Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:493.00 km (w terenie 223.00 km; 45.23%)
Czas w ruchu:22:23
Średnia prędkość:22.03 km/h
Maksymalna prędkość:50.56 km/h
Suma podjazdów:1980 m
Maks. tętno maksymalne:201 (102 %)
Maks. tętno średnie:177 (90 %)
Suma kalorii:15991 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:35.21 km i 1h 35m
Więcej statystyk

Na lody

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Pod wieczór wybraliśmy się z Asią na lody do parku przy Racławickiej. Nogi dzisiaj cały czas zmęczone, ale pokręcenie w wolnym tempie pomogło. Mieliśmy jeszcze pojechac na Pola Mokotowskie, ale po lodach trochę się zimno zrobiło i wróciliśmy do domu.

M2 po Kabackim

Piątek, 29 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Po pracy położyłem się na chwilę i nawet nie wiem kiedy zasnąłem i spałem prawie póltorej godziny. Wyjechałem więc około 17.30. Dzisiaj trochę chłodniej niż wczoraj, ale w założeniach trening dośc intensywny więc nie zmarznę:)
Pulsometr przez pierwsze 10 minut ciągle się wiesza. Włączam go dopiero przy Wilanowie. I już na Przyczółkowej zaczynam pierwszy interwał, M2 4 strefa więc jadę około 32 km/h mimo że jest lekko pod wiatr. W sumie robie 4 powtórzenia po 12 minut, 4 min przerwy (pół pierwszego o asfalcie reszta pol lesie). Potem jeszcze około 15 minut pokręciłem się po lesie i powrót. Gdzieś na zachodzie Warszawy chyba padało, a może nawet była burza bo słońce zachodziło na tle dużej chmury i widac było smugi deszczu. Super widok, zrobiłem kilka zdjęc komórką ale jak zwykle nie oddają one widoku.

Asfalty nad Wisłą i trochę po Kabackim

Czwartek, 28 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Zaplanowałem na dzisiaj trening wytrzymałościowy. Pojechałem więc do Konstancina asfaltami przez Gassy. W tym roku chętnie tam jeżdżę, nie ma ruchu a asfalty w dobrym stanie. Do tego sporo osób tam trenuj tyle, że głównie na szosówkach. Dzisiaj oczywiście też mocno, czyli podobnie jak ostanio kiedy tutaj jeżdziłem, tyle że kierunek wiatru odwrotny bo dzisiaj dmuchało głównie ze wschodu. Po 37 asfaltowych kilometrach wjechałem jeszcze trochę pokręcic się po Kabackim. Ku mojemu zaskoczeniu na półnonych ścieżkach jest jeszcze sporo błota. Opony miałem nabite dzisiaj na 3,5 bara więc trochę mnie też wytelepało.
Wracając nie czułem się za bardzo zmęczony, ale skończyły mi się zapasy, a dzisiaj zabrałem 2 bidony (izo i woda) i kilka suszonych moreli i wszystko wciągnąłem.
Pogoda poza wiatrem bardzo przyjemna bo ciepło i słońce na przemian z chmurami.

M1 na stawy

Wtorek, 26 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Przed wyjazdem jescze krótki trening na trasie którą w dzieciństwie jeździłem około 2 godzin.
Od początku mocno przez Boczną do Dalekiej lekko pod górkę i już mam ponad 170 uderzeń na zegarze. Trochę miałem pod wiatr więc na Lubelskiej skręciłem w pierwszy zjazd do lasu. Lekko z górki wpadam na ścieżkę, ponad 30 km/h nagle przedemną 2 sarny. A właściwie to sarna i młody jeleń bo zauważyłem małe rogi. Pod Warszawą to by się za bardzo mną nie przejęły i sobie powoli poszły do lasu, ale tutaj wpadły w popłoch skoczyły w prawo i zacząły biegać między drzewami na równi ze mną. Nagle jelonek przebiegł 3 metry przedemną, sarna jednak dalej biegła wzdłuż mnie. Zwolniłem trochę żeby przepadkiem mnie nie staranowała tak jak jednego maratończyka w Nidzicy w tamtym roku i po kilku sekundach przebiegła drogę przedemną.
Następne km lasem po znanej ścieżce, ale jakoś szybko mijają i wypadam na szutrówkę na stawach. Zatrzymuje się jednak na chwilę bo w lesie pięknie. Cały w kwiatach. Dalej do końca szutrówki i po niecałych 3 minutach wyjeżdżam na asfalt w Janówce. Kiedyś to taką trase chyba z godzinę jechałem, a tutaj niecałe 30 minut i już mogę wracać. Jadę więc asfaltem w kierunku Wólki Plebańskiej. Początkowo centralnie pod wiatr bo wieje z południowego wschodu, ale potem i dalej tym droga kieruje się na północ i jadę coraz szybciej. Po niecałych 10 minutach jestem już w Białej. Fajny szybki treninig M1, cały czas praktycznie w 3 strfie. Na koniec jeszcze 5 minut rozjazdu w okolicy kościoła na Woli.

Okolice Białej

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Wczoraj pogoda się popsuła i z jazdy nic nie wyszło więc wyskoczyliśmy dzisaj poruszać się po świątecznym obżarstwie. Początkowo łąkami i lasami do Porosiuk po drodze zaliczając wszytkie mosty na Krznie. W Porosiukach przejechaliśmy przez tory nowym asfaltem do Jaźwin. Asfalt się skończył więc zawróciliśmy i powrót do Białej lasem, ale tym razem bliżej torów. Potem jeszcze pokręciliśmy się trochę po mieście i na koniec na górki do parku. Asia trochę potrenowała podjazdy i zjazdy. Dobrze jej szło bo tam gdzie próbowała wjechać to się jej udało.
Wycieczka na krótko, chociaż wziąłem rękawki to się nie przydały bo pogoda całkiem inna niż wczoraj i bardzo ciepło.

Mocno po parku Radziwiłowskim

Sobota, 23 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Święta w Białej, pogoda ładna więc rowery też z nami przyjechały. Póżnym popołudniem bo wcześniej nie było czasu pojechałem się skatować do parku na górki. Dojazd jednak naokoło bo przez spalony most i potem po łąkach. Od początku praktycznie mocno, puls ponad 170. W parku odrazu bez zbytniego zastanawiania się atakuje kolejne górki, co się tylko da z różnych stron. Próbuje też podjechać tą najbardziej na zachód przy Amfiteatrze - za pierwszym razem z małej tarczy bez sukcesu - za stromo o odrywa mi się przednie koło. Rozpędzam się więc i atakuje ze środka i za 2 razem wjeżdżam, potem powtarzam to jeszcze z 5 razy. Miałem tak pojeździć najpierw 20 minut i potem jeszcze pokręcić po asfalcie, ale zajebiście mi się jeździło więc wyszło prawie godzinę. W sumie około 400 metrów w górę. Bardzo dobry trening bo puls cały czas powyżej 4 strefy.

Podjazdy

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Po pracy na Agrykolę. Miałem iśc rano, o 8 zaraz po wstaniu z łóżka, ale wymiękłem więc nie było wyjścia i trzeba było trochę po ciemku pokręcic. Wyjechałem już po zachodzie około 19.40, ale jeszcze kilka podjazdów zrobiłem przed zmrokiem. W sumie 13x Agrykola, 1x Belwederska, 1x Idzikowskiego. Wszystko z blatu, ale muszę wyregulowac tylną przerzutkę łańcuch mi co jakiś czas skakał po kasecie.

Mix po Kabackim

Wtorek, 19 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Koniec regeneracji, trzeba zapieprzac bo wyniki miały byc lepsze. Pogoda taka, że nie wolno siedziec w domu. Pojechałem do Kabackiego bez planu bo nie byłem pewny jakie tam panują warunki. Ostatnio było pełno błota, ale dzisiaj już dużo lepiej. Główne szlaki suche, el głowne szlaki są nudne więc zapuściłem się na wąskie ścieżki no i nie obyło się bez błotka. A wczoraj przygotowałem sobie napęd specjalnie na suche warunki:) Ale w sumie wolę błoto niż piach, ten mnie strasznie wymęczył w Chorzelach.
Miałem zamiar przejechac się singlem od Puławskiej, ale miejscami trzeba było szeroko omijac bo cały był zalany. Pokręciłem się głownie na południowej stronie i potem pojechałem jeszcze na skarpę. Zajebiście się bawie na tych podjazdach i zjazdach, niektóre już trochę szybciej zjeżdżam mimo, że pojawiło się na nich trochę chopek. Podszedłem też dzisiaj do jednego ze stromych zjazdów po korzeniach i z lekkimi uskokami i udało się zjechac, ale pod koniec już dupa na tylnym kole, a i tak kontrola nad rowerem nie była za duża. Ale ważne, że bez gleby:) W każdym razie jest gdzie trenowac technikę.
Powrót tradycyjnie Przyczółkową i tradycyjnie pod wiatr.

Mazovia MTB Chorzele

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Z Warszawy wyjeżdżamy o 7:30. Podróż przyjemna, aczkolkiek pogoda nie nastraja optymistycznie. Zamiast zapowiadanego słońca tylko 9 stopni i kropi przez większośc czasu. Na miesjce docieramy chwilę przed 10, więc bezstresowo i spokojnie zbieramy się do startu. Dzisiaj mam zamiar jechac na 2 bidony (izotonik + woda) dodatkowo zakupiłem jeszcze żel i wziąłem kilka suszonych moreli.
30 minut ptzed startem pogoda się poprawia i wychodzi słońce.
Plan, aby wejśc do sektora na początku oczywiście bierze w łeb i wchodzę znowu jako jeden z ostanich. Ale tutaj nie ma to za bardzo znaczenia bo na początku ma byc 4 km asfaltu. Po starcie staram się jak najszybciej przebic do przodu bo podejrzewam, że grupa może się podzielic. I faktycznie już po kilometrze około 25% osób odpada. Tempo umiarkowane - około 40 km/h, ale przeszkadza wiatr. Trzymam się narazie z tyłu grupy. Po 2 km niewielki podjazd na asfalcie. Przesuwam się szybko do przodu i kolejny dobry ruch bo znowu sporo osób zostaje. Do rozjazdu z FIT, który tym razem jest już po kilku km nic się nie dzieje czuc jednak, że dośc mocno wieje. Zaraz potem wjeżdżamy do lasu pierwsze dwa podjazdy, oba w 100% do podjechanie bez większych problemów. Niestety, niektórzy już na początku trasy wolą spacerowac i momentalnie tarasują cały przejazd. Wbiegam, żeby przejśc tych maruderów, jednak ci co przed nimi wjeżdzali momentalnie uciekają. Dalej odcinek na polach. Sporo piachu, znacznie więcej niż w Otwocku, do tego mocno wieje. Jadę tu właściwie sam i tracę dużo sił. Co jakiś czas mijają mnie 3-4 osoby. Próbuje utrzymac się na kole, ale niezbyt mi to wychodzi i po jakimś czasie odjeżdżają. Inna sprawa, że jade zwykle w za dużej odległości za poprzedzającym zawodnikiem i zbieram na siebie sporo wiatru. Jednak jest dużo piachu i niektórym mocno rzuca rowerami. Kilkanaście km później widzę jak przede mną jednego gościa co chwilę ostro rzuca na piachu, mimo to drugi zaraz za jedzie bardzo blisko. Nagle obaj wpadają na siebie i lecą razem przez kiery. Na szczęście miękko było.
Około 15 km zaczyna się zapowiadany przez orga interwałowy fragment. I faktycznie przez następnę jakieś 20 km cały czas góra dół. Różne podłoże, szybkie zjazdy, na wielu z nich prędkości powyżej 40 km/h. Super odcinek. Niestety prawdopodobnie na jednym z nich gubie cały bidon z wodą. Spostrzegłem się jednak dopiero w okolicach 1 bufetu kiedy chciałem popic żel, który otworzyłem po kilkuminutowej walce z pazłotkiem. Oczywiście po zakupie zapomniałem je zerwac. Ostatecznie po kilku nieskutecznych próbach otwarcia paznokciem i wyduszania na chama postanowiłem zrbic dziurę za pomocą patyka. Jadąc urwałem kawałek gałęzi i potem trzymając żel w zębach, w jedej ręce patyk, a w drugiej kierę, jakoś dziada odpieczętowałem. Postanowiłem tym razem pilnowac jedzenie i picia za wszelką cenę. Wodę wziąłem na 1 bufecie, do tego jadłem suszone morele. Plan w miarę się udał i większych kryzysów na całej trasie nie miałem.
Kolejne km to dalej interwały, na podjazdach odrobiłem tutaj trochę pozycji. Wszystkie górki wjechałem chociaż niektóre z małej tarczy z przodu bo strome były. Jedak kiedy zobaczyłem Górę Dębową to tylko przez chwilę pomyślałem, że da się ją podjechac. Nie wiem czy komuś się udało, ale w zasięgu mojego wzroku wszyscy schodzili jeszcze przez jej początkiem:) Ja podjechałem ile się da wyprzedzając przy okazji z pięc osób, a potem rozpocząłem stromy marsz w górę. Spacer to na pewno nie był bo pulsometr pokazywał ponad 180 udderzeń.
Na drugim bufecie w okolicach 40 km wziąłem powerade, którego opróżniłem prawie całego w ciągu minuty i jeszcze jeden żel, po który musiałem się zatrzymac na chwilę bo dziewczyna nie zdązyła wyciągnąc i musiała mi go rzucic. Na szczęście złapałem, ale straciłem przez to grupę, którą ciągnąłem przez jakiś czas na płytach betonowych. Wogle zauważyłem, że większośc osób sępi tylko na czyjeś koło i nikomu się nie chce współpracowac. Po rozjeździe na Giga skończył się interwał i zaczęły znowu odkryte tereny na szybkich szutrach i asfaltach. Niestety miałem dzisiaj sporego pecha do jazdy po nich bo praktycznie przez cały wyścig jak wjeżdżałem na taki odcinek to nie było w moim zasięgu żadnej grupy i sam musiałem walczyc z wiatrem. Żel wzięty na 2 bufecie okazał się również zamknięty więc olałem już odpieczętowywanie i zamiest tego na 10km przed metą wziąłem jeszcze 1 powerada. Po połączeniu z FIT jeszcze 2 większe górki, sporo piachu i trochę głębokiego błota, które przejechałem, ale prawie złapał mnie skurcz w łydkę. Ostatnie 4 km to asfalt do mety. Ścignąłem na nim jeszcze 2 osoby. Probowałem ich namówic żebyśmy doszli jeszcze jednego jakieś 150 przed nami, ale nie dali rady utrzymac koła więc mi też się ostatecznie nie udało i na metę wpadłem sam po 2 godzinach i 41 minutach.
Fiinish © wojekk

Miejsce 129/481 i 33/93 w M2. Wynik ok, szczególnie w kategorii rating ponad 84% także blisko celu. Jednak przez cały wyścig mimo, ze nie miałem większego kryzysu czułem trochę brak mocy. Podejrzewam, że może to byc w dużej mierze kwestia przeziębienia które mnie trzymało ponad tydzień i dzisiaj jeszcze nie raz kaszlałem na trasie. Cel jednak znowu nie wykonany więc pełnego zadowolenia nie ma.

P1 i trochę po bagnach w LK

Czwartek, 14 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Nie chciało mi się trochę, ale że w poprzednim tygodniu była bida to wyturlałem się o tej 17.30 jeszcze trochę potrenowac przed niedzielą. Najpierw P1 wzdłuż Przyczółkowej. 4 serie po 5 sprintów. 2 x z wiatrem i 2 razy pod wiatr. Różnica max prędkości prawie 7 km/h. Potem stwierdziłem, że jeszcze trochę pojeżdżę i zamiast do domu do jeszcze na Kabacki pojechałem z myślą pobawienie się chwilę na skarpie. Oczywiście zjazdy już najeżone hopkami przez co musiałem ostrożnie jeździc żeby się nie zabic przypadkiem. Poatakowałem kilka razy mój ulubiony kręty i stromy podjazd po korzeniach, niestety przez błoto i śliskie korzenie tym razem właściwie tylko 1 próba na 5 zakończona sukcesem chociaż i tak nie do końca pełnym.
Wrócic postanowiłem Kenem więc najpierw lasem do Moczydłowsiej. Początkowo wałem na tyłach metra, potem zjechałem do lasu, zachęciła mnie początkowo sucha ścieżka. Niestety potem było moookro. Na początku dwie kałuże na całej szerokości, przejechałem gładko środkiem mimo, że jedna była głęboka. W międzyczasie jeszcze 2 sarny przebiegły mi drogę. Dalej jednak patrze, a przedemną jeszcze z 80 metrów konkretnego błota więc odbiłem w las trochę po śladach jakichś moich poprzedników. Błota może nie było, ale zamiast tego były mokradła na przemian z bagnem. Ani kawałka suchego miejsca. Dobrze, że w miarę płytko i nie musiałem się zanurzac. Do czasu. W pewnym momencie nie mogłem się zdecydowac w którą stronę odbic i musiałem zamoczyc lewą stopę. Wykorzystałem postój na zdjęcia.
Na mokradłach © wojekk


Po chwili zlokalizowałem drogę do cywilizacji i wyjechałem z lasu. Wzdłuż Kenu niezbyt przyjemny bo oczywiście pod wiatr. Na dowidzenia podjechałem jeszcze terenem pod Kopę od półonocy.