Wpisy archiwalne w kategorii

Dłuższe wycieczki

Dystans całkowity:3489.62 km (w terenie 1292.00 km; 37.02%)
Czas w ruchu:156:37
Średnia prędkość:22.28 km/h
Maksymalna prędkość:64.16 km/h
Suma podjazdów:5158 m
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (91 %)
Suma kalorii:78329 kcal
Liczba aktywności:56
Średnio na aktywność:62.31 km i 2h 47m
Więcej statystyk

Polska na rowery

Wtorek, 13 września 2011 · Komentarze(0)
Najpierw do Kabackiego, tam jedna mała rundka 6km teren.
Potem trening polska na rowery. Za często się tu nie pojawiam, ale już drugi raz trafiłem na szosę. Była dotąd dwa razy i akurat trafiłem. Szkoda bo miałem ochotę pojeździć w terenie. Dzisiaj tak jak ostatnio na szosie przy Wiśle, ale tym razem ciekawiej i szybciej. Jeden sprint dwójkami (v max 49,61), jazda na zmiany pojedyńczo i po 2, tempo ok. 28-30.
Powrót już po ciemku.
Postawnowiłem zakończyć juz starty w tym sezonie. Niestety nie pasuje mi kompletnie kalendarz na następne 3 tygodnie, a z moją formą po takiej przerwie nie ma sensu się już męczyć w październiku.

Mazovia MTB - Skarżysko

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
W przeciwieństwie do poprzedniego roku tym razem na miejsce przyjeżdżamy godzinę wcześniej. Mimo, że byliśmy uzbrojeni w gps to i tak chwilę błądziliśmy bo pokazywał nam jakąś dziwną trasę.
Pogoda przed startem taka jaką lubię czyli około 20 stopni i chmury ze słońcem. Przed startem dowiaduję się, że dystanse skrócone i zamiast 63 na Mega będzie 58. Za to wydłużyli fita z 34 do 40 więc Asia będzie miała ciężko po 2 miesiącach niejeżdżenia. Przed startem jeszcze po żele do Nutrenda. Spodziewam się po skali trudności 6 około 3 godzin jazdy więc biorę dużego endurosnacka i jeszcze carbosnacka. Mam oczywiście zamiar jeszcze coś dobrać na bufecie. Po zeszłotygodniowym występie w Urlach wiem, że forma niestety nie jest taka jak na wiosnę wiec za cel biorę sobie rating powyżej 80% (wcześniej planowałem 85%), i jak się uda to zmieszczenie się w pierwszej 100. Oczywiście nie może mnie też na mega objechać żadna babka
Po starcie trzymam się raczej z tyłu sektora. Postanawiam pojechać początek spokojniej. W sumie wychodzi, że to dobra decyzja bo i tak cały czas jedzie grupa. Początek to dojazd w okolice Suchedniowa czyli szutry z kamieniami i szerokie leśne drogi. Dopiero po kilku km wjeżdżamy w las i na trochę węższe ścieżki i delikatne podjazdy i zjazdy. Przesuwam się powoli do przodu, ale często też tasuje się z tymi samymi zawodnikami. Około 9 km, w lesie na delikatnym zjeździe groźna sytuacja, bo na drodze leży ktoś twarzą do ziemi i się nie rusza. Zatrzymujemy się na chwilę, i gość przewraca się na bok. Ktoś już z nim gada więc jedziemy dalej. Do tego momentu sektor już się podzielił więc jedziemy grupkami. Następne kilometry to raczej szybkie drogi typu betonowe płyty, albo szutrówki z drobnymi kamykami. Na szczęście nie jest płasko tylko co raz lekko w górę lub w dół. Jedzie mi się nieźle, aczkolwiek na płaskim tracę. Co jakiś czas ktoś mnie wyprzedza. Próbuję siadać na kole, idzie mi to opornie szczególnie na leśnych nierównych drogach. Ludzie jeżdżą bardzo nieprzewidywalnie i wolę jednak mieć widoczność chociaż na te 2 metry. Po 30 minutach pierwsza porcja żela. Na puslometrze przyzwoite wartości bo ponad 180. Około 17-18 km, po kilku kilometrowym brukowanym odcinku na horyzoncie ukazuje się spory podjazd. Z daleka wygląda na stromy. Z zawodnikiem z Planii żartujemy, że jak na jak na Mazovię to niezła góra. Na pocieszenie na szczycie widać bufet. Podjazd nie jest stromy, jednak dość długi bo pewnie około 1,5 km. Tuż przed górką rozjazd dla FIT na który odbija zadziwiająco dużo osób. Może część przestraszyła się podjazdu?:) Przed sobą widzę grupkę. To głównie zawodnicy, którzy wyprzedzili mnie na płaskich odcinkach. Postanawiam ich dojść i podjechać mocno spodziewając się potem zjazdu na którym będę mógł odpocząć. Grupka w trakcie mocno się porwała. Wyprzedziłem około 8-10 osób. Na bufecie biorę trochę wody i jadę dalej. Zjazdu jednak nie było tylko płaski odcinek więc znowu ze 2-3 osoby mnie wyprzedzają. Przed sobą znowu widzę większą grupę. Zaczynają się też ciekawsze odcinki po lasach. Na krótkie razie single głównie w górę z szybkimi zjazdami przeplatane szutrówkami. Złapała mnie na tym etapie kolka, z którą walczę dobrych 10 min. Nie tracę jednak przez to bardzo tempa tylko wiercę się bardziej na rowerze żeby szybciej przeszła. W okolicach 24 km wypadamy na dłuższy odcinek asfaltu. Na początku podjazd, niezbyt męczący, a zaraz po nim długi stromy zjazd na którym pod koniec na liczniku ponad 63 km/h. Jedziemy tu w kilka osób, początkowo nawet nie kręcę, a i tak muszę hamować żeby nie wjechać w zawodnika przede mną. Postanawiam więc mocniej dokręcić i wychodzę na czoło. Przez chwilę jednak zaczynam myśleć, że głupio robię bo za chwilę za zakrętem może być podjazd. No i niestety parę sekund później wyrasta przed nami stroma asfaltowa ścianka. Podjeżdżam ją bardzo ciężko, zupełnie bez rytmu około 10 km/h. Prawie od razu tracę ze 3 pozycje, ale potem wychodzę na zero bo mocno porwała się tutaj duża grupa przed nami i kilka osób konkretnie przygasło. Na górze bardzo ładny widok na okoliczne pola i górki. Potem znowu zjazd i zaczyna się więcej odcinków leśnych. Bardzo mi się podobają. Co raz single z korzeniami najczęściej w górę, a potem zjazdy w koleinach, a konkretnie ich grzbietem. Niestety sporo ludzi sobie tutaj nie radzi, a nie ma jak wyprzedzać bo koleiny są głębokie i w efekcie trzeba jechać gęsiego. Raz ktoś tak asekuracyjnie jechał, że zjeżdżaliśmy przez 5 minut poniżej 15 km/h. Tętno to miałem około 150 na tym odcinku. Dało się jechać dużo szybciej co było widać po osobach przed nami, które odjechały dość daleko. Leśne odcinki przeplatają krótkie asfalty w wioskach, w których bardzo dużo ludzi dopinguje. Szczególnie zapamiętałem dwie kobiety krzyczące do każdego „dawaj, dawaj, szybciej itp.” oraz tłum ludzi na szczycie dość ciężkiego i stromego podjazdu.
Na drugim bufecie biorę żel i powerada. Wypijam połowę. Jedzie mi się dobrze. Dochodzę do wniosku, że to w dużej mierze zasługa ciekawej trasy. Raz chwilowo mam mały kryzys, ale biorę nowy żel i za chwilę jedzie mi się lepiej.
Wrażenie wywarł na mnie jeszcze jeden stromy i bardzo szybki zjazd po kamieniach (około 55 km/h) i dość sztywny podjazd po łące, na którym chciałem zrzucić na młynek z przodu, ale niestety przerzutka dzisiaj odmawiała współpracy i musiałem przepychać ze środka.
Znowu wjeżdżamy do lasu, na razie płasko lub pod górę. Postanawiam tutaj wyprzedzać co się da żeby później nie utykać na zjeździe. W efekcie przechodzę kilkanaście osób, niektórzy widząc, że jadę szybciej ustępują. Czasami niestety nie mogę przyśpieszyć bo łańcuch spada mi z blatu na środek. Dojeżdżam w końcu do zjazdu, przede mną spora grupka. Jadą wolno. Tym razem nie zamierzam się tak ciągnąć, a że koleiny trochę płytsze to zjeżdżam w prawo i atakuje. Spore kamienie, ale mimo to mogę jechać dużo szybciej. Krzyczę więc PRAWA i wyprzedzam hurtowo kilkanaście osób. Bardzo mnie ucieszył ten odcinek. Niestety chwilę później zaczyna się znany z początku trasy odcinek dojazdowy na metę czyli dłuuuuga szutrówka, a dalej betonowe płyty. Na szutrówce tracę z 5 pozycji. A potem na płytach, kiedy wyprzedzam Asię i chwilę gadam jeszcze ze 4 miejsca. Wkurza mnie to strasznie, ale cisnę dalej znanym już odcinkiem. Muszę uważać bo zaczynają mnie łapać skurcze w udach, szczególnie przy gwałtownej zmianie pozycji. Gonie gościa na 29”. Mam nadzieje powalczyć z nim na finiszu, niestety odjeżdża mi na kilkadziesiąt metrów, kiedy zamiast trasą po piachu jedzie bokiem poza nią. Na stadionie zmniejszam trochę stratę, ale ostatecznie przegrywam 2 sekundy. Gdyby nie skurcze mogłem trochę mocniej pojechać końcówkę.
Jestem dość mocno ujechany, krążę jeszcze chwile po stadionie próbując trochę rozjechać nogi. Potem czekam dłuższą chwilę na Asię, która zatrzymała się jeszcze i wzywała karetkę dla jednego z zawodników z FIT, który został staranowany przez jakąś babkę z Mega.
Wynik 100/336 Open, 27/53 M2, rating 82%. Czyli zgodnie z planem i nawet na pierwszą 100 się załapałem. Pewnie można było jeszcze ze 3-4 minuty urwać jakby się szybciej dało w tych lasach jechać, ale jak na obecną formę to wynik dobry.
Trasa bardzo fajna, ale stopień trudności 6 to nieporozumienie. Zdecydowanie za dużo było szutrówek i ubitych płaskich dróg.

Okolice czerwonego szlaku

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj postanowiłem zwiedzić tereny w okolicach czerwonego szlaku od Górecka Starego. Dojazd standardowo asfaltem i potem na pola. Początkowo sporo piachu, ale po 2 km lepiej. Niestety szlak gubie dość szybko. Oznakowanie jak zwykle jak jest to bardzo dobrze widoczne, świeżo odmalowane, ale pojawia się zdecydowanie za rzadko. Często brakuje go na rozjazdach. Jednak nie przeszkadz mi to zupełnie bo zabrałem mapę więc nie obawiam się, że się zgubie. Postanawiam pojeździć po polach i powjeżdżać na ciekawsze widoczne na horyzoncie górki. Podjazdy niezbyt strome, ale za to długie. Przez co widoki bardzo ładne. tylko jedna górka nie do podjechania. Tzn na rowerze bo goście na motorach crossowych dali rade:) Ale wtaszczyłem rower i potem zjechałem. Potem odnalazłem czerwony szlak i zgodnie z nim wyjechałem w Sochach. Tutaj dwa razy zrobiłem dosyć stromy podjazd. A potem jeszcze wjechałem na Kamienną Górę pod Zwierzyńcem. Tym razem przez przypadek wybrałem stromszy wariant niż rok temu i musiałem atakować z młynka. Chciałem wrócić przez Floriankę, ale drogę zagrodzili mi leśnicy żądając opłaty za przejazd. Wróciłem więc przez Zwierzyniec łapiąc po drodze jeszcze gumę przy stacji pkp Józefów Roztoczański. Właściwie do rozszczelnił się, a potem urwał wętyl w dętce.
Na koniec przy wjeżdżaniu w bramkę źle się wyjręciłem, zhaczyłem pedałem o słupek i zaliczyłem glebę. W efekcie 2x skurcz w łydce i trochę wstydu przed turystami:)
Jazda głównie w okolicach hr 160, podjazdy mocniej około 180. Powrót od Zwierzyńca 15 km szybko - hr 160-170.

Znowu wytrzymałośc na asfalcie

Czwartek, 28 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kolejny raz E2 po asfaltach nadwiślańskich. W terenie pełno błota i masa komarów więc się tam nie pcham. Z resztą trzba powoli dojśc do formy. Tym razem nieco inna trasa niż w sobotę bo dojazd Wałem Zawadowskim, a nie Przyczółkową. Niestety krótki odcinek terenu który miałem do przejechanie najeżony kałużami i błotem. Narzekam bo nie chciało mi się dzisiaj brudzic:) Dalej standard do Gassów, Konstancin, powrót przez Kołobrzeksą, Kierszek i LK.
Ogólnie dzisiaj samopoczucie dobre i jeździło się dosyc lekko.

Asfalty nad Wisłą

Sobota, 23 lipca 2011 · Komentarze(0)
Znowu E2, tym razem asfalty nad Wisłą. Spory wiatr zachodni. Odcinki pod wiatr siłowo w 3 strefie. Po 80 minutach kryzys i wyraźny spadek tempa. Ale to na pewno z głodu bo przeszło 10 min po zjedzeniu wafelków. Końcówka już normalnie. Pogoda kiepska, słońca od powrowu jeszcze nie widziałem.

Asfalty z domieszką terenu

Wtorek, 21 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Tym razem bardziej szosowo. Asfaltami nad Wisłą przez te różne wioski dojechałem do Gassów. Tam na płytach betonowych coś remontują i ciężki sprzęt był. Wiec bez odpoczynku ruszyłem w kierunku Konstancina. Odbiłem jednak jeszcze wcześniej na Słomczyn. Sama jazda różna, trochę z wiatrem trochę pod. Raz mocniej raz średnio:) Ogólnie stryfy 2-4. Z Konstancina do Kabackiego, tam również mix. Kilka interwałów około minutowych do tętna 175-180. Błota po wczorajszych opadach nie ma, ale nie chciało mi się tam jeździc więc szybkko na kazurę. Po wekendzie niestety kilka perfidnie rozbitych butelek na ścieżkach. Na szczęście udało się ominąc. Podjechałem w sumie tylko ze 3 razy i wróciłem przez las do domu. Już trochę zmęczony byłem więc z radością powitałem kolarza, który chwilę wcześniej wyjechał z lasu i okazało się, że jedzie w moją stronę. 28-29 km/h pod wiatr to było dla mnie w sam raz. Oczywiście na kole. A powiozłem się prawie pod dom. Oczywiście na końcu grzecznie podziękowałem:)
Średnia po asfalcie i kabackim jakieś 29 km/h, ale na górce sporo spadła.

Po Warszawie

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Zamiast maratonu w Rawie wycieczka z Asią po Warszawie. Ochota, Bemowo, Młociny, powrót nad Wisłą.
Fajna niedziela.

Nic ciekawego

Środa, 8 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Po pracy na dwie godzinki do lasu. Dojazd znowu się udało szybko na czyimś kole:) Chyba nawet zrobiła się grupka 4 osobowa. Na początku jechałem pierwszy, ale jeden mnie wyprzedził więc skorzystałem z okazji. Tempo znowu 35-37 km/h. Przy skrzyżowaniu 2 zostało, a jeden pojechał za mną do lasu. Chyba odpadł zaraz za podjazdem bo wjechałem dośc mocno, albo poprostu pojechał gdzie indziej.
W lesie pokręciłem się w większości po głównych ścieżkach. Tempo różne, strefy 2 i 3 i kilka krótkich akcentów w 4. Potem mi się trochę znudziło i ruszyłem w kierunku Konstancina, ale zaraz po przejechaniu asfaltu i kamieni odbiłem na prawo na pola. Nigdy nie jechałem jeszcze tą ścieżką. Chociaż nie jest jakaś arcyciekawa to jednak zawsze inna. Dojechałem do torów i potem wzdłuż nich po mokrej trawie na wschód do ścieżki na Konstancin. Wyszła taka mała pętla może z 5 km. Powrót standardowo Przyczółkową.

Kabacki i Kazoorka

Czwartek, 2 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Mix, E2, M1 (1,5 rundy po lesie 1 - 17 min hr około 165, po kabackim. Dojechałem przez Przyczółkową na której postanowiłem jechac leniwie i załapac się komuś na koło. No i w okolicy nowego ogródka piwnego się udało bo wyprzedził mnie jakiś kolo. Dogoniłem, grzecznie jechałem z tyłu, ale gośc chyba chciał mnie urwac bo ciągle przyśpieszał. W efekcie całą Przyczółkową przejechaliśmy tempem 35-38 km/h chociaż było lekko z wiatrem. W lesie po nocnej burzy dośc mokro, ale bez błota. Średnia przez pierwszą godzinę prawie 28,5 km/h. Następnie pojechałem na kazoorke. Coraz bardziej mi się podoba ta górka, pdjazdy ciekawsze niż na kopie, do tego sporo wariantów. Szkoda tylko, że prawie 10 km trzeba jechac. Dalej znowu E2 przez Kabacki i do domu. Mimo, że skończyłem dzisiaj wcześniej pracę to jazda dopiero wieczorem bo gorąco.

Mazovia MTB - Olsztyn

Niedziela, 29 maja 2011 · Komentarze(0)
Do Olsztyna docieramy już w sobotę. Na kwaterze oprócz nas jeszcze z 10 osób i prawie wszyscy startują więc panuje fajna atmosfera. Rano bez pośpiechu zbieramy się i na parking mimo koniecznego objazdu docieramy prawie półtorej godziny przed startem. Pogoda i frekwencja dopisała bo parking już mocno zapchany. Miejsce startu to położony kilkaset metrów dalej stadion leśny, a właściwie jego resztki. Ale jest tu bardzo ładnie. Idę jeszcze na chwilę do biura no i do nutrenda po żel. Kupuje jeszcze dodatkowo pierwszy raz turbosnacka, która podobno ma dać Powera na końcówkę
Jedziemy jeszcze na krótką rozgrzewkę. Wyjazd ze stadionu to najpierw błoto, potem piach i dalej trochę pod górkę po zakrętach. Od razu widzę, że na błocie będzie korek. Sektor już w połowie zapełniony więc postanawiam nie pchać się bo i tak na pewno ktoś stanie i będzie powolna przeprawa. Ustawiam się więc na końcu. Zbiega to się też z moją taktyką na dzisiaj, czyli nie zarzynania się na początku. W Legionowie początek pojechałem w miarę spokojnie i cały wyścig jechało mi się dobrze więc zamierzam powtórzyć to i tutaj.
Dzisiaj odstępy trochę dłuższe bo ruszamy 1,5 minuty po 1 sektorze. Nie myliłem się co do zatoru, ale przejeżdżam sobie bez stresu przez błotko i potem chwilę spaceruje po piachu. Chwilę potem patrzę za siebie i stwierdzam, że jestem ostatni z sektora. Dziwnie jakoś. Jednak już na górkach przeskakuje kilka pozycji do przodu. Początkowe kilometry do rozjazdu FITa sa głównie w lesie. Cały czas jednak lekko w górę lub w dół. Czasem trochę piachu. Jedzie mi się bardzo dobrze, co kilka minut wyprzedzam kolejnych zawodników. Ogólnie jest szybko, więc tworzą się też małe grupki. Dobrze mi się jedzie, pulsometr pokazuje cały czas w okolicach 185, ale nie czuje zmęczenia. Około 15 km na podjeździe wyprzedza mnie, ktoś z czołówki w koszulce Kliwer Bike Team. Okazuje się, że to Daniel Pepla, który złapał wcześniej gumę. Akurat jadę w 4 osobowej grupie, jednak różnica tempa duża i nikt nie próbował złapać koła. Gdzieś po 20 km kończą się lasy i wjeżdżamy w bardziej odkryty teren. Jadę w kilkuosobowej grupce, jadę pierwszy i oczywiście nikt się nie kwapi żeby dać zmianę, chociaż w pewnym momencie zrobiła się między nami przerwa i mogłem odskoczyć. Decyduje się jednak trochę odpocząć i zjeżdżam prawie na koniec. Dalej bardzo dobrze mi się jedzie chociaż puls cały czas wysoki. Wjeżdżamy na pola, lekki podjazd i za chwilę grupa się rwie. Ktoś tam przysnął w środku i już jest kilkanaście metrów. Zaczyna mocno wiać, akurat daje prosto w twarz. Zastanawiam się czy się nie zmulę zaraz jak to często bywa po godzinie jazdy. Jednak nie jest źle. Co 20 minut łykam żel i cisnę dalej. Co chwilę tasuje się tutaj zawodnikiem z velmaru, i jednym w koszulce polmo-łomianki. Jakieś 200 metrów z przodu widzę grupkę, ale sam nie mam szans dojść, bo za bardzo wieje. Velmar próbuje, ale zawisa po kilkudziesięciu metrach. Ja widzę, że do mnie zbliża się za to z tyłu inna grupa więc postanawiam poczekać. Jest 30 km, tempo dużo wyższe, momentalnie dochodzimy velmarowca, ale on dołącza. Na asfalcie chwilę prowadzę, ale zwalniam i puszczam przodem 3 osoby. Podjazd, nagle tempo wzrasta, ktoś krzyczy żeby jechać spokojnie to dojedziemy razem, kilka osób zostaje, ja trzymam się z przodu. Dalej stromy zjazd z zakrętem w prawo, prędkość ponad 55 km/h 3 gości wynosi nieźle na zewnętrzną, ledwo unikają krzaków. Grupka stopniała o połowę. Trzymamy dalej dobre tempo, do tego zaczynają się większe górki i dochodzimy grupkę którą widziałem wcześniej 200 metrów przed sobą. Jedzie w niej 2 zawodników z biketires którzy uciekli mi na 20 km. Jest też velmar i polmo-łomianki. Gdzieś w międzyczasie 2 bufet, na poprzednim tylko kilka łyków wody wziąłem więc teraz pora na powerada. Kilka szybkich zjazdów po polach, trochę piachu(dzisiaj zupełnie mi nie przeszkadza, opony napompowane idealnie i idę jak przecinak) i około 40 km wjeżdżamy znowu w las, jest też trochę odcinków brukowanych i dalej pagórkowato, podjazdy robią się trochę dłuższe. Łykam ostatnią porcję żela, i zaraz potem zaczynam łykać zawodników przede mną. Zostawiam za sobą całą grupę. Tuż przed bufetem na podjeździe starszy gość stoi na drodze, kręci film i krzyczy „bufet za 500 metrów jedź lewą stroną bo łatwiej” dziękuje za rady i zaraz docieram do bufetu. Tu tylko parę łyków wody i za chwilę widzę przed sobą najstromszy jak dotąd podjazd na jakieś polne wzgórze. Wjeżdżam ze środka, chociaż niektórzy przede mną prowadzą. Z góry widać trasę na kilkaset metrów do przodu i do tyłu. Fajny widok. Wszędzie kolarze. W ogóle to ostatnie 15 km to najciekawszy fragment trasy. Sporo ostrzejszych podjazdów, singli i wąskich krętych zjazdów. Dojeżdżam do jakiejś drogi, chyba wzdłuż torów po betonowych płytach i zaczynam zamulać. Na szczęście ktoś mnie wyprzedza i szybko siadam na koło. Łykamy na płytach trzy osoby po czym trochę źle wchodzę w zakręt do lasu i gubię koło. Postanawiam wypić tajemniczy specyfik, który nabyłem przed zawodami. Smakuje jak jakiś antybiotyk i mam nadzieje, że nie będę za chwilę wymiotował. Na szczęście żołądek jakoś to przyjął, ale wielkiego Powera to z tego nie było (mimo 800 mg tauryny i 200 kofeiny). Za chwilę stromy podjazd w lesie. Mało kto przede mną jedzie, większość wchodzi. Zrzucam z przodu na małą tarczę i cisnę. Sporo korzeni, ale podjazd wcale nie taki trudny. Dojeżdża do mnie zawodnik z Planji i mówi, że ładnie podjeżdżam, sam jednak robi to i tak trochę lepiej bo mnie wyprzedza na szczycie. Dalej kolejny podjazd, chyba stromszy niż poprzedni, znowu ludzie podchodzą. Powtarzam schemat z poprzedniej górki jednak tym razem nie mam wolnej drogi bo przede mną ktoś jedzie, a wyżej 2 zawodników spaceruje. Krzyczę żeby dali przejazd, oni ładnie się rozstępują po czym za chwilę gość przede mną schodzi i mnie blokuje. Fuck! Muszę zejść. Idę, ale ciężko i powoli bo czuje, że zaraz w obu łydkach złapią mnie skurcze. 3-4 osoby mnie mijają w tym velmar i polmo-łomianki. Gdybym nie musiał zejść na pewno bym to podjechał bez problemu. Od tego momentu jakby mnie lekko odcina, jadę za grupą i nie bardzo mam siłę przyspieszyć mimo, że to końcowe km. Trochę szkoda bo odległość nie wzrasta więc jeszcze kilka pozycji mógłbym zyskać. Końcówka po lesie miejskim, bardzo fajna, kręte zjazdy, skarpy i dużo frajdy. Na ostatnim zjeździe atakuje jeszcze velmarowca i wyprzedzam go tuż przed wjazdem na stadion.
Wynik 2:23:00, 106/469 i 31/103 w M2. Do zwycięzcy 23 minuty. Tym razem jestem zadowolony, zabrakło troszkę sił w końcówce, ale cały wyścig jechałem mocno i bez większych błędów. Na pewno najfajniejsza trasa w tym roku.