem się zupełnie wkręci przez pierwsze 40 minut, nawet zerkałem cały czas czy nie mam przypadkiem flaka z tyłu. Czasem tak jednak mam, wkurza mnie to strasznie. Później już było lepiej. W lesie sporo km nakręciłem po bardzo zróżnicowanej nawierzchni. Wyszedł taki mix szlaków, trochę głównymi, trochę singlami skrajem i na skarpie, po polach w mega piachu, który raz mnie pokonał i musialem nagina kilka metrów z buta! ( w Kabackim!) Odkryłem też nowe singielki w środku lasu. Później jazda już trochę lepsza. Powrót pod silny wiatr.
Sam trening 70 minut hr avg 166.