Mazovia MTB - Zgierz
Niedziela, 25 kwietnia 2010
· Komentarze(2)
Kategoria Zawody, W towarzystwie
Pierwszy maraton z letniego cyklu Mazovii. Do Zgierza jedziemy z Asią. Wyjazd o 7.30, droga bardzo przyjemna bez większych opóźnień. Na miejscu jesteśny chwilę przed 10 chociaż trafiliśmy tam trochę na czuja bo zepsuł się GPS.
Poskładałem rower, a że było jeszcze 30 min do startu to ruszyłem na krótką rozgrzewkę po okolicznych górkach. W sektorze ustawiam się bliżej końca spodziewając się ostrego tempa. Chwilę po starcie faktycznie szybko, ale nie jakoś bardzo, było lekko pod górkę i prędkość w okolicach 30-35 km/h. Po 2 km szeroki szybki zjazd asfaltem, ale pod ostry wiatr. Prędkość cały czas ok 45, i tu robie pierwszy błąd. Zamiast jechać na kole to wyprzedzam kilku zawodników i gonie tych jadących troszkę szybciej. Prędkość niewiele wzrasta a puslometr pokazuje już 192 doganiam w końcu kogoś, ale nie mogę za bardzo odpocząć zaraz kończy się asfalt i zaczyna polna droga ze spory wsysającym piachem. Po jakimś kilometrze takich atrakcji, przejazd pod autostradą i do lasu. Cieżko mi się tu jechało, straciłem trochę pozycji. Ten odcinek mało ciekawy po płaskim aż do stromych wąwozów ze strumyczkami. Tu zaczynają się korki bo każdy zsiada, dalej jeszcze jedna kładka nad rzeczką. Chwilę po tym czuję jak wypada mi telefon z kieszonki, zatrzunuje się i po chwili na szczęście znajduje. Ale kilkadziesiąt sekund w plecy u wyprzedza mnie jakieś 8 osób. Na pierwszym bufecie biorę w locie powerada, piję kilka łyków wsadzam do kieszonki, i za 1 min już nie mam napoju. Na szczęście w bidonie jeszcze z 1/3 isostara więc powinno starczyć. Potem na drugim bufecie też powerade w locie, ale tu wykorzystuję kawałek asfaltu i w trekcie jazdy spokojnie przelewam do bidonu. Mniej więcej od 20 km zaczynają się górki, początkowo na polach, z mocnym wiatrem. Jedzie mi się już coraz lepiej i powoli odrabiam straty, szczególnie na podjazdach wyprzedzam sporo ludzi. Chyba już nikt mnie od tego momentu nie wyprzedza. Około 30 km wjazd do lasu i trudność podjazdów idzie znacząco w górę co widać po procesjach ludzi ciągnących rowery całą szerokością trasy. Niestety przez to 2 razy również muszę zsiąść mimo szczerych chęci i slalomu od lewej do prawej pomiędzy spacerującymi. Niektóre zjazdy strome, pokonywane ze sporymi prędkościami, w tym jeden chyba po jakimś toże FR, gdzie najeżdżam na jedną hopkę i lecę w powietrzu kilka metrów i ląduje na szczęście bezpiecznie na dwóch kołach.
Po wyjeździe z lasu jeszcze ostatni dwukrotny podjazd pod stok narciarski, na którym już czeka z Asia z aparatem. Pierwszy wjazd wąski, przedemną jedna osoba jedzie i 3 prowadzą, wyprzedzam wszystkie, na szczęście nie było tu większej grupy bo też bym musiał wchodzić. Za chwilę zjazd, nawrót i znowu pod górę tym razem szeroko, znowu wyprzedzam 2 osoby, a jeden zawodnik zsiada z roweru i biegnie w tempie mojego wjazdu, podejrzewam, że zmęczył się tym 2x bardziej bo chwilę po zjeździe go wyprzedzam. Finish to runda wokół jeziorka, tu jeszcze wziąłem 3 osoby, ale jedna z nich dochodzi mnie tuż przed metą, na szczęście w porę to dostrzegam, przyśpieszam i wygrywam o długość roweru.
Czas: 2.04.22, Wynik 227/784 mega, 72/198 M2. Do zwycięzcy 30 min w plecy. Czwarty sektor utrzymany.
Trasa kapitalna, szkoda że takich terenów nie ma Pod Warszawą.


Poskładałem rower, a że było jeszcze 30 min do startu to ruszyłem na krótką rozgrzewkę po okolicznych górkach. W sektorze ustawiam się bliżej końca spodziewając się ostrego tempa. Chwilę po starcie faktycznie szybko, ale nie jakoś bardzo, było lekko pod górkę i prędkość w okolicach 30-35 km/h. Po 2 km szeroki szybki zjazd asfaltem, ale pod ostry wiatr. Prędkość cały czas ok 45, i tu robie pierwszy błąd. Zamiast jechać na kole to wyprzedzam kilku zawodników i gonie tych jadących troszkę szybciej. Prędkość niewiele wzrasta a puslometr pokazuje już 192 doganiam w końcu kogoś, ale nie mogę za bardzo odpocząć zaraz kończy się asfalt i zaczyna polna droga ze spory wsysającym piachem. Po jakimś kilometrze takich atrakcji, przejazd pod autostradą i do lasu. Cieżko mi się tu jechało, straciłem trochę pozycji. Ten odcinek mało ciekawy po płaskim aż do stromych wąwozów ze strumyczkami. Tu zaczynają się korki bo każdy zsiada, dalej jeszcze jedna kładka nad rzeczką. Chwilę po tym czuję jak wypada mi telefon z kieszonki, zatrzunuje się i po chwili na szczęście znajduje. Ale kilkadziesiąt sekund w plecy u wyprzedza mnie jakieś 8 osób. Na pierwszym bufecie biorę w locie powerada, piję kilka łyków wsadzam do kieszonki, i za 1 min już nie mam napoju. Na szczęście w bidonie jeszcze z 1/3 isostara więc powinno starczyć. Potem na drugim bufecie też powerade w locie, ale tu wykorzystuję kawałek asfaltu i w trekcie jazdy spokojnie przelewam do bidonu. Mniej więcej od 20 km zaczynają się górki, początkowo na polach, z mocnym wiatrem. Jedzie mi się już coraz lepiej i powoli odrabiam straty, szczególnie na podjazdach wyprzedzam sporo ludzi. Chyba już nikt mnie od tego momentu nie wyprzedza. Około 30 km wjazd do lasu i trudność podjazdów idzie znacząco w górę co widać po procesjach ludzi ciągnących rowery całą szerokością trasy. Niestety przez to 2 razy również muszę zsiąść mimo szczerych chęci i slalomu od lewej do prawej pomiędzy spacerującymi. Niektóre zjazdy strome, pokonywane ze sporymi prędkościami, w tym jeden chyba po jakimś toże FR, gdzie najeżdżam na jedną hopkę i lecę w powietrzu kilka metrów i ląduje na szczęście bezpiecznie na dwóch kołach.
Po wyjeździe z lasu jeszcze ostatni dwukrotny podjazd pod stok narciarski, na którym już czeka z Asia z aparatem. Pierwszy wjazd wąski, przedemną jedna osoba jedzie i 3 prowadzą, wyprzedzam wszystkie, na szczęście nie było tu większej grupy bo też bym musiał wchodzić. Za chwilę zjazd, nawrót i znowu pod górę tym razem szeroko, znowu wyprzedzam 2 osoby, a jeden zawodnik zsiada z roweru i biegnie w tempie mojego wjazdu, podejrzewam, że zmęczył się tym 2x bardziej bo chwilę po zjeździe go wyprzedzam. Finish to runda wokół jeziorka, tu jeszcze wziąłem 3 osoby, ale jedna z nich dochodzi mnie tuż przed metą, na szczęście w porę to dostrzegam, przyśpieszam i wygrywam o długość roweru.
Czas: 2.04.22, Wynik 227/784 mega, 72/198 M2. Do zwycięzcy 30 min w plecy. Czwarty sektor utrzymany.
Trasa kapitalna, szkoda że takich terenów nie ma Pod Warszawą.


