Mazovia MTB Legionowo

Niedziela, 13 maja 2012 · Komentarze(0)
Już 3 tygodnie bez ścigania więc nie mogłem się doczekać Legionowa. Nawet mimo tego, że trasa będzie płaska i szybka.
Dojeżdżamy później niż chcieliśmy, głównie przez problemy z mocowaniem roweru na bagażniku. Na szczęście miejsc na parkingach sporo.
Jest dosyć zimno. 12 stopni i pochmurno. Na szczęście nie wieje i nie pada. Decyduje się jednak jechać w krótkich spodenkach długiej potówce i na to koszulce z krótkim. Zimno było mi tylko w sektorze.
Przed startem udaje mi się jeszcze zrobić krótką rozgrzewkę i o 10.55 wchodzę do sektora

Na starcie jak zwykle szybko. Pierwsze kilkaset metrów to asfalt, ale zaraz potem wpadamy na dziurawą gruntową drogę. Peleton oczywiście zwarty więc jest ciasno, szybko i niebezpiecznie. Staram się przeskakiwać do przodu, żeby zabrać się do jakiejś solidnej grupki, ale nie jest to łatwe. Wjeżdżamy na pola z koleinami i tu już zaczynają się pierwsze problemy. W niektórych koleinach nie da się jechać i trochę osób utyka. Na szczęście udaje mi się jakoś ominąć to zamieszanie.
Wjeżdżamy wreszcie do lasu. Dalej jest szybko, a do tego robi się jeszcze wąsko. Przede mną sznurek zawodników. Tempo jednak nie jest bardzo wysokie więc trochę wyprzedzam. Staram się jednak robić to po rozsądnym torze bo co raz mijamy kogoś z awarią. Większość to przebite dętki, ale wielu osobom dają się we znaki latające patyki. Mi też się jeden dostaje, ale na szczęście klinuje się przy przednim hamulcu, więc wystarczyło, że trochę zwolniłem i wyszarpałem w trakcie jazdy.
Gdzieś do 12 km jedzie mi się dobrze. Trafiam wreszcie do grupki, która jedzie moim tempem z tyłu uciekamy reszcie, więc nie jest źle. Niestety około 12-13 km mam chwilę słabości. Najpierw rozkraczam się na jakiejś górce. W ogóle dzisiaj słabo mi się podjeżdżało. Jakoś tak bez mocy, aby wjechać, zamiast lecieć na pełnej k. Było ciasno, jechałem za kimś strasznie wolno, więc postanowiłem odbić trochę na prawo. Tam jednak było pełno gałęzi, i się zatrzymałem i zablokowałem nieco ruch. Szybko wsiadłem, ale się nieco na to wkurwiłem. Do tego kilka miejsc straciłem, przez co na kolejny, fatalny odcinek dziurawej szutrówki przy torach wjechałem sam. Opuściły mnie tu siły i znowu wyprzedziło kilko osób. Dojechałem do jakiegoś zawodnika SK bank. Chwilę powisiałem na kole, ale kolega nie wyglądał najlepiej i chyba miał jeszcze większy kryzys niż ja. Nie odcięło mnie tylko się chyba zasapałem i złapała mnie znowu jakaś lekka kolka. Ogólnie to zjadłem na tym maratonie tylko 1 żela, ale za to trochę więcej niż zwykle piłem.
Odżyłem znowu chwilę za premią autolandu. Zaczął się tutaj szybki kręty odcinek po lesie i wydmach. Przejechałem do w większości z młodym zawodnikiem z BDC i starszym z Legionu. Obaj byli z 3 sektora i odbili na FIT więc na 2 pętlę wjechałem sam. Szybko jednak znowu znalazłem się w większej grupie i już nawet nie wiem czy to ja do kogoś dojechałem czy też dojechał ktoś do mnie. Wydaje mi się, że tak po połowie Ogólnie to ta druga pętla w moim wykonaniu była jakaś taka bezbarwna. Niby szybko, niby trochę się męczyłem, ale pulsometr coraz częściej pokazywał poniżej 170. Podskoczył trochę wyżej na sekcji 3 piaszczystych górek gdzie przez tłok nie było opcji wjechania, więc w przeciwieństwie do reszty, która prowadziła postanowiłem podbiegać. Dało mi to w sumie jakieś 10 miejsc. Odcinek dziurawy przy torach tym razem szybko i na czyimś kole. Tuż przed autolandem wyszedłem na czoło grupki i udało mi się trochę oderwać i za 2-3 km dociągnąć do następnej. Od tego momentu przez następnych kilka km jechaliśmy po wąskich krętych singlach wężykiem w idealnym porządku. Nikomu się chyba nie chciało wyprzedzać, bo trzeba by było walić po krzakach. W pewnym momencie nasz wąż liczył chyba z 15 osób. Podczas takiej jazdy na moim pulsometrze na stałe właściwie zagościła liczba 168. Nawet myślałem, że coś się zwaliło, bo przez dłuższy czas nic się nie zmieniało
Tuż przed rozjazdem MEGA/GIGA zrobiło się odrobinę szerzej, więc przyśpieszyłem i przeskoczyłem do przodu o kilka pozycji. Spodziewałem się, że za chwilę na rozjeździe sporo osób odbije na dłuższy dystans, grupka się podzieli i może uda się uciec. Plan się powiódł, bo na dojazdówce do mety zostałem sam. Jedna osoba wyprzedziła mnie na kolejnym dziurawym odcinku, natomiast zyskałem jeszcze jedno miejsce na końcowych krętych singlach przed metą. Dublowałem tu też sporo fitowców. Niestety organizator nie do końca przemyślał trasę i końcówka fit miała bardzo ciężki i stresujący finisz bo cały czas musieli ustępować miejsca Mega, często zatrzymując się lub uciekając w krzaki.
Z ostatniego lasu wyjechałem z przewagą kilkudziesięciu metrów nad kolejnym zawodnikiem. Myślałem, że mam bezpieczną przewagę, ale doszedł mnie tuż przed metą. Nie dałem się jednak i finisz wygrałem o błysk szprychy.
Na mecie jakoś dziwnie. Nie wiem jak mam ocenić ten start.
Po przyjściu smsa z wynikiem trochę więcej się wyjaśnia. Rating prawie 88% więc jest dobrze, ale miejsce 80 Open mi się nie podoba i pozostaje niedosyt.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ksree

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]