Miało byc spokojnie, ale tak jest nudno i zimno się robi:) Pojechałem do Lasu Kabackiego tak jak zwykle przez Przyczółkową, tutaj jakoś bardzo mi przeszkadzał wiatr płd zachodni. W samym lesie już nieco inaczej pojeździłem. Najpierw skrajem do Konstancina potem trochę asfaltem. Na polanie zastał mnie bardzo ładny zachód słońca. Ludzi bardzo dużo.
Widac, że główne ścieżki były niedawno wyrównywane i teraz jest dośc twardo więc może nie będzie tak szybko się błoto robic. Pojechałem jeszcze na singla na południowy skraj i tam wymyśliłem ciekawą pętle. A i raz jadąc z 5 na godzinę wpadłem w sporą dziurę ukrytą pod liścmi. Na szczęście obyło się bez gleby ale aż mi kierownice przekręciło. Ale mimo to super się jeździ po lesie, miękko cicho no i wiatru nie ma. Powrót bez przygód.
Korzystając z ładnej pogody postanowiłem zrobic sobie test Friela na średnie tętno na produ mleczanowym. Wykorzystałem do tego ścieżkę wzdłuż Przyczółkowej - wyszło w sumie 2,5 pętli. Wynik trochę mnie zaskoczył, ale wydaje się byc właściwy. Tylko pewnie moje Hr max jest trochę wyższe niż to z wzoru, ale to się jeszcze zobaczy.
Niestety przed testem nie wyzerowałem licznika także dystans zaiera również dojazd i przyjazd do domu. Dane z pulsometru tylko dla testu.
Dzisiaj pierwszy raz do nowo otwartej siłowni na przeciwko. 60 minut rower - jakiś trochę dziwny był bo dosyc niską prędkośc pokazywał, ale w sumie to mało ważne. 20 minut orbitrek 20 minut biegania - 2,5 km. Cały czas starałem się utrzymywac tętno w okolicy 75-80% Hr max. Na koniec jeszcze sauna.
Edit: Heh, okazało się, że prędkość oraz dystans była ustawiona w milach więc 16 mil = 25,7 km
Około 13 wybrałem się rowerem w odwiedziny do brata i potem jeszcze pojechałem do decathlonu. Pogoda podobna do wczorajszej, tylko troszkę chłodniej. Trochę mi się zeszło i końcówka już po ciemku. Tempo dzisiaj bardzi spokojne. Po takim zawsze jestem niesamowicie głodny.
Dzisiaj pogoda dużo gorsza od wczorajszej, tzn ciepło, ale pochmurno i spory wiatr więc szybko do najbliższego lasu:) A najbliższy oczywiście Kabacki. Pojeździłem różnymi ścieżkami m.in. fajnymi singlami skrejem lasu - tu prawie zaliczyłem glebę kiedy podczas skrętu najechałem na korzeń przykryty liściami. Potem okazało się jeszcze że jechałem z zablokowanym amortyzatorem. W lesie sporo ludzi szczególnie biegaczy i uprwiających pseudo nordic walking co sprowadza się do chodzeni i wleczenia za sobą kijków. Chyba tylko jeden gośc normalne ruchy wykonywał. Po półtorej godziny trochę się znudziłem i coraz ciężej mi się jechało. Powrót średnio przyjemny bo zwdłuż KENu cały czas prawie pod wiatr z tętnem w okolicach 85% przy 21 km/h.
Puslometr mi raz zgubił sygnał i musiałem go restartowac no i pokazał jakieś kosmiczne HR max 205 więc go nie wpisuje.
Wyjechałem już po 19 podobną trasą jak w poniedziałek. Dzisiaj trochę żwawsze tempo w przedziale 70-80% Hr max. Wjechałem na chwilę do lasu ale tam straszne błoto więc szybki powrót na asfalt. Wracając pokręciłem się jeszcze po Kabatach i potem wzdłuż KENu prosto do domu.
Miesiąc nie jeździłem trochę przez pogodę no i przez urlop, ale starczy tego. Dzisiaj lajtowe wznowienie z Jarkiem oczywiście po ciemku bo inaczej to chyba tylko w weekend się da o tej porze roku. Jeździło się bardzo przyjemnie tylko blotnik z tyłu muszę kupic.