Mazovia Legionowo
Niedziela, 15 maja 2011
· Komentarze(0)
Kategoria W towarzystwie, Zawody
Już od dwóch dni wiadomo, że pogoda się popsuje i będzie deszczowo. Wcale mnie to jednak nie martwi. Będzie ciekawiej i mniej piaszczyście.
Do Legionowa docieramy dosyć późno bo o 10:20, udaje się jednak znaleźć jeszcze fajną miejscówkę w bocznej uliczce blisko mety. Akurat jak wysiadamy z samochodu zaczyna padać. Jeszcze tylko wycieczka po żel – dzisiaj biorę endurosnacka, dużą tubę 75 g. Starczyło na 3x czyli właściwie na całą trasę. Potem już szybko do sektora, bo start za 5 minut. Podczas oczekiwania słyszę, że skrócili dystanse. Mega zamiast 58 ma mieć tylko 48, a Giga zaledwie 72. W głowie kiełkuje więc myśl czy nie zaatakować pierwszy raz najdłuższego dystansu.
11:01 start, początkowo asfalt, trochę zakrętów. Ostrożnie przesuwam się do przodu, bo jest mokro. Oczywiście pada na mnie i z góry i z dołu, spod kół jadących przede mną więc błotko na twarzy pojawia się już po kilkuset metrach. Z asfaltu skręt w prawo w nierówną szutrówkę z dziurami, jadę bardziej po zewnętrznej i widzę jak z przeciwka jedzie sobie na nas samochód. Ktoś z przodu krzyczy i wszyscy na szczęście omijają, ale sporo bluzgów poleciało. Następne km szybkie, dość wąsko więc jedziemy gęsiego. Patrzę na pulsometr- tętno 180, czyli rekreacja jak na początek wyścigu. Ale nie przejmuje się, przynajmniej później mnie nie przytka jak się teraz powoli rozkręcę. Gdzieś w okolicach 6 km pierwsza górka, dość piaszczysta. Prawą stroną jest singiel którym jedzie większość. Duży tłok i widzę, że już zaczynają zsiadać. Atakuje więc z lewej po większym piachu. Niestety za chwile przechodzi on w jakąś pustynie. Kompletnie nie da się jechać. Do tego trasa ucieka w prawo więc muszę się przebijać z buta to zatłoczonego singla. Okulary momentalnie zaparowują i ledwo widzę. Mija mnie tu spokojnie ze 20 osób. Dalej łagodny zjazd i kilkadziesiąt metrów sporego piachu. Przedzieram się trochę na oślep bo szkła dalej całe zaparowane. Na szczęście jest tu dość szeroko więc na nikogo nie wpadam. Następne kilometry szybkie, dużo singli, czasami jakaś jedna lub kilka górek. Trasa fajna, ale niestety jest na niej zbyt dużo ludzi. Większość czasu jadę w jakiejś grupce. Często za słabym tempie, bo nie ma jak wyprzedzać. Kilka razy atakuje po bardzo niekorzystnych ścieżkach czyli gałęziach, trawach, korzeniach. Jednak nie przynosi to większych korzyści bo ze dwa razy np. jadąc gorszym torem nie wyrabiam się w zakręty i tracę tylko siły. Około 18 km kończy się mała pętla i odłącza się FIT. Jedzie mi się bardzo dobrze, dalej myślę nad Giga, ale potem po drodze rezygnuje bo nie wspomniałem nic wcześniej Asi o takiej możliwości i za długo by musiała czekać. Zaraz na początku drugiej pętli trasa robi się bardziej interwałowa. Tasujemy się cały czas z kilkoma zawodnikami, szczególnie z nr 38 mijam się co kilka km. Na drugi bufet w okolicach 30 km wpadamy w większej grupie około 15 osób. Łapie powerada i wypijam prawie całego w ciągu minuty grupka trochę odjeżdża, ale po chwili doganiam. Trzymam się z tyłu, ale czuje że jest dla mnie za wolno. Puls znowu w okolicach 170. Postanawiam koniecznie go podnieść. Znowu jest wąsko, dużo singli więc jednak trzeba wyprzedzać po krzakach. Przechodzę kolejne osoby. Grupka się porwała i jest już luźniej. Ostanie km jedziemy razem z nr 38, po drodze doganiamy kogoś z M4. Facet chwile prowadzi na asfalcie, a potem krzyczy do mnie żebym dał zmianę bo on już na to za stary. Uśmiecham się i daje do przodu. Prowadzę przez około 1 km. Nagle 38 wyskakuje przede mnie i zyskuje kilkadziesiąt metrów dochodząc przy okazji zawodnika z FAAC Team. M4 daje mi zmianę, i krzyczy żebyśmy gonili tą dwójkę. Dystans jednak zmniejsza się tylko minimalnie. Do mety około 3 km. Wychodzę na zmianę jednak towarzysz nie utrzymuje koła i gonie sam. Wpadamy do lasku, na super singiel. Kręty w małym wąwozie z małymi rynnami na zakrętach. Zbliżam się do uciekającej dwójki. Nagle na małej górce dochodzę ich. Lekko się zakopują i zawodnik z FAAC zrywa łańcuch. Nie zastanawia się nawet nad skuwaniem i daje sprintem do mety. Jest wąsko więc chwilkę trwa zanim go wyprzedzam. To wystarczy żeby 38 zyskał kilkanaście metrów. Na asfaltowej końcówce już nie udaje mi się odrobić i tracę ostatecznie 6 sekund.
Na metę wpadam zmęczony finiszem, ale ogólnie trochę jestem niedojechany. Szkoda, że skrócili trasę. Miejscami tempo było za dla mnie za niskie, ale nie było gdzie wyprzedzać. Jednak poza tym maraton bardzo fajny. Żadnych kryzysów. Trasa jak dla mnie, mimo że w wielu odcinkach się pokrywała, to jednak dużo ciekawsza niż na Poland Bike. Do tego super oznaczona, żadnych wątpliwości gdzie jechać .
Kilka minut po przekroczeniu mety idę sprawdzić jaki czas mieli zwycięzcy mega i tu zaskoczenie bo na drugiej kartce wiszę już i ja Czas 1:52:58, Miejsce 99/493 i 32/114 w kategorii. Plan wykonany
Do Legionowa docieramy dosyć późno bo o 10:20, udaje się jednak znaleźć jeszcze fajną miejscówkę w bocznej uliczce blisko mety. Akurat jak wysiadamy z samochodu zaczyna padać. Jeszcze tylko wycieczka po żel – dzisiaj biorę endurosnacka, dużą tubę 75 g. Starczyło na 3x czyli właściwie na całą trasę. Potem już szybko do sektora, bo start za 5 minut. Podczas oczekiwania słyszę, że skrócili dystanse. Mega zamiast 58 ma mieć tylko 48, a Giga zaledwie 72. W głowie kiełkuje więc myśl czy nie zaatakować pierwszy raz najdłuższego dystansu.
11:01 start, początkowo asfalt, trochę zakrętów. Ostrożnie przesuwam się do przodu, bo jest mokro. Oczywiście pada na mnie i z góry i z dołu, spod kół jadących przede mną więc błotko na twarzy pojawia się już po kilkuset metrach. Z asfaltu skręt w prawo w nierówną szutrówkę z dziurami, jadę bardziej po zewnętrznej i widzę jak z przeciwka jedzie sobie na nas samochód. Ktoś z przodu krzyczy i wszyscy na szczęście omijają, ale sporo bluzgów poleciało. Następne km szybkie, dość wąsko więc jedziemy gęsiego. Patrzę na pulsometr- tętno 180, czyli rekreacja jak na początek wyścigu. Ale nie przejmuje się, przynajmniej później mnie nie przytka jak się teraz powoli rozkręcę. Gdzieś w okolicach 6 km pierwsza górka, dość piaszczysta. Prawą stroną jest singiel którym jedzie większość. Duży tłok i widzę, że już zaczynają zsiadać. Atakuje więc z lewej po większym piachu. Niestety za chwile przechodzi on w jakąś pustynie. Kompletnie nie da się jechać. Do tego trasa ucieka w prawo więc muszę się przebijać z buta to zatłoczonego singla. Okulary momentalnie zaparowują i ledwo widzę. Mija mnie tu spokojnie ze 20 osób. Dalej łagodny zjazd i kilkadziesiąt metrów sporego piachu. Przedzieram się trochę na oślep bo szkła dalej całe zaparowane. Na szczęście jest tu dość szeroko więc na nikogo nie wpadam. Następne kilometry szybkie, dużo singli, czasami jakaś jedna lub kilka górek. Trasa fajna, ale niestety jest na niej zbyt dużo ludzi. Większość czasu jadę w jakiejś grupce. Często za słabym tempie, bo nie ma jak wyprzedzać. Kilka razy atakuje po bardzo niekorzystnych ścieżkach czyli gałęziach, trawach, korzeniach. Jednak nie przynosi to większych korzyści bo ze dwa razy np. jadąc gorszym torem nie wyrabiam się w zakręty i tracę tylko siły. Około 18 km kończy się mała pętla i odłącza się FIT. Jedzie mi się bardzo dobrze, dalej myślę nad Giga, ale potem po drodze rezygnuje bo nie wspomniałem nic wcześniej Asi o takiej możliwości i za długo by musiała czekać. Zaraz na początku drugiej pętli trasa robi się bardziej interwałowa. Tasujemy się cały czas z kilkoma zawodnikami, szczególnie z nr 38 mijam się co kilka km. Na drugi bufet w okolicach 30 km wpadamy w większej grupie około 15 osób. Łapie powerada i wypijam prawie całego w ciągu minuty grupka trochę odjeżdża, ale po chwili doganiam. Trzymam się z tyłu, ale czuje że jest dla mnie za wolno. Puls znowu w okolicach 170. Postanawiam koniecznie go podnieść. Znowu jest wąsko, dużo singli więc jednak trzeba wyprzedzać po krzakach. Przechodzę kolejne osoby. Grupka się porwała i jest już luźniej. Ostanie km jedziemy razem z nr 38, po drodze doganiamy kogoś z M4. Facet chwile prowadzi na asfalcie, a potem krzyczy do mnie żebym dał zmianę bo on już na to za stary. Uśmiecham się i daje do przodu. Prowadzę przez około 1 km. Nagle 38 wyskakuje przede mnie i zyskuje kilkadziesiąt metrów dochodząc przy okazji zawodnika z FAAC Team. M4 daje mi zmianę, i krzyczy żebyśmy gonili tą dwójkę. Dystans jednak zmniejsza się tylko minimalnie. Do mety około 3 km. Wychodzę na zmianę jednak towarzysz nie utrzymuje koła i gonie sam. Wpadamy do lasku, na super singiel. Kręty w małym wąwozie z małymi rynnami na zakrętach. Zbliżam się do uciekającej dwójki. Nagle na małej górce dochodzę ich. Lekko się zakopują i zawodnik z FAAC zrywa łańcuch. Nie zastanawia się nawet nad skuwaniem i daje sprintem do mety. Jest wąsko więc chwilkę trwa zanim go wyprzedzam. To wystarczy żeby 38 zyskał kilkanaście metrów. Na asfaltowej końcówce już nie udaje mi się odrobić i tracę ostatecznie 6 sekund.
Na metę wpadam zmęczony finiszem, ale ogólnie trochę jestem niedojechany. Szkoda, że skrócili trasę. Miejscami tempo było za dla mnie za niskie, ale nie było gdzie wyprzedzać. Jednak poza tym maraton bardzo fajny. Żadnych kryzysów. Trasa jak dla mnie, mimo że w wielu odcinkach się pokrywała, to jednak dużo ciekawsza niż na Poland Bike. Do tego super oznaczona, żadnych wątpliwości gdzie jechać .
Kilka minut po przekroczeniu mety idę sprawdzić jaki czas mieli zwycięzcy mega i tu zaskoczenie bo na drugiej kartce wiszę już i ja Czas 1:52:58, Miejsce 99/493 i 32/114 w kategorii. Plan wykonany