Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:578.89 km (w terenie 241.00 km; 41.63%)
Czas w ruchu:27:58
Średnia prędkość:20.32 km/h
Maksymalna prędkość:57.60 km/h
Suma podjazdów:1915 m
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:181 (92 %)
Suma kalorii:17406 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:38.59 km i 1h 59m
Więcej statystyk

Do serwisu

Poniedziałek, 31 maja 2010 · Komentarze(0)
Po robocie podjechałem do serwisu na przegląd gwrancyjny. Coś tam przez 20 min podłubali i mogłem zabierać rower. Na pewno wyregulowali przerzutki bo teraz działają super, i jeszcze przesmarowali napęd. Ale co tam jeszcze sprawdzali to nie wiem.
Potem pojeździłem jeszcze trochę po mieście. Najpierw do Kabackiego, ale tam duże błoto i nie chciało mi się babrać więc dalej asfaltami na cargo. Pooglądałem trochę samoloty i dalej żwirkami na pola i w kierunku domu.
Puslometra nie miałem, ale jazda była taka mniej więcej na 140-150 hr.

Standardowa runda

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(0)
Po południu wyruszyliśmy z Asią i Jarkiem na standardową traskę do Kabackiego. Pogoda idealna, chociaż troszkę wiało. Ludzi jak zwykle w weekend pełno.

Podjazdy na Kopie

Czwartek, 27 maja 2010 · Komentarze(0)
Ale mi się dzisiaj nie chciało. Chyba z 40 minut dumałem czy iść się zmęczyć czy nie. W końcu jednak się zmusiłem i o 10.40 wyskoczyłem na godzinkę na Kopę Cwila.
Niewątpliwa zaleta rannego jeżdzenia to taka że nie ma prawie ludzi i nie trzeba tak uważać przy zjeżdżaniu. Chociaż raz próbował mnie dzisiaj atakować jakiś kundel jak wjeżdżałem, ale na szczęście właścicielka go uspokoiła.
Zrobiłem w sumie 20 podjazdów w jakieś 40 minut, w tym 12 po chodniku z różnych stron, 4 po trawie od wschodu i 4 od północy.

Poranny trening w Kabackim

Środa, 26 maja 2010 · Komentarze(0)
Wczoraj udało mi się doprowadzić rower do porządku po maratonie, a dzisiaj rano o 10 przed pracą wyskoczyłem na 2 godzinki pokręcić do Kabackiego. Następny maraton pewnie dopiero za miesiąc więc trzeba mocniej potrenować Mimo dnia pracy w lesie spotkałem kilkadziesiąt osób, w większości biegaczy i spacerowiczów, ale rowerzystów też kilku było w tym jeden który jeździł podobne rundki do mnie tyle że w przeciwnym kierunku. Oprócz standardowych 2 kółek zaliczyłem jeszcze singiel na południwym skraju i jazdę po skarpie na tyłach metra.
Cała jazda to E2, chociaż na początku nie mogłem przekroczyć 150 uderzeń.
Dzisiaj trochę chłodniej niż w ostanich dniach, do tego silny wiatr, który w stronę lasu wyraźnie pomagał, a spowrotem trochę przeszkadzał.

Mazovia MTB - Piaseczno

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(1)
Kolejny maraton Mazovii, tym razem płaskie Piaseczno, chociaż przez deszcze już od tygodnia wiadomo, że tak łatwo i szybko nie będzie. Wg raportu na stronie z piątku na mega miało być około 4 km trudnego błota, ale wczoraj była ulewa i bagna trochę przybyło.
Na miejsce z Asią przyjeżdzamy wcześnie, bo już około 9.40 jesteśmy. Parkujemy jednak około 2 km od miasteczka. Przed biurem zawodów ogromna kolejka, i za chwilę komunikat o przełożeniu startu na 11.20. W sektorze (dzisiaj pierwszy raz jadę z 3) ustawiam się jak zwykle na końcu. Lekki przedstartowy stresik daje znać o sobie bo sikać biegałem chyba z 5 razy:) Cele na dzisiaj utrzymać sektor i przyjechać poniżej 3h. W jeździe w błocie doświadczenia za dużego nie mam więc liczę też trochę na naukę:)
Start dość spokojny, tempo lekko ponad 30, przesuwam się trochę do przodu, ale jadę mniej więcej w 2/3 sektora. Jedzie mi się lekko pulsometr pokazuje około 180-185 uderzeń więc jak na początek wyścigu to niemal rekreacja:) Miejscami jednak nie ma jak wyprzedzać. Po kilku km zaczynają się pierwsze kałuże, na razie niewielkie i do ominięcia, raz ktoś przedemną ostro hamuję i muszę zeskoczyć z roweru. Potem na przemian szerokie szutry i lekkie błotko, wszystko sprawnie, w okolicach 15 km, większe kałuże, trzy osoby przedemną utykają, patrze po prawej droga wolna, tylko jedna kałuża, wjeżdżam i prawie robie OTB bo ponad pół koła chowa się w wodzie:) Po rozjeździe MEGA/FIT krótkie odcinki asfaltów, na jednym bufet, łapie powerada w locie i szybko przelewam do bidonu. Potem znowu dłuższy asfaltowy odcinek niestety wjeżdżam sam, grupka z przodu za daleko, a wiatr wieje. Jade więc spokojnie i po chwili doganie mnie ktoś z tyłu, jadę chwilę na kole i zaraz daję zmianę, do zjazdu w szutrówkę razem doganiamy małą grupkę. Stawka jednak już rozciągnięta i długimi momentami jadę sam mając kogoś 200m przed sobą i 200 z tyłu. Chwilę po 30 km zaczyna się harcore. Mniej więcej 3 km ciągłego błota w tym około 150 metrów z buta w bagnie po kostki i wyżej, miejscami ciężko rower ciągnąć bo zasysa:). Jednak większość tego odcinka przejeżdzam, dochodząc i wyprzedzając tu kilkanaście osób. Rower sprawuje się super, napęd działa bez zarzutu, a opony o które się trochę obawiałem za bardzo nie tańczą. Kolejne kilka km przez szybkie leśne drogi jedzie mi się bardzo dobrze, cały czas trzymam równe tempo niestety około 42 km zaczynam być głodny, popijam powerada ale za wiele to nie daje. Za chwilę bufet, biorę kolejnego izotonika, także żel. Pierwszy raz w życiu to jem:). Wciągam pół tubki i za chwilę jest trochę lepiej, ale jednak to nie to co wcześniej. Jadę w 4-osobowej grupce, w której jest jedna dziewczyna i nadaje niezłe tempo. W końcu słabne i odchodzą mi na jakieś 200 metrów, za mną jednak nikogo. Za chwilę znowu błoto, głębokie, ale wszytko do przejechania, tu radzę sobie jednak lepiej, dochodzę grupkę i za chwilę wyprzedzam. Na liczniku 56 km, w sektorze mówili coś że skrócili dystans do 58 km więc za 2 km spodziewam się mety. Znowu jestem głodny, gonię jeszcze zawodnika z AZS PW, wyprzedzam go i odjeżdzam, ale mety dalej nie ma. 60 km i widzę tabliczkę 2 km do końca, jadę już dość wolno, nie ma kogo gonić, 800 m przed metą wyprzedza mnie nagle ze sporą prędkością 4 osoby, nie mam szans załapać się na koło, więc na metę wpadam chwilę po nich.
Czas 2:55:48, wynik 145/618 Open Mega, 41/160 w M2.
Ogólnie wrażenia pozytywne, maraton fajny, trasa fajna, ale w dużej mierze przez błoto, bo tak to by było bardzo szybko i nudno. Podjazdów nie stwierdziłem. Bardzo jestem zadowolony z pracy rowerka, opony, super, napęd też, w zasadzie raz miełem problem żeby wrzucić ze środkowej na blat, ale po chwili zaskoczyło. Potem postanowiłem już z blatu nie zrzucać i przejechałem na nim w zasadzie cały maraton.
Na koniec jeszcze prowizoryczne mycie sprzętu w rzeczce.

błotko © wojekk

Na mecie © wojekk

czyścioszek © wojekk

Wieczorna inspekcja wałów

Piątek, 21 maja 2010 · Komentarze(0)
Wieczorem po robocie skoczyłem zabaczyć jak przepływa przez Warszawę fala kulminacyjna. Zrobiłem pętlę wzdłuż mostów od Siekierkowskiego do Gdańskiego. Ludzi masa, miejscami nie da się przejechać. Rzeka nieźle wylała, ale do przelania wałów brakowało jeszcze około metra.

Przy moście Siekierkowskim © wojekk




Tempówka i badanie terenu

Środa, 19 maja 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj wreszcie, po kilku dniach deszczu lepsza pogoda. Przynajmniej w niedzielę trochę w piłkę pogrlem, chociaż dzisiaj jeszcze miałem resztki zakwasów w udach. Zrobiłem godzinną tempówkę. Trasą Siekierkowską, dalej ścieżką wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego do jej końca. Stąd powrót tą samą trasą. Pogoda zaczęła się psuć, ale chciałem jeszcze pojeździć więc udałem się w kierunku Kabackiego. Tutaj ku mojemu zaskoczeniu praktycznie wcale nie było błota, ani kałuż. Jest szansa, że w niedziele w Piasacznie będzie potopu. Skorzystałem więc z warunków i zrobiłem jeszcze rundkę po lesie. Powrót wzdłuż KEN.

Tempówka:1h, średnia 27 km/h, av hr 161.
Druga godzina już bardziej lajtowo w okolicach hr 150

Podjazdy

Czwartek, 13 maja 2010 · Komentarze(0)
Po robocie szybko potrenować trochę podjazdy. Najpierw Kopa Cwila - 11 razy w tym 3x terenem od południowego wschodu i 2x od północy. Potem na Agrykolna, tu jeszcze 4, wszystko z blatu, do tego jeszcze 1x Belwederska i Dolna.

W ostatnich dniach ogromne ilości meszek i komarów, nie można się nawet na chwilę zatrzymać bo już żrą.

Leniwie po okolicy

Wtorek, 11 maja 2010 · Komentarze(0)
Dzisiaj bez większego celu w kierunu Kabackiego, tam zrobiłem rundkę w terenie, a potem pokręciłem się jeszcze asfaltami w okolicy Konstancina. Powrót tak samo jak dojazd przez Przyczółkową. Potem musiałem jeszcze pojechać na Pola Mokotowskie do bo nie wziąłem kluczy do domu i pocałowałem klamkę bo nikogo nie było.
Tempo dzisiaj leniwe, puls dość niski, chociaż przy sporej prędkości, nie wiem czy to jeszcze zmęczenie po maratonie czy wzrost formy:) bo dobrze mi się jechało.