Mazovia MTB - Toruń
Niedziela, 27 maja 2012
· Komentarze(0)
Kategoria W towarzystwie, Zawody
Na maraton jedziemy już w sobotę, żeby przy okazji zwiedzić Toruń. Od razu na Wisłostradzie w sobotę rano spędzamy prawie 40 minut w korku przejeżdżając przez ten czas może z 200 metrów. Dobrze, że w ostatniej chwili udało się zjechać, stania było chyba na 3-4 godziny.
Nocujemy 20 km pod Toruniem, więc na start mamy blisko i spokojnie dojeżdżamy godzinę przed czasem. Parking duży, więc problemów z miejscem nie ma.
Nie padało już chyba z tydzień i wiadomo, że będzie piach. Jadę sprawdzić początek trasy. Zaraz za stadionem jest długa piaskownica. Spokojnie do przejechania w pojedynkę, ale przy tłumie nie ma co się łudzić. Przejadą pierwsi z sektora reszta z buta. Zastanawiam się jak to przejechać bezpiecznie, bo nietrudno tu o glebę. Sektory już zapełnione do połowy, więc gadam jeszcze z chłopakami z drużyny i jak zwykle ustawiam się pod koniec. Jednak tuż przed startem widzę że z lewej strony jest dużo miejsca i w efekcie ruszam mniej więcej w połowie sektora. Zaraz za stadionem dojeżdżamy do piachów. Postanowiłem, że zejdę i przebiegnę to jak tylko zobaczę, że tworzy się kocioł. Jak sobie założyłem tak zrobiłem i już właściwie na początku biegnę z rowerem wyprzedzając przy okazji sporo osób, które walczą lub przewracają się wpadając na siebie. Wskakuje na rower. Piach jest dalej, ale daje się jechać. Niestety jest ciasno i jakiś gówniarz z Planji zajeżdża mi po chamsku drogę i muszę się właściwie zatrzymać żeby na niego nie wpaść. Rzuciłem kilka uwag pod jego adresem i ruszyłem dalej. Oczywiście kilka osób mnie wyprzedziło.
W dalszym ciągu piach. Momentami unosi się tyle kurzu, że ledwo widać zawodnika z przodu. Peleton trochę się rozciąga, jest gorąco i w gardle czuć piach. Wjeżdżamy do lasu, tutaj trochę chłodniej. Tempo wzrosło, bo droga zrobiła się twardsza. Czuję się dobrze i wyprzedzam sporo osób. Co chwilę jednak pojawiają się nowe piaskownice. Spodziewałem się tego więc jakoś bardzo mnie to nie wkurza. Dzięki temu jest trochę trudniej. Mojego poglądu nie podzielają jednak mijani zawodnicy. Sama trasa jednak rozczarowuje. Jest płasko, nawet bardzo, żadnych trudności technicznych poza piachem. Spodziewałem się chociaż jakichś krótkich podjazdów pod wydmy jak w Otwocku, a tu nic. Do premii Auto Landu, która była około 15 km może jakaś jedna mini górka. Ale sama premia za to poprzedzona taką piaskownicą, że wszyscy wokoło dawali kilkadziesiąt metrów z buta.
Cały czas mam wrażenie, że tasuje się z tymi samymi zawodnikami. Nie widzę za bardzo znajomych twarzy i mam wrażenie, że słabo wystartowałem i ci, z którymi zwykle się ścigam są gdzieś z przodu. Jedzie mi się dość dobrze. Staram się przede wszystkim jechać mądrze. Ludzi dookoła dalej sporo, więc dużo jadę w grupie. Czasami udaje się pojechać na zmiany. Gdzieś około 15-20 km jest najciekawszy fragment trasy bo jeździmy po wąwozach. Pojawia się więc kilka szybkich zjazdów, które są dość zdradliwe bo zakończone piachem. No i ze dwa większe podjazdy. Nie czuje się na nich jakoś super mocno, ale łatwo doganiam ludzi przede mną. Nie da się jednak wyprzedzać, bo często jest tylko jedna ścieżka i wszyscy jadą grzecznie za sobą.
Czasami ktoś próbuje skoczyć na bok, ale najczęściej płaci za to męką w piachu i utratą kilku miejc. Poza tym mijam też sporo ludzi z awariami, wprawdzie nie aż tylu, co w Legionowie, ale jednak trochę ludzi miało dzisiaj problemy ze sprzętem. Sam też raz walczyłem ze spadającym łańcuchem i do tego raz na w miarę płaskim odcinku musiałem jechać bez blatu, bo nie chciał wskoczyć. Potem jednak już było ok. Gdzieś w połowie trasy ledwo uniknąłem też gleby. Jechałem ostatni w 5 osobowej grupie gdy nagle pierwszy zawodnik prawdopodobnie się lekko zagapił i w sporym piachu skręcił ostro kierownicą. Oczywiście od razu postawiło go bokiem. Udało mu się utrzymać równowagę, ale zaraz wjechało w niego 2 zawodników robiąc OTB. Trzeci się już zatrzymał, a mi udało się ich ominąć, bo jechałem bardziej z lewej strony. Na szczęści nic się nikomu nie raczej nie stało, bo było miękko i prędkość niezbyt duża.
Po 30 km na trasie zaczęło pojawiać się więcej pól i niestety asfaltów. Jak złość jadę tutaj sam, albo ciągnę jakąś małą grupę. Zaczynam się wkurzać na trasę, bo widzę też, że omija ona podjazdy przy Zamku Bierzgłowskim (z mapy wynikało, że tak nie będzie) i zamiast tego prowadzi w piach albo na szutrówki. Muszę do tego uważać na lewą nogę bo czuję, że łydka jest blisko skurczu. W efekcie moje tempo spada. Spada też tętno, poniżej 170, więc zmuszam się żeby wykręcić chociaż te 172. Mimo to nikt mnie za bardzo nie dogania, a ja sam, co jakiś czas kogoś wyprzedzam. Tak jest do czasu dobijającego dla mnie odcinka w okolicach 40 km. Najpierw jakieś 2-3 km asfaltu, a potem, co najmniej drugie tyle płaskiej, szerokiej szutrówki, po której jedzie się właściwie jak na asfalcie. Jadę tu jakże by inaczej sam. Za mną nikogo, jakieś 60 metrów przede mną widzę dwie osoby. Niestety jadą chyba na zmiany i uciekają mi. Staram się trzymać tętno powyżej 170 i jechać równym tempem. Wkurzam się i zastanawiam czy nie można było naprawdę poprowadzić trasy jakoś inaczej. Oglądam się ze dwa razy za siebie i nikogo nie widzę, jednak czuję, że zaraz złapie mnie jakaś grupa. No i nie mylę się bo pod koniec szutrówki dochodzi mnie chyba z 10 osób. Tzn właściwie to 1 osoba (koń) i 9 uwieszonych sępów na jego kole. Dobrą stroną jest to, że przynajmniej sobie chwilę w tej grupie odsapnę. Ale nie. Gość dojeżdża do mnie i siada mi na koło! O nie, tak się nie będę bawił. Nie zamierzam ciągnąć tego majdanu. Zwalniam więc i zjeżdżam na lewo żeby mnie wyprzedził, ale on dalej za mną. Do tego nikt z sępów z tyłu też się nie kwapi do zmiany więc zupełnie puszczam korby i mówię do nich żeby jechali. Nie czekam jednak na koniec grupy tylko chowam się w środku. Jak znowu zaczynają się piachy i teren inny niż szutrówka to z grupy zostaje już tylko połowa w tym koń, i gość z Gerappy z którym się tasowałem od początku wyścigu. Na singlach w lesie gerappa wychodzi do przodu i daje dosyć dobre tempo. Jadę bezpośrednio za nim, reszta powoli odpada. Na jednym z rozjazdów gerappa myli jednak trasę. Wołamy za nim więc dość szybko się ogarnia i nie traci dużo. Jako, że do mety już blisko to na tyle ile mogę, bo lewa łydka dalej bliska skurczów, podkręcam tempo i gubię grupkę za sobą. Wyprzedzam też jeszcze 2 osoby. Gościa z legionu, którego pamiętam jak mnie wyprzedzał na polach mocnym tempem zupełnie odcięło oraz zawodnika z biketires. Niestety za to na wyjeździe z lasu tuż przed metą dopada mnie gerappa. Chwilę siedzi mi na kole i wyprzedza tuż przed dużym piachem z początku trasy. Wiedziałem dokładnie, że tak zrobi żeby mieć przewagę na wjeździe na stadion. Mimo to go puściłem bo liczyłem, że i tak utrzymam mu koło i powalczymy na finiszu. Niestety przez piach przejechałem źle, dużo gorzej niż rywal przez, co zyskał on około 5 sekund, Na stadionie próbowałem jeszcze odrobić, ale finisz był już w połowie toru i mimo że się lekko zbliżyłem to 3 sekundy straciłem. Szkoda końcówki, bo jednak za mało powalczyłem.
Na mecie zupełnie nie wiem jak ocenic wyścig. Niby nie jechałem źle, ale coś mi nie grało. Sądziłem że przyjechałem raczej pod koniec sektora, ale okazało się że nie było tak źle bo miałem w nim 8 czas na mega.
Ogólnie open 59 i 20 w kategorii.
Trasa na pewno słaba. Druga z najgorszych zaraz po Piasecznie. Zdecydowanie nie opłaca się jechac 200 km na taki maraton.
Nocujemy 20 km pod Toruniem, więc na start mamy blisko i spokojnie dojeżdżamy godzinę przed czasem. Parking duży, więc problemów z miejscem nie ma.
Nie padało już chyba z tydzień i wiadomo, że będzie piach. Jadę sprawdzić początek trasy. Zaraz za stadionem jest długa piaskownica. Spokojnie do przejechania w pojedynkę, ale przy tłumie nie ma co się łudzić. Przejadą pierwsi z sektora reszta z buta. Zastanawiam się jak to przejechać bezpiecznie, bo nietrudno tu o glebę. Sektory już zapełnione do połowy, więc gadam jeszcze z chłopakami z drużyny i jak zwykle ustawiam się pod koniec. Jednak tuż przed startem widzę że z lewej strony jest dużo miejsca i w efekcie ruszam mniej więcej w połowie sektora. Zaraz za stadionem dojeżdżamy do piachów. Postanowiłem, że zejdę i przebiegnę to jak tylko zobaczę, że tworzy się kocioł. Jak sobie założyłem tak zrobiłem i już właściwie na początku biegnę z rowerem wyprzedzając przy okazji sporo osób, które walczą lub przewracają się wpadając na siebie. Wskakuje na rower. Piach jest dalej, ale daje się jechać. Niestety jest ciasno i jakiś gówniarz z Planji zajeżdża mi po chamsku drogę i muszę się właściwie zatrzymać żeby na niego nie wpaść. Rzuciłem kilka uwag pod jego adresem i ruszyłem dalej. Oczywiście kilka osób mnie wyprzedziło.
W dalszym ciągu piach. Momentami unosi się tyle kurzu, że ledwo widać zawodnika z przodu. Peleton trochę się rozciąga, jest gorąco i w gardle czuć piach. Wjeżdżamy do lasu, tutaj trochę chłodniej. Tempo wzrosło, bo droga zrobiła się twardsza. Czuję się dobrze i wyprzedzam sporo osób. Co chwilę jednak pojawiają się nowe piaskownice. Spodziewałem się tego więc jakoś bardzo mnie to nie wkurza. Dzięki temu jest trochę trudniej. Mojego poglądu nie podzielają jednak mijani zawodnicy. Sama trasa jednak rozczarowuje. Jest płasko, nawet bardzo, żadnych trudności technicznych poza piachem. Spodziewałem się chociaż jakichś krótkich podjazdów pod wydmy jak w Otwocku, a tu nic. Do premii Auto Landu, która była około 15 km może jakaś jedna mini górka. Ale sama premia za to poprzedzona taką piaskownicą, że wszyscy wokoło dawali kilkadziesiąt metrów z buta.
Cały czas mam wrażenie, że tasuje się z tymi samymi zawodnikami. Nie widzę za bardzo znajomych twarzy i mam wrażenie, że słabo wystartowałem i ci, z którymi zwykle się ścigam są gdzieś z przodu. Jedzie mi się dość dobrze. Staram się przede wszystkim jechać mądrze. Ludzi dookoła dalej sporo, więc dużo jadę w grupie. Czasami udaje się pojechać na zmiany. Gdzieś około 15-20 km jest najciekawszy fragment trasy bo jeździmy po wąwozach. Pojawia się więc kilka szybkich zjazdów, które są dość zdradliwe bo zakończone piachem. No i ze dwa większe podjazdy. Nie czuje się na nich jakoś super mocno, ale łatwo doganiam ludzi przede mną. Nie da się jednak wyprzedzać, bo często jest tylko jedna ścieżka i wszyscy jadą grzecznie za sobą.
Czasami ktoś próbuje skoczyć na bok, ale najczęściej płaci za to męką w piachu i utratą kilku miejc. Poza tym mijam też sporo ludzi z awariami, wprawdzie nie aż tylu, co w Legionowie, ale jednak trochę ludzi miało dzisiaj problemy ze sprzętem. Sam też raz walczyłem ze spadającym łańcuchem i do tego raz na w miarę płaskim odcinku musiałem jechać bez blatu, bo nie chciał wskoczyć. Potem jednak już było ok. Gdzieś w połowie trasy ledwo uniknąłem też gleby. Jechałem ostatni w 5 osobowej grupie gdy nagle pierwszy zawodnik prawdopodobnie się lekko zagapił i w sporym piachu skręcił ostro kierownicą. Oczywiście od razu postawiło go bokiem. Udało mu się utrzymać równowagę, ale zaraz wjechało w niego 2 zawodników robiąc OTB. Trzeci się już zatrzymał, a mi udało się ich ominąć, bo jechałem bardziej z lewej strony. Na szczęści nic się nikomu nie raczej nie stało, bo było miękko i prędkość niezbyt duża.
Po 30 km na trasie zaczęło pojawiać się więcej pól i niestety asfaltów. Jak złość jadę tutaj sam, albo ciągnę jakąś małą grupę. Zaczynam się wkurzać na trasę, bo widzę też, że omija ona podjazdy przy Zamku Bierzgłowskim (z mapy wynikało, że tak nie będzie) i zamiast tego prowadzi w piach albo na szutrówki. Muszę do tego uważać na lewą nogę bo czuję, że łydka jest blisko skurczu. W efekcie moje tempo spada. Spada też tętno, poniżej 170, więc zmuszam się żeby wykręcić chociaż te 172. Mimo to nikt mnie za bardzo nie dogania, a ja sam, co jakiś czas kogoś wyprzedzam. Tak jest do czasu dobijającego dla mnie odcinka w okolicach 40 km. Najpierw jakieś 2-3 km asfaltu, a potem, co najmniej drugie tyle płaskiej, szerokiej szutrówki, po której jedzie się właściwie jak na asfalcie. Jadę tu jakże by inaczej sam. Za mną nikogo, jakieś 60 metrów przede mną widzę dwie osoby. Niestety jadą chyba na zmiany i uciekają mi. Staram się trzymać tętno powyżej 170 i jechać równym tempem. Wkurzam się i zastanawiam czy nie można było naprawdę poprowadzić trasy jakoś inaczej. Oglądam się ze dwa razy za siebie i nikogo nie widzę, jednak czuję, że zaraz złapie mnie jakaś grupa. No i nie mylę się bo pod koniec szutrówki dochodzi mnie chyba z 10 osób. Tzn właściwie to 1 osoba (koń) i 9 uwieszonych sępów na jego kole. Dobrą stroną jest to, że przynajmniej sobie chwilę w tej grupie odsapnę. Ale nie. Gość dojeżdża do mnie i siada mi na koło! O nie, tak się nie będę bawił. Nie zamierzam ciągnąć tego majdanu. Zwalniam więc i zjeżdżam na lewo żeby mnie wyprzedził, ale on dalej za mną. Do tego nikt z sępów z tyłu też się nie kwapi do zmiany więc zupełnie puszczam korby i mówię do nich żeby jechali. Nie czekam jednak na koniec grupy tylko chowam się w środku. Jak znowu zaczynają się piachy i teren inny niż szutrówka to z grupy zostaje już tylko połowa w tym koń, i gość z Gerappy z którym się tasowałem od początku wyścigu. Na singlach w lesie gerappa wychodzi do przodu i daje dosyć dobre tempo. Jadę bezpośrednio za nim, reszta powoli odpada. Na jednym z rozjazdów gerappa myli jednak trasę. Wołamy za nim więc dość szybko się ogarnia i nie traci dużo. Jako, że do mety już blisko to na tyle ile mogę, bo lewa łydka dalej bliska skurczów, podkręcam tempo i gubię grupkę za sobą. Wyprzedzam też jeszcze 2 osoby. Gościa z legionu, którego pamiętam jak mnie wyprzedzał na polach mocnym tempem zupełnie odcięło oraz zawodnika z biketires. Niestety za to na wyjeździe z lasu tuż przed metą dopada mnie gerappa. Chwilę siedzi mi na kole i wyprzedza tuż przed dużym piachem z początku trasy. Wiedziałem dokładnie, że tak zrobi żeby mieć przewagę na wjeździe na stadion. Mimo to go puściłem bo liczyłem, że i tak utrzymam mu koło i powalczymy na finiszu. Niestety przez piach przejechałem źle, dużo gorzej niż rywal przez, co zyskał on około 5 sekund, Na stadionie próbowałem jeszcze odrobić, ale finisz był już w połowie toru i mimo że się lekko zbliżyłem to 3 sekundy straciłem. Szkoda końcówki, bo jednak za mało powalczyłem.
Na mecie zupełnie nie wiem jak ocenic wyścig. Niby nie jechałem źle, ale coś mi nie grało. Sądziłem że przyjechałem raczej pod koniec sektora, ale okazało się że nie było tak źle bo miałem w nim 8 czas na mega.
Ogólnie open 59 i 20 w kategorii.
Trasa na pewno słaba. Druga z najgorszych zaraz po Piasecznie. Zdecydowanie nie opłaca się jechac 200 km na taki maraton.