Po robocie wybraliśmy się z Robertem do kampinosu. Pogoda idealna, słońce ciepło więc można dłużej pojeździć. Robert wreszcie złożył rower więc trzeba to wykorzystać. Spotykamy się pod akademikiem patrze a on nawet bidonu nie ma i twierdzi że da rade bez wody. Dobrze że miałem litrowy baniak u siebie bo w sumie we dwóch to wyopiliśmy ponad 4 litry. Dojazd przez Prymasa, Maczka, Powstańców, Radiowa i potem przez Park Leśny Bemowo. Myślałem żeby kawałek pojechać trasą Mazzovii ale nie chciało mi się cały czas wyciągać mapy i w efekcie asfatem do Lipkowa i tam w las. Na początku parę kilometrów zupełnie poza szlakami po strasznych piachach aż wyjechaliśmi na tyłach stadniny w Truskawiu. Dalej na czarny do Palmir. Z Palmir czerwonym do Dziekanowa i i potem trochę żółtym i zielonym na Wólkę Węglową. Na głównych drogach sporo piasku mimo ostatnich opadów, ale single tracki fajne, szczególnie te po górkach. Tempo początkowo było niezłe, ale potem Robert trochę spuchł w znacznej części przez strasznie niewygodne siodełko.
Jakoś mi się dzisiaj nie chciało jechać i zmusiłem się dopiero o 17. Postanowiłem zrobić rundkę nad Wisłą do ujsćia Jeziorki i potem do Konstancina, ewentualnie jeszcze po Lesie Kabackim i do domu. Ale jak już dojechałem do Jeziorki to stwierdziłem, że dobrze się jedzie i podjadę jeszcze trochę i tak dojechałem do wsi Gassy.
Tam postanowiłem pojechać jeszcze trochę wzdłuż Wisły i trafiłem do Kawęczyna. Tu już stwierdziłem, że będę wracał. Skierowałem się na zachód w pierwszą drogę i tu zaskoczenie, spory podjazd pod skarpę, nawet znak stał o niebezpiecznym nachyleniu terenu:). Po pokonaniu podjazdu już prosto w kierunku Konstancina, zdjechałem jeszcze tylko do rez. Obory, który w porównaniu z kwietniem już nieźle zarósł i potem podjechałem pod skarpę i do Konstancina i dalej do Lasu Kabackiego. Po lesie jeszce rundka wschód - zachód i wyjazd na Kabatach i do domu.
Po pracy znowu do Lasu Kabackiego, jakoś lubię tam ostatnio jeździć. Dojazd przez Idzikowskiego i Sikorskiego. Po 10 km niespodzianka - spory głód, kebab w pracy nie starczył i musiałem zakupić jakiegoś batona. Dobrze że kasę wziąłem w ostaniej chwili przed wyjściem bo bym musiał wracać. Jak dojechałem do lasu to zaczęło lekko kropić, ale zaraz przeszło i burza była dopiero ok 22. Jechało się całkiem nieźle szczególnie po 20 km jak się trochę rozruszałem. W lesie wilgotno ale bez błotka, ludzi też niewiele chyba się wystraszyli deszczu. Powrót przez Natolin.
Na początku podjechałem z Asią do Tesco tam się rozdzieliliśmy i dalej już sam, najpierw trochę po Lesie Kabackim a potem do Piaseczna zobaczyć resztki mazovii w Piasecznie. Zostało jeszcze trochę oznaczeń trasy po maratonie więc z ciekawości przejechałem się nią pare km wokół zalewu w Zalesiu. Błotka w lesie mało mimo wczorajszego deszczu. W drodze powrtonej zajechałem jeszcze raz na stadion i obejrzałem chwile lokalny mecz, dalej do Lasu Kabackiego, park w Powsinie i wyjazd na Natolinie i do domu.
Zapomniałem też z domu rękawiczek i okularów i zaliczyłem 1 muszkę w jednym oku i jakieś pyłki z topoli w drugim. No i pierwszy 1000 km w tym roku.
Po pracy do Lasu Kabackiego pojeździć trochę w terenie i zobaczyć jak się sprawują nowe opony. Jest znaczna różnica w stosunku do poprzednich, na minus tylko to że trochę zbierają podłoże. W sumie długo nie pojeździłem bo się ciemno zrobiło. W drodze powrotnej wjechałem jeszcze na Kopę Cwila i do domu.
Podobnie jak w zeszłym tygodniu na Okęcie na terminal Cargo pooglądać chwile samoloty z tym, że dzisiaj jazda na nowych oponach. Mało było terenu, ale na asfalcie czuć, że Maxxisy dają trochę większy opór. Ale jakoś generalnie ciężko się dzisiaj jechało, chyba przez ten wiatr który wydawał się wiać cały czas w twarz.
Najpiertw do sklepu na Racławicką po finish line, potem triche po mieście - Pola mokotowskie, agrykola, rozbrat, blwederska, wilanowska. Zdecydowałem się jeszcze pojechać do Powsina i Lssu Kabackiego. Tu już brakowało sił przez wcześniejsze granie w nogę. Powrót przez Natolin, i potem Rosoła i Wałbrzyska.
Po powrocie z wesela do Lasu Kabackiego. Pojeździłem głównie wąskimi singlami skrajem lasu. Wysoka średnia również dzięki rowerzyście, który wyprzedził mnie w Powsinie przy wylocie z Lasu i jechał cały cas ok 34 km/h co wykorzystałem siędząc mu na kole aż do Wilanowa.