Zrobiłem sobie trochę przerwy od roweru. Mimo pięknej pogody nie było kiedy jeździć. Ale ochoty też za bardzo nie miałem. W zamian za to była dwa razy piłka, raz zakończona kontuzją pachwiny. Dzisiaj wybrałem się zaliczyć ostatni we wrześniu trening WKK, ale się na miejscu nikogo nie było. Okazało się, że skończyły się tydzień wcześniej niż mówił Błażej. Ale w sumie się nie dziwie bo już po ok 19 jest dość ciemno i zanim się wszyscy zbiorą to zostaje 30 min na jeżdżenie. Pokręciłem się więc jeszcze trochę po kabackim i wjechałem na kazoorkę.
Interwały 5x3min 1 minuta odpoczynku. Strefa 4-5a. Dwa pierwsze pod wiatr na Przyczółkowej - strasznie ciężko, 3 lepiej, 4 i 5 w Kabackim już spoko, miałem ochotę nawet zrobić jeszcze ze 2, ale trochę czuje kolana po ostatnim maratonie więc starczy. Potem jeszcze 40 minut jazdy na granicy E1/E2 i powrót.
Miała być ładna pogoda i dłuższy trening tlenowy, ale wyszła dupa bo odkąd wróciłem z pracy to cały czas padało. Musiałem pojechac do serwisu, żeby sprawdzili co z tą korbą, ale zaspiewali 200 zł więc się zawinąłem i pojechałem wkurzony mimo deszczu. Trening wzdłuż trasy Siekierkowskiej, w deszczu się tam dobrze jeździ bo na kostce nie stoi tak woda. 5 interwałów ok 1,5 min do tętna ok 180, 3 min odpoczynku, reszta E2 i czasami trchę poniżej. Padało momentami dosyć mocno, ale jak już pezemoknę to lubię taką jazdę. Oczywiście musi być ciepło.
Agrykola 21x z czego 16x siłowo, ostatnie 4 trochę eksperymentalnie na miękko. Prędkośc około 17-18, dosyc dobrze mi się podjeżdżało, nie czuc za bardzo zmęczenia po maratonie. Z Belwederską i Dolną przewyższenie około 550 m.
Kamieniołomy, różne szlaki, tempo mocne ale w granicach 4 strefy około 175. Starałem się wybierać najbardziej techniczne podjazdy. Do tego pojeździłem wokół kamieniołomów. Dodatkowo na rozgrzewkę zjazd i podjazd drogą na Fryszarkę. Ze dwa razy blisko gleby na zjeździe. Nie miałem też odwagi zjeżdżać singlami z północnej strony. Trochę przerażały mnie progi i duże kamienie wokół.
M2, Trasa Siekierkowska, interwały 9,8,8,9 min 4 min odpoczynku. Spory wiatr jak to na trasie, ale przy pierwszym powtórzeniu wiało w plecy i ciężko było wejść na obroty (tętno 175-180)
Po Roztoczu, czarnym szalkiem na Młynarkę. Niby nowa ściezka, ale dalej pełno piachu i przejechanie wymaga sporo siły. Na pewno to nie szlak dla niedzielnego turysty szczególnie że są dwa mocno piaszczyste podjazdy. W Szopowym chciałem pojechać na Młynarkę, ale tam zagrodzone więc tylko się pokręciłem po okolicy i dalej jakąś fajną szutrówką i potem zielonym szlakiem do Starej Huty. Tam dalej na północ, ale za chwilę gubie szlak i offroad po polach i sporych pagórkach (7-10 km/h), w dużej trawie. Ale za to widoki bardzo ładne. Dalej zjazd do lasu i tam bardzo dużo piachu, ciężko się jedzie. Jest gorąco tętno mam prawie jak na maratonie. Nie mam mapy i w sumie nie wiem za bardzo gdzie jestem:) W pewnym moemncie zaczynają się bardzo fajne zjazdy w lesie. Po bokach wysokie skarpy, gdzieniegdzie małe wąwozy i zaczynam podejrzewać, że jestem gdzieś w okolicach Jacni. W sumie wiele się nie pomyliłem bo wyjechałem w Bondyżu niedaleko Guciowa. Kierowałem się na Obrocz więc odbiłem tylko kilka km na wschód. Do Borowiny już asfaltami przez Zwierzyniec, ale pod wiatr. Gorąco i duszno, a forma chyba też nie za bardzo bo ostatnie km ciężko.
Weekend bez jazdy bo całe 2 dni padało. Dzisiaj musiałem wyjśc bo wogle będzie dupa i będę zdychał na maratonie. Po pracy o 19.40 tempówka. 40 min w tętnie 165-173, kilka razy mocniej. Przyczółkowa i 3 pętle przy Wąwozowej jak w piątek tydzień temu. Podczas powrotu na Wilanowskiej zakleszczył mi się łańcuch przy zrzucaniu na 2 z przodu. 3 razy próbowałem wyciągnąc, ale nie byłem w stanie. I nie dla tego że było to jakieś bardzo trudne tylko, że natychmiast siadały na mnnie dosłownie dziesiątki komarów. Podbiegłem do przystanku i nadjechał autobus więc nie zastanawiałem się długo i wsiadłem. Mimo to w środku użarły mnie jeszcze 3!