Mazovia MTB - Skarżysko
Niedziela, 28 sierpnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Dłuższe wycieczki, W towarzystwie, Zawody
W przeciwieństwie do poprzedniego roku tym razem na miejsce przyjeżdżamy godzinę wcześniej. Mimo, że byliśmy uzbrojeni w gps to i tak chwilę błądziliśmy bo pokazywał nam jakąś dziwną trasę.
Pogoda przed startem taka jaką lubię czyli około 20 stopni i chmury ze słońcem. Przed startem dowiaduję się, że dystanse skrócone i zamiast 63 na Mega będzie 58. Za to wydłużyli fita z 34 do 40 więc Asia będzie miała ciężko po 2 miesiącach niejeżdżenia. Przed startem jeszcze po żele do Nutrenda. Spodziewam się po skali trudności 6 około 3 godzin jazdy więc biorę dużego endurosnacka i jeszcze carbosnacka. Mam oczywiście zamiar jeszcze coś dobrać na bufecie. Po zeszłotygodniowym występie w Urlach wiem, że forma niestety nie jest taka jak na wiosnę wiec za cel biorę sobie rating powyżej 80% (wcześniej planowałem 85%), i jak się uda to zmieszczenie się w pierwszej 100. Oczywiście nie może mnie też na mega objechać żadna babka
Po starcie trzymam się raczej z tyłu sektora. Postanawiam pojechać początek spokojniej. W sumie wychodzi, że to dobra decyzja bo i tak cały czas jedzie grupa. Początek to dojazd w okolice Suchedniowa czyli szutry z kamieniami i szerokie leśne drogi. Dopiero po kilku km wjeżdżamy w las i na trochę węższe ścieżki i delikatne podjazdy i zjazdy. Przesuwam się powoli do przodu, ale często też tasuje się z tymi samymi zawodnikami. Około 9 km, w lesie na delikatnym zjeździe groźna sytuacja, bo na drodze leży ktoś twarzą do ziemi i się nie rusza. Zatrzymujemy się na chwilę, i gość przewraca się na bok. Ktoś już z nim gada więc jedziemy dalej. Do tego momentu sektor już się podzielił więc jedziemy grupkami. Następne kilometry to raczej szybkie drogi typu betonowe płyty, albo szutrówki z drobnymi kamykami. Na szczęście nie jest płasko tylko co raz lekko w górę lub w dół. Jedzie mi się nieźle, aczkolwiek na płaskim tracę. Co jakiś czas ktoś mnie wyprzedza. Próbuję siadać na kole, idzie mi to opornie szczególnie na leśnych nierównych drogach. Ludzie jeżdżą bardzo nieprzewidywalnie i wolę jednak mieć widoczność chociaż na te 2 metry. Po 30 minutach pierwsza porcja żela. Na puslometrze przyzwoite wartości bo ponad 180. Około 17-18 km, po kilku kilometrowym brukowanym odcinku na horyzoncie ukazuje się spory podjazd. Z daleka wygląda na stromy. Z zawodnikiem z Planii żartujemy, że jak na jak na Mazovię to niezła góra. Na pocieszenie na szczycie widać bufet. Podjazd nie jest stromy, jednak dość długi bo pewnie około 1,5 km. Tuż przed górką rozjazd dla FIT na który odbija zadziwiająco dużo osób. Może część przestraszyła się podjazdu?:) Przed sobą widzę grupkę. To głównie zawodnicy, którzy wyprzedzili mnie na płaskich odcinkach. Postanawiam ich dojść i podjechać mocno spodziewając się potem zjazdu na którym będę mógł odpocząć. Grupka w trakcie mocno się porwała. Wyprzedziłem około 8-10 osób. Na bufecie biorę trochę wody i jadę dalej. Zjazdu jednak nie było tylko płaski odcinek więc znowu ze 2-3 osoby mnie wyprzedzają. Przed sobą znowu widzę większą grupę. Zaczynają się też ciekawsze odcinki po lasach. Na krótkie razie single głównie w górę z szybkimi zjazdami przeplatane szutrówkami. Złapała mnie na tym etapie kolka, z którą walczę dobrych 10 min. Nie tracę jednak przez to bardzo tempa tylko wiercę się bardziej na rowerze żeby szybciej przeszła. W okolicach 24 km wypadamy na dłuższy odcinek asfaltu. Na początku podjazd, niezbyt męczący, a zaraz po nim długi stromy zjazd na którym pod koniec na liczniku ponad 63 km/h. Jedziemy tu w kilka osób, początkowo nawet nie kręcę, a i tak muszę hamować żeby nie wjechać w zawodnika przede mną. Postanawiam więc mocniej dokręcić i wychodzę na czoło. Przez chwilę jednak zaczynam myśleć, że głupio robię bo za chwilę za zakrętem może być podjazd. No i niestety parę sekund później wyrasta przed nami stroma asfaltowa ścianka. Podjeżdżam ją bardzo ciężko, zupełnie bez rytmu około 10 km/h. Prawie od razu tracę ze 3 pozycje, ale potem wychodzę na zero bo mocno porwała się tutaj duża grupa przed nami i kilka osób konkretnie przygasło. Na górze bardzo ładny widok na okoliczne pola i górki. Potem znowu zjazd i zaczyna się więcej odcinków leśnych. Bardzo mi się podobają. Co raz single z korzeniami najczęściej w górę, a potem zjazdy w koleinach, a konkretnie ich grzbietem. Niestety sporo ludzi sobie tutaj nie radzi, a nie ma jak wyprzedzać bo koleiny są głębokie i w efekcie trzeba jechać gęsiego. Raz ktoś tak asekuracyjnie jechał, że zjeżdżaliśmy przez 5 minut poniżej 15 km/h. Tętno to miałem około 150 na tym odcinku. Dało się jechać dużo szybciej co było widać po osobach przed nami, które odjechały dość daleko. Leśne odcinki przeplatają krótkie asfalty w wioskach, w których bardzo dużo ludzi dopinguje. Szczególnie zapamiętałem dwie kobiety krzyczące do każdego „dawaj, dawaj, szybciej itp.” oraz tłum ludzi na szczycie dość ciężkiego i stromego podjazdu.
Na drugim bufecie biorę żel i powerada. Wypijam połowę. Jedzie mi się dobrze. Dochodzę do wniosku, że to w dużej mierze zasługa ciekawej trasy. Raz chwilowo mam mały kryzys, ale biorę nowy żel i za chwilę jedzie mi się lepiej.
Wrażenie wywarł na mnie jeszcze jeden stromy i bardzo szybki zjazd po kamieniach (około 55 km/h) i dość sztywny podjazd po łące, na którym chciałem zrzucić na młynek z przodu, ale niestety przerzutka dzisiaj odmawiała współpracy i musiałem przepychać ze środka.
Znowu wjeżdżamy do lasu, na razie płasko lub pod górę. Postanawiam tutaj wyprzedzać co się da żeby później nie utykać na zjeździe. W efekcie przechodzę kilkanaście osób, niektórzy widząc, że jadę szybciej ustępują. Czasami niestety nie mogę przyśpieszyć bo łańcuch spada mi z blatu na środek. Dojeżdżam w końcu do zjazdu, przede mną spora grupka. Jadą wolno. Tym razem nie zamierzam się tak ciągnąć, a że koleiny trochę płytsze to zjeżdżam w prawo i atakuje. Spore kamienie, ale mimo to mogę jechać dużo szybciej. Krzyczę więc PRAWA i wyprzedzam hurtowo kilkanaście osób. Bardzo mnie ucieszył ten odcinek. Niestety chwilę później zaczyna się znany z początku trasy odcinek dojazdowy na metę czyli dłuuuuga szutrówka, a dalej betonowe płyty. Na szutrówce tracę z 5 pozycji. A potem na płytach, kiedy wyprzedzam Asię i chwilę gadam jeszcze ze 4 miejsca. Wkurza mnie to strasznie, ale cisnę dalej znanym już odcinkiem. Muszę uważać bo zaczynają mnie łapać skurcze w udach, szczególnie przy gwałtownej zmianie pozycji. Gonie gościa na 29”. Mam nadzieje powalczyć z nim na finiszu, niestety odjeżdża mi na kilkadziesiąt metrów, kiedy zamiast trasą po piachu jedzie bokiem poza nią. Na stadionie zmniejszam trochę stratę, ale ostatecznie przegrywam 2 sekundy. Gdyby nie skurcze mogłem trochę mocniej pojechać końcówkę.
Jestem dość mocno ujechany, krążę jeszcze chwile po stadionie próbując trochę rozjechać nogi. Potem czekam dłuższą chwilę na Asię, która zatrzymała się jeszcze i wzywała karetkę dla jednego z zawodników z FIT, który został staranowany przez jakąś babkę z Mega.
Wynik 100/336 Open, 27/53 M2, rating 82%. Czyli zgodnie z planem i nawet na pierwszą 100 się załapałem. Pewnie można było jeszcze ze 3-4 minuty urwać jakby się szybciej dało w tych lasach jechać, ale jak na obecną formę to wynik dobry.
Trasa bardzo fajna, ale stopień trudności 6 to nieporozumienie. Zdecydowanie za dużo było szutrówek i ubitych płaskich dróg.
Pogoda przed startem taka jaką lubię czyli około 20 stopni i chmury ze słońcem. Przed startem dowiaduję się, że dystanse skrócone i zamiast 63 na Mega będzie 58. Za to wydłużyli fita z 34 do 40 więc Asia będzie miała ciężko po 2 miesiącach niejeżdżenia. Przed startem jeszcze po żele do Nutrenda. Spodziewam się po skali trudności 6 około 3 godzin jazdy więc biorę dużego endurosnacka i jeszcze carbosnacka. Mam oczywiście zamiar jeszcze coś dobrać na bufecie. Po zeszłotygodniowym występie w Urlach wiem, że forma niestety nie jest taka jak na wiosnę wiec za cel biorę sobie rating powyżej 80% (wcześniej planowałem 85%), i jak się uda to zmieszczenie się w pierwszej 100. Oczywiście nie może mnie też na mega objechać żadna babka
Po starcie trzymam się raczej z tyłu sektora. Postanawiam pojechać początek spokojniej. W sumie wychodzi, że to dobra decyzja bo i tak cały czas jedzie grupa. Początek to dojazd w okolice Suchedniowa czyli szutry z kamieniami i szerokie leśne drogi. Dopiero po kilku km wjeżdżamy w las i na trochę węższe ścieżki i delikatne podjazdy i zjazdy. Przesuwam się powoli do przodu, ale często też tasuje się z tymi samymi zawodnikami. Około 9 km, w lesie na delikatnym zjeździe groźna sytuacja, bo na drodze leży ktoś twarzą do ziemi i się nie rusza. Zatrzymujemy się na chwilę, i gość przewraca się na bok. Ktoś już z nim gada więc jedziemy dalej. Do tego momentu sektor już się podzielił więc jedziemy grupkami. Następne kilometry to raczej szybkie drogi typu betonowe płyty, albo szutrówki z drobnymi kamykami. Na szczęście nie jest płasko tylko co raz lekko w górę lub w dół. Jedzie mi się nieźle, aczkolwiek na płaskim tracę. Co jakiś czas ktoś mnie wyprzedza. Próbuję siadać na kole, idzie mi to opornie szczególnie na leśnych nierównych drogach. Ludzie jeżdżą bardzo nieprzewidywalnie i wolę jednak mieć widoczność chociaż na te 2 metry. Po 30 minutach pierwsza porcja żela. Na puslometrze przyzwoite wartości bo ponad 180. Około 17-18 km, po kilku kilometrowym brukowanym odcinku na horyzoncie ukazuje się spory podjazd. Z daleka wygląda na stromy. Z zawodnikiem z Planii żartujemy, że jak na jak na Mazovię to niezła góra. Na pocieszenie na szczycie widać bufet. Podjazd nie jest stromy, jednak dość długi bo pewnie około 1,5 km. Tuż przed górką rozjazd dla FIT na który odbija zadziwiająco dużo osób. Może część przestraszyła się podjazdu?:) Przed sobą widzę grupkę. To głównie zawodnicy, którzy wyprzedzili mnie na płaskich odcinkach. Postanawiam ich dojść i podjechać mocno spodziewając się potem zjazdu na którym będę mógł odpocząć. Grupka w trakcie mocno się porwała. Wyprzedziłem około 8-10 osób. Na bufecie biorę trochę wody i jadę dalej. Zjazdu jednak nie było tylko płaski odcinek więc znowu ze 2-3 osoby mnie wyprzedzają. Przed sobą znowu widzę większą grupę. Zaczynają się też ciekawsze odcinki po lasach. Na krótkie razie single głównie w górę z szybkimi zjazdami przeplatane szutrówkami. Złapała mnie na tym etapie kolka, z którą walczę dobrych 10 min. Nie tracę jednak przez to bardzo tempa tylko wiercę się bardziej na rowerze żeby szybciej przeszła. W okolicach 24 km wypadamy na dłuższy odcinek asfaltu. Na początku podjazd, niezbyt męczący, a zaraz po nim długi stromy zjazd na którym pod koniec na liczniku ponad 63 km/h. Jedziemy tu w kilka osób, początkowo nawet nie kręcę, a i tak muszę hamować żeby nie wjechać w zawodnika przede mną. Postanawiam więc mocniej dokręcić i wychodzę na czoło. Przez chwilę jednak zaczynam myśleć, że głupio robię bo za chwilę za zakrętem może być podjazd. No i niestety parę sekund później wyrasta przed nami stroma asfaltowa ścianka. Podjeżdżam ją bardzo ciężko, zupełnie bez rytmu około 10 km/h. Prawie od razu tracę ze 3 pozycje, ale potem wychodzę na zero bo mocno porwała się tutaj duża grupa przed nami i kilka osób konkretnie przygasło. Na górze bardzo ładny widok na okoliczne pola i górki. Potem znowu zjazd i zaczyna się więcej odcinków leśnych. Bardzo mi się podobają. Co raz single z korzeniami najczęściej w górę, a potem zjazdy w koleinach, a konkretnie ich grzbietem. Niestety sporo ludzi sobie tutaj nie radzi, a nie ma jak wyprzedzać bo koleiny są głębokie i w efekcie trzeba jechać gęsiego. Raz ktoś tak asekuracyjnie jechał, że zjeżdżaliśmy przez 5 minut poniżej 15 km/h. Tętno to miałem około 150 na tym odcinku. Dało się jechać dużo szybciej co było widać po osobach przed nami, które odjechały dość daleko. Leśne odcinki przeplatają krótkie asfalty w wioskach, w których bardzo dużo ludzi dopinguje. Szczególnie zapamiętałem dwie kobiety krzyczące do każdego „dawaj, dawaj, szybciej itp.” oraz tłum ludzi na szczycie dość ciężkiego i stromego podjazdu.
Na drugim bufecie biorę żel i powerada. Wypijam połowę. Jedzie mi się dobrze. Dochodzę do wniosku, że to w dużej mierze zasługa ciekawej trasy. Raz chwilowo mam mały kryzys, ale biorę nowy żel i za chwilę jedzie mi się lepiej.
Wrażenie wywarł na mnie jeszcze jeden stromy i bardzo szybki zjazd po kamieniach (około 55 km/h) i dość sztywny podjazd po łące, na którym chciałem zrzucić na młynek z przodu, ale niestety przerzutka dzisiaj odmawiała współpracy i musiałem przepychać ze środka.
Znowu wjeżdżamy do lasu, na razie płasko lub pod górę. Postanawiam tutaj wyprzedzać co się da żeby później nie utykać na zjeździe. W efekcie przechodzę kilkanaście osób, niektórzy widząc, że jadę szybciej ustępują. Czasami niestety nie mogę przyśpieszyć bo łańcuch spada mi z blatu na środek. Dojeżdżam w końcu do zjazdu, przede mną spora grupka. Jadą wolno. Tym razem nie zamierzam się tak ciągnąć, a że koleiny trochę płytsze to zjeżdżam w prawo i atakuje. Spore kamienie, ale mimo to mogę jechać dużo szybciej. Krzyczę więc PRAWA i wyprzedzam hurtowo kilkanaście osób. Bardzo mnie ucieszył ten odcinek. Niestety chwilę później zaczyna się znany z początku trasy odcinek dojazdowy na metę czyli dłuuuuga szutrówka, a dalej betonowe płyty. Na szutrówce tracę z 5 pozycji. A potem na płytach, kiedy wyprzedzam Asię i chwilę gadam jeszcze ze 4 miejsca. Wkurza mnie to strasznie, ale cisnę dalej znanym już odcinkiem. Muszę uważać bo zaczynają mnie łapać skurcze w udach, szczególnie przy gwałtownej zmianie pozycji. Gonie gościa na 29”. Mam nadzieje powalczyć z nim na finiszu, niestety odjeżdża mi na kilkadziesiąt metrów, kiedy zamiast trasą po piachu jedzie bokiem poza nią. Na stadionie zmniejszam trochę stratę, ale ostatecznie przegrywam 2 sekundy. Gdyby nie skurcze mogłem trochę mocniej pojechać końcówkę.
Jestem dość mocno ujechany, krążę jeszcze chwile po stadionie próbując trochę rozjechać nogi. Potem czekam dłuższą chwilę na Asię, która zatrzymała się jeszcze i wzywała karetkę dla jednego z zawodników z FIT, który został staranowany przez jakąś babkę z Mega.
Wynik 100/336 Open, 27/53 M2, rating 82%. Czyli zgodnie z planem i nawet na pierwszą 100 się załapałem. Pewnie można było jeszcze ze 3-4 minuty urwać jakby się szybciej dało w tych lasach jechać, ale jak na obecną formę to wynik dobry.
Trasa bardzo fajna, ale stopień trudności 6 to nieporozumienie. Zdecydowanie za dużo było szutrówek i ubitych płaskich dróg.