Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:468.54 km (w terenie 125.00 km; 26.68%)
Czas w ruchu:22:28
Średnia prędkość:20.85 km/h
Maksymalna prędkość:53.37 km/h
Suma podjazdów:1760 m
Maks. tętno maksymalne:192 (97 %)
Maks. tętno średnie:180 (91 %)
Suma kalorii:14852 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:39.05 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Szybki trening po pracy

Czwartek, 31 marca 2011 · Komentarze(0)
Rano obudziłem się z lekkim bólem gardła i miałem ospuścic dzisiaj jazdę, ale tak ciepło to jeszcze w tym roku nie było i nie wytrzymałem i wyskoczyłem trochę pokręcic. Planowany wcześniej trening P1. Wykorzystałem do tego ścieżkę wzdłuż Przyczółkowej i zrobiłem w sumie 5 srii po 5 krótkich sprintów. Akurat wyszło 2 razy w tą i z powrotem. Policja oczywiście dzisiaj też obstawiła ulice i strzelali laserem. Chyba muszą miec tu niezłe żniwa, że codziennie stoją.

Mix

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(0)
Po pracy szybko do lasu żeby potestowac trochę opony w terenie przed niedzielnym maratonem. Po drodzę jednak jeszcze na Kopę Cwila. 5 podjazdów w tym cztery w terenie z różnych stron. Nawet fajnie mi się podjeżdżało mimo, że dośc mocno się nażarłem przed wyjściem. Potem jednak po drodzę do Kanbackiego zacząłem zamulac i słabo mi się jechało właściwie było tak aż do singla gdzie zrobiłem sobie 2 interwały w 4 strefie. Wytelepało mnie nieźle na korzeniach no i nie zabrakło też błotka bo w lesie jeszcze sporo szlaków, tak jak singiel, miejscami nieprzejezdnych, albo zabłoconych. Potem pojechałem na skarpę pokatowac jeszcze trochę podjazdów. Coraz bardziej podobają mi się te szlaczki, techniczne sztywne podjazdy i strome zjazdy, do 2 nawet nie próbowałem podejśc może za jakiś czas. Dla rozjazdu jeszcze rundka po lesie, dalej telepało mną na byle korzeniu więc spuściłem trochę powietrza z opon i od razu pomogło. Przyczółkową do domu spokojnie. Znowu jak wracałem stała policja i łapali na laser ostanio za każdym razem jak tamtędy przejeżdżam to łapią.

Asfaltami do Czerska

Poniedziałek, 28 marca 2011 · Komentarze(1)
Korzystając z dnia urlopu zaplanowałem sobie dzisiaj dłuższą jazdę. W weekend za bardzo nie pojeździłem, plan wykonany w 80% więc trzeba nadrabiac.
Rano zmiana opon na nowe Maxxisy Crossmarki.
Wyjechałem około 13, sporo cieplej niż wczoraj, przede wszystkim wiatr już nie taki zimny. Ale ciągle dośc silny i głównie z zachodu. Zaplanowałem trasę na południe do Góry Kalwarii, więc prawie cały czas miałemgo z boku, ale jednak sporo mi utrudniał jazdę, a szczególnie powrót.
Po dojechaniu do Powsina postanowiłem odbic na asfalty bliżej Wisły. Nie ma tam prawie wcale ruchu i bardzo fajnie się jeździ. Akurat też przejeżdżał ktoś na kolarce więc się podczepiłem i tak przejechaliśmy ponad 20 km aż do Gassów gdzie ja odbiłem w stronę GK. Nowe opny na sfalcie toczą się rewelacyjnie, minimalne opry, nic nie buczy i nie wibruje. Aż mi się nie chciało ich brudzic w terenie. Zrobiłem to tylko dwa razy. Pierwszy odcinek 2 km po błotku przy Wiśle na żóltym szlaku, a drugi podczas powrotu z Konstancina. Razem 8 km. Dziwnie mi się jechało, ale konkretniej potestuje w środę to wtedy zobaczymy.
Do GK dojechałem asfaltami najbliżej Wisły przez co minęły mnie ze 3 samochody. Podjazd pod skarpę pod wiatr także puls doszedł do 180. W miasteczku na rynku znaleźli nowy sposób na dziury
Nowy sposób na dziury © wojekk

Ale kawałek dalej kręciła się ekipa więc chyba jednak zamierzali łatac w niedalekiej przyszłości:)
Czas miałem dobry, średnia ponad 26 więc postanowiłem ruszyc jeszcze do Czerska, oczywiście dalej asfaltem:) Dojechałem chyba po 10-15. Na zamek nie wchodziłem bo trzeba było płacic, więc zatrzymałem się obok przy kościele. Zjadłem banana, zrobiłem kilka zdjęc i ruszyłem spowrotem.

Wybrałem tą samą drogę bo na równoległej-bezpośredniej do Konstancina spory ruch. Niestety coraz mocniej przeszkadzał wiatr. Po drodze zjadłem jeszcze batonika i doturlałem się do Konstancina. Dalej już standardowo.
Treningowo to głównie jazda tlenowa, poniżej 160, kilka podjazdów w 4 strefie.

Miejska przejażdżka

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(0)
Mieliśmy rano pojechac pooglądac biegaczy na półmaratonie warszawskim, ale późno poszliśmy spac i do tego zmiana czasu popsuła te plany. Wyjechaliśmy więc około 13. Wcześniej jeszcze z godzinę pogrzebałem przy Asi rowerze bo stał nieużywany od września.
Podłączył się też do nas Jarek po kręcił się w okolicy i pojechaliśmy w stronę starówki. Tempo wolne, przez co przez większośc drogi było mi chłodno. Niby było słońce, ale często zachodziło, a powietrze bardzo zimne. Rozgrzewałem się tylko dzięki podjazdom po drodze. Aha mnie zaskoczyła bo podjeżdżała wszystko w dobrym tempie. Ze starówki pojechaliśmy w stronę zoo, misie się obudziły więc chwilę poobserwowaliśmy i potem przez most świętokrzyski i dalej standardowo do domu. Początkowo miało byc na kebaba, ale ostatecznie wybraliśmy spaghetti w domu.
Plan w tym tygodniu w dupie bo zamiast prawie 8,5 godziny było tylko 7,a le może nadrobię jutro bo ma cyc cieplej.

Agrykola

Czwartek, 24 marca 2011 · Komentarze(0)
Trzeci dzień mocno wieje, ale dzisiaj chyba najbardziej. Do tego chłodniej niż we wtorek. Nie chciało mi się przez to wychodzic, ale jakiś trening zrobic trzeba, a wczoraj na siłowni już mi się bardzo nudziło. Do tego było gorąco i sporo ludzi więc mimo wyszedłem.
Do zrobienia podjazdy więc szybko na Agrykolę. Po drodze pod wiatr momentami tak dmuchało, że mnie znosiło. Trafiłem chyba na trening WKK, bo spora grupka podjeżdżała raczej spokojnym tempem. Ja zaplanowałem mocniejszy trening więc jazda z nimi odpadała. Jednak przez kilkanaście okrążeń utrzymywała się między nami cały czas taka sama odległośc bo ja szybciej podjeżdżałem, ale sporo hamowałem na zjeździe bo mnie trochę zawiewało. Co do wiatru to podjazd oczywiścię cięższy bo ciągnęło z północnego zachodu i od połowy były silne podmuchy. Zrobiłem górkę 15x, twarde przełożenie czyli można podciągnąc pod F2.

Wreszcie jest

Wtorek, 22 marca 2011 · Komentarze(0)
Niby pierwszy dzień wiosny był wczoraj, ale dopiero dzisiaj można było ją poczuć. Wreszcie ciepło i słonecznie. Wykorzystałem warunki i przed robotą wyskoczyłem trochę pojeździć. Zaplanowałem trening M2 i w tym celu ruszyłem na ścieżkę wzdłuż Trasy Siekierkowskiej. Wpisuje tu jakbym jeszcze kiedyś miał wątpliwości pewna zasadę. Wzdłuż Siekierkowskiej ZAWSZE wieje. Nawet jak nie ma wiatru to wieje! Chociaż wczoraj był i to mocny, północno zachodni. Czyli pierwszą połowę miałem lekko, i żeby wejść w 4 strfę to jechałem nawet 40 km/h. Za to powrót około 25. Jak zwykle huragan w ryja. Zrobiłem 3 interwały 6/2/12/4/13. Wysiłek w 4 strefie. Ostanie powtórzenie to 4 rundki wokół małego stawu przy trasie. Potem jeszcze z 30 min pokręciłem niedaleko domu bo szkoda było wracać.

Mazovia MTB - Mrozy

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(0)
Przyszedł czas na pierwszy start w tym roku. Wahałem się czy jechać bo pogoda nie zachęcała, ale ostatecznie się wybrałem. Dojazd bardzo sprawny, wyjechaliśmy oczywiście trochę później niż zwykle, ale po godzinie jazdy byliśmy na miejscu.
Start miał być treningowy i trochę eksperymentalny, ale cele oczywiściebyły:
1. Pierwsza setka open
2. Rating do zwycięzcy powyżej 80%
Oczywiście przy założeniu braku awarii na trasie.
Głównym problem miałem z ubiorem bo nie mam za bardzo odzieży zimowej i muszę kombinować. Przed startem termometr w samochodzie pokazywał 1 st. Ostatecznie zdecydowałem się na dwie koszulki na to cienki polar i jeszcze jedną koszulkę. I okazało się to bardzo dobrym wyborem bo w kurtce z windstoperem, którą też rozważałem bym się ugotował. Wiedziałem tylko, że zmarznę w stopy, ale dystans dość krótki więc się za bardzo nie przejmowałem.
Przed samym startem jeszcze do biura zawodów opłacić start i odebrać numer. Załatwienie formalności zajęło mi jakieś 30 sekund. Potem chwila rozgrzewkowej jazdy i do 10 sektora. Nie startowałem w poprzednich edycjach więc przysługuje mi 10:)
Plan od początku prosty, wykorzystać prawie 3 km odcinek asfaltu do przeskoczenia jak największej ilości osób bo potem w lesie ciężko będzie się przebijać przez tłum. Odstępy między sektorami tylko 30 sekund więc o 10.05 starujemy. Od razu narzucam duże tempo, niestety stałem z tyłu i nie ma komu złapać koła więc większość czasu jadę sam 45-50 km/h. Puls 190 więc nie ma tragedii i do końca asfaltu wyprzedzam większość zawodników tak na oko z sektorów 8-10. Po wjeździe do lasu tempo gwałtownie spada, błota nie ma ale podłoże jest mocno nasiąknięte i ciężkie, przysysa. Wyprzedzam kolejnych zawodników ze znaczną różnicą prędkości, czasem niestety muszę to robić mocno niekorzystnym torem jazdy np zbierając na głowę sporo gałęzi albo jadąc po piachu lub błocie. A propos gałęzi to jeszcze w życiu nie zebrałem tylu na kask, co kilka minut coś się trafiało.

Do rozjozdu na MEGA/FIT niewiele się dzieje, trochę szutrów, trochę błotka czasami jakiś singiel lub niewielki podjazd.
Jedzie mi się dobrze równym tempem, jedyny problem mam z piciem bo izotonik w bidonie jest bardzo zimny i ledwo przechodzi mi przez gardło. Do pierwszego bufetu robię więc dwa łyki i postaniawiam tam złapać coś do picia. Niestety mieli tylko zimną wodę lub batony. Łapie więc butelkę i zmuszam się do wypicia 2 łyków. Trasa w międzyczasie robi się ciekawsza, co chwilę jest zmiana nawierzchni, korzenie, lekkie podjazdy, jazda po trawie i dołach jakoś mi się to wszytko wczoraj podobało. Niestety ze dwa razy musiałem też zeskoczyć na jakimś małym błotku bo ludzie się bali jechać i zaraz się tworzył korek. Około 15 km przy wyprzedzaniu najeżdzam dwoma kołami na częściowo rozbitą butelkę. Słyszę trzask szkła pod kołami, na szczęście jakimś cudem nie łapie gumy chociaż przez następne 3 km ciąglę zerkam na tylne koło czy przypadkiem nie jadę już na flaku. Po 20 km zaczynają się nieco większe górki, są już rozjeżdżone przez pierwsze sektory więc trochę męczą. Chyba na 22 km bardzo stroma ścianka przed którą ostrzegali na starcie, raczej niewielu to podjechało. Początkowo już stromo, a na końcu jeszcze bardziej oczywiście gdy dojechałem do podjazdu to ujrzałem całą procesję wprowadzających całą szerokością więc nawet się nie męczyłem i po kilkudziesięciu metrach grzecznie dołączyłem:) Tempo wprowadzania niektórych jednak było takie, że przebiegłem obok i z 5 osób wyprzedziłem. Potem chyba z tej górki był szybki zjazd wąskim singlem z ostrym zakrętem w prawo i tu przy nieuwadze można było wylądować na drzewie. Mniej więcej od tych górek zaczynam też lekko czuć ból w plecach, coś czego nie miałem w poprzednim sezonie. Po części może to też kwestia trochę siłowej jazdy bo podłoże jednak cały czas lekko błotniste i przysysa. Co do jazdy to mimio, że nadal prawie nic nie piję cały czas trzymam podobne tempo. Tętno około 180. Niestety nie ma nikogo do współpracy i cały czas jadę sam doganiając kolejne sektory. Grupki już coraz mniejsze i przerwy też coraz większe. Raz tylko wyprzedza mnie chyba ktoś z czuba po awarii, ale na koło łapie się tylko na chwilę bo utykam za kimś i potem już nie jestem w stanie dogonić. Na drugim bufecie tym razem wołam o coś ciepłego do picia i dostaje herbatkę i przy okazji 2 batony:) biorę pare łyków, a batony do kieszonki. Ostanie kilometry to samotna jazda co kilka minut kogoś mijam, ale momentami nie widzę nikogo z przodu. Ktoś próbuje utrzymać się na kole, ale po kilkuset metrach odpada na podjeździe. Dowiaduje się, że wyprzedzam 3 sektor więc nie jest źle bo 4 minuty w zapasie. Mogło by być jednak lepiej gdyby było kogo gonić. Kilometr przed metą widzę Asię z aparatem.

Końcówka już szybko, ale bez żadnych szaleństw bo przede mną nikogo, a następny 200 metrów za mną.
Na mecie okazuje się, że w biurze zawodów coś popieprzyli i mam taki sam numer co jakaś babka z FIT. Moja reklamacja jednak szybko została uznana i ostatecznie zmierzyli mi czas 1:51:16 co dało miejce 69/210 w open i 26/54 w M2. Do pierwszego 20 minut w plecy więc plan wykonany:)
Oczywiście zamarzły mi stopy, ale rozgrzałem je bardzo dobrą grochówką:)
Potem jeszcze pochlapałem rower myjką - bez kolejki i do domu.
Po drodze widzieliśmy ludzi wracających rowerami do Warszawy. Szacunek.

Mix

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(0)
Pod wieczór wybrałem się potrenowac trochę podjazdy. Umówiłem się potem jeszcze na krótkie kręcenie z Jarkiem. Najbliżej na Kopę więc tam 14 razy góra dół. Terenem tylko raz bo trochę za bardzo się gotowałem, bo ubrałem się prawie tak samo jak wczoraj, dzisiaj mimo że słońce już zachodziło to było trochę cieplej. Podjazd krótki, ale tętno najczęściej około 170, tylko przy podjeżdżaniu terenem był max 179. Czasowo wyszło 30 minut.
Potem pojechałem po Jarka po drodze zaliczając jeszcze dwie małe górki. Okazało się mineliśmy po drodze więc musiałem się kawałek wróci. Skoczyliśmy przez Poleczki na lotnisko. Chwilę pooglądaliśmy samoloty i powrót bo zaczęło się robic chłodno.

Nad Wisłę

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(0)
Jako, że dzisiaj chyba zawitała już wiosna to w planach była tlenowa 2-3 godzinna jazda gównie asfaltami. Plan objętościowy wykonany tyle, że nie mogłem się powstrzymac, mimo błota żeby nie pobuszowac trochę w terenie.
Wyjazd wcześnie jak na sobotę bo jeszcze przed 11, chociaż i tak w domu się długo grzebałem bo oczywiście dylematy ubraniowe. Termometr mi w słońcu pokazywał 23 stopnie więc nie chciałem się przegrzac. Oczywiście nie wchodziły w grę żadne krótkie spodenki chociaż niejednego takiego oszołoma na rowerze dziś widziałem. Ostatecznie spodnie 3/4 plus nogawki, dwie koszulki, polar.
Najpierw do Kabackiego, trochę pod wiatr, w lesie już sporo błota na głównych ścieżkach, na bocznych z resztą też. Natknąłem się tu na jakieś zawody biegowe, bardzo dużo ludzi, chyba na 10 km biegali. Początkowo chciałem pojechac na miejce startu/mety zobaczyc co to za impreza, ale zrezygnowałem i ruszyłem planowo w stronę Konstancina.
Rozlewisko Jeziorki © wojekk

Trochę terenem trochę asfaltem dojechałem do wału Jeziorki. Tu cały czas koroną, ścieżka w większości zarosła więc trochę trzęsło, opony miałem na 3 bary nabite, miejscami też mokro. Jadąc wałem zupełnie nie czułem wiatru i momentami było mi nawet za gorąco.

Jak dojechałem do Wisły to skierowałem się na południe i od razu było czuc wiaterek. Stanąłem na chwilę, żeby zjeśc batona i ruszyłem dalej. Początkowo dołem, pod wałem ale zaczęło się robic coraz większe błoto więc do Gassów głównie górą. Trochę mnie wytelepało bo głównie po mokrej trawie. Przy Wiśle na pobliskich asfaltach sporo kolarzy, minąłem conajmniej z 5. Z Gassów ruszyłem prosto do Konstancina. Bardzo szybko mi przeleciał ten odcinek. Dalej Konstancin, Kołobrzeska, Kierszek. Nie chiałem do Kabackiego wjeżdzac przy ogrodzie botanicznym bo tam było rzadkie błoto i sporo wody i wymyśliłem, że to objadę od wschodu przy skarpie na początku lasu. Ale jak to zwykle bywa zamienił stryjek... Ścieżka przy polach to jedno wielkie bagno rozjeżdżone jeszcze przez samochody. Przejechałem prawie całe do momentu gdy musiałem na chwilę zjechac w pole bo były mega kałuże i mnie tak przyssało, że się tył zaczął kręcic w miejscu. Potem jeszcze wjechałem na skrarpę i zaraz potem do domu przez Przyczółkową.
Treningowo głównie w 2 strefie, trochę było też w 3, szczególnie podczas walki z błotkiem w terenie. Ale pogoda super i bardzo fajna jazda.

Standardzik przed robotą

Wtorek, 8 marca 2011 · Komentarze(2)
Trochę walczyłem dzisiaj z sobą z rana żeby wyjśc pojeździc. Wszystko chyba przez to, że zamiast zapowiadanego słońca były chmury i było dosyc zimno. W końcu jednak się przmogłem, 12 minut zbierania i wyjazd. No i po 5 minutach zauważyłem, że się zupełnie przejaśniło.
Jako, że miałem tylko około 90 minut na pojeżdżenie to kierunek na najbliższy teren czyli jak zwykle Las Kabacki. Dzisiaj dla odmiany sprawdziłem singiel na południowym skraju. Po drodze bez przygód, spokojna jazda w 2 strefie, ale za to z wyższą kadencją około 100. Niestety było pod wiatr i do tego wiedziałem że dzisiaj zmarznę w stopy mimo, że ubrałem się podobnie jak w piątek kiedy nawet przez chwilę nie było mi zimno. Ale możliwe, że dzisiaj to przez ten wiatr. Dojehałem do lasu i czym prędzej na singiel. Myślałem, że będzie dużo błota, ale o dziwo ścieżki tylko miejscami trochę rozmoknięte, zostało też jeszcze trochę śniegu i lodu także narazie spory miks. Na singielku po chwilowym zamulaniu postanowiłem jak zwykle przyśpieszyłem. Wyszły więc dwa iterwały prawie takie na M2. Jeden 7 min drugi 10. Siengiel ogólnie suchy, błota niewiele ale w jednym miejscu, już przy zachodnmiej stronie ze 100 metrów gładziutkiego lodu.

Przejechałem w tą i spowrotem chociaż początkowo miałem obawy, że się w którymś miejscu lód podemną załamie i zaraz się wykąpie. Jednak zmrożone było do spodu. No i zaliczyłem jedną małą glebkę kiedy zsiadałem z roweru żeby zrobic zdjęcie.

Za singlem wyjechałem na jakąś mega błotnistą uliczkę, ale nie czaiłem się i troszkę pobrudziłem sprzęt i siebie przy okazji. Powrót szybki bo trochę z wiatrem więc około 30 km/h i tak na oko w 3 strefie bo pulsometr gdzieś po godzinie odmówił posłuszeństwa mimo wymiany baterii w weekend. Podejrzewam jednak, że może trochę zamarzac podczas jazdy bo woże go na kierownicy.