Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:1246.50 km (w terenie 1151.00 km; 92.34%)
Czas w ruchu:53:41
Średnia prędkość:23.22 km/h
Maksymalna prędkość:63.19 km/h
Suma podjazdów:7120 m
Maks. tętno maksymalne:201 (102 %)
Maks. tętno średnie:182 (92 %)
Suma kalorii:50472 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:51.94 km i 2h 14m
Więcej statystyk

Mazovia MTB - Piaseczno

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(1)
Kolejny maraton Mazovii, tym razem płaskie Piaseczno, chociaż przez deszcze już od tygodnia wiadomo, że tak łatwo i szybko nie będzie. Wg raportu na stronie z piątku na mega miało być około 4 km trudnego błota, ale wczoraj była ulewa i bagna trochę przybyło.
Na miejsce z Asią przyjeżdzamy wcześnie, bo już około 9.40 jesteśmy. Parkujemy jednak około 2 km od miasteczka. Przed biurem zawodów ogromna kolejka, i za chwilę komunikat o przełożeniu startu na 11.20. W sektorze (dzisiaj pierwszy raz jadę z 3) ustawiam się jak zwykle na końcu. Lekki przedstartowy stresik daje znać o sobie bo sikać biegałem chyba z 5 razy:) Cele na dzisiaj utrzymać sektor i przyjechać poniżej 3h. W jeździe w błocie doświadczenia za dużego nie mam więc liczę też trochę na naukę:)
Start dość spokojny, tempo lekko ponad 30, przesuwam się trochę do przodu, ale jadę mniej więcej w 2/3 sektora. Jedzie mi się lekko pulsometr pokazuje około 180-185 uderzeń więc jak na początek wyścigu to niemal rekreacja:) Miejscami jednak nie ma jak wyprzedzać. Po kilku km zaczynają się pierwsze kałuże, na razie niewielkie i do ominięcia, raz ktoś przedemną ostro hamuję i muszę zeskoczyć z roweru. Potem na przemian szerokie szutry i lekkie błotko, wszystko sprawnie, w okolicach 15 km, większe kałuże, trzy osoby przedemną utykają, patrze po prawej droga wolna, tylko jedna kałuża, wjeżdżam i prawie robie OTB bo ponad pół koła chowa się w wodzie:) Po rozjeździe MEGA/FIT krótkie odcinki asfaltów, na jednym bufet, łapie powerada w locie i szybko przelewam do bidonu. Potem znowu dłuższy asfaltowy odcinek niestety wjeżdżam sam, grupka z przodu za daleko, a wiatr wieje. Jade więc spokojnie i po chwili doganie mnie ktoś z tyłu, jadę chwilę na kole i zaraz daję zmianę, do zjazdu w szutrówkę razem doganiamy małą grupkę. Stawka jednak już rozciągnięta i długimi momentami jadę sam mając kogoś 200m przed sobą i 200 z tyłu. Chwilę po 30 km zaczyna się harcore. Mniej więcej 3 km ciągłego błota w tym około 150 metrów z buta w bagnie po kostki i wyżej, miejscami ciężko rower ciągnąć bo zasysa:). Jednak większość tego odcinka przejeżdzam, dochodząc i wyprzedzając tu kilkanaście osób. Rower sprawuje się super, napęd działa bez zarzutu, a opony o które się trochę obawiałem za bardzo nie tańczą. Kolejne kilka km przez szybkie leśne drogi jedzie mi się bardzo dobrze, cały czas trzymam równe tempo niestety około 42 km zaczynam być głodny, popijam powerada ale za wiele to nie daje. Za chwilę bufet, biorę kolejnego izotonika, także żel. Pierwszy raz w życiu to jem:). Wciągam pół tubki i za chwilę jest trochę lepiej, ale jednak to nie to co wcześniej. Jadę w 4-osobowej grupce, w której jest jedna dziewczyna i nadaje niezłe tempo. W końcu słabne i odchodzą mi na jakieś 200 metrów, za mną jednak nikogo. Za chwilę znowu błoto, głębokie, ale wszytko do przejechania, tu radzę sobie jednak lepiej, dochodzę grupkę i za chwilę wyprzedzam. Na liczniku 56 km, w sektorze mówili coś że skrócili dystans do 58 km więc za 2 km spodziewam się mety. Znowu jestem głodny, gonię jeszcze zawodnika z AZS PW, wyprzedzam go i odjeżdzam, ale mety dalej nie ma. 60 km i widzę tabliczkę 2 km do końca, jadę już dość wolno, nie ma kogo gonić, 800 m przed metą wyprzedza mnie nagle ze sporą prędkością 4 osoby, nie mam szans załapać się na koło, więc na metę wpadam chwilę po nich.
Czas 2:55:48, wynik 145/618 Open Mega, 41/160 w M2.
Ogólnie wrażenia pozytywne, maraton fajny, trasa fajna, ale w dużej mierze przez błoto, bo tak to by było bardzo szybko i nudno. Podjazdów nie stwierdziłem. Bardzo jestem zadowolony z pracy rowerka, opony, super, napęd też, w zasadzie raz miełem problem żeby wrzucić ze środkowej na blat, ale po chwili zaskoczyło. Potem postanowiłem już z blatu nie zrzucać i przejechałem na nim w zasadzie cały maraton.
Na koniec jeszcze prowizoryczne mycie sprzętu w rzeczce.

błotko © wojekk

Na mecie © wojekk

czyścioszek © wojekk

Mazovia MTB - Otwock

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(2)
Kolejny maraton tym razem w Otwocku. Na miejsce wyruszamy około 9. Przy okazji test nowego bagażnika, z którym się trochę rano mocowaliśmy. Samopoczucie takie sobie głównie przez małe problemy żołądkowe, o których zapominam po rozgrzewce. W sektorze ustawiam się znowu na końcu, ale wolałem się poruszać niż stać 20 minut.
Start zgodnie z założeniami szybki, odrazu przsuwam się do przodu sektora, tempo ponad 40 w terenie do 5 km średnia ponad 30, puls około 190, nie ma kiedy odpocząc. Po tym odcinku zaczyna się trudny dla mnie fragment trasy, miękkie podłoże, mam wrażenie że na nim moje opony nie najlepiej się spisują, do tego korzenie, wybijają z rytmu. Jakoś mam opory przed jazdą na kole po takim terenie. Co jakiś czas wyprzedza mnie 1-2 osoby chociaż jadę dośc szybko sam wyrzedzam głównie zawodników z fit.

Po 15 km jakby trochę lepiej, zaczynają się niewielkie górki na których wyrźnie zyskuję i wyprzedzam. Jest jeden piaszczysty podjazd na którym nagle tworzy się zator i trzeba zejśc i podprowadzic. Mniej więcej na 25 km fajny podjazd na odsłoniętą wydmę, niestety prawie nie ma jak wyprzedzac i w efekcie odpoczyam na nim ciągnąc się chyba 7 km/h.

Po nim zjazd, dość stromy po głębokim piachu wszyscy przedemną sprowadzają, ja decyduję się zjechac. Zapomniałem tylko że chwilę wcześniej musiałem się przez to zatrzymac i nie zdążyłem się wpiąc, w efekcie na końcu zjazdu zaliczam małą glebkę, ale i tak się opłaciło bo kilka osób wyprzedziłem:) Dalej z ciekawszych rzeczy, to przeprawy przez dwa stumyki oba bez zsiadania, oraz jedno przejście przez bagna gdzie należało zanużyc jedną nogę mniej więcej po kostkę. Przed metą zaczyna się dublowanie fit i resztek hobby. Przez ostanie 3 km gonie kilkuosobową grupę, jadą szybko, ale udaje mi się ich dojśc tuż przed stadionem, finiszuję drugi.


Na mecie nie spodziewam się zbyt dobrego wyniku. Cały wyścig jechało mi się ciężko dużo gorzej niż w Zgierzu. Jednak po obejrzeniu wyników zaskoczenie.
Miejsce 143/725 Open Mega, 43 w M2, awans do 3 sektora.
Na koniec jeszcze wygrałem bon w tomboli:)

Mazovia MTB - Zgierz

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Pierwszy maraton z letniego cyklu Mazovii. Do Zgierza jedziemy z Asią. Wyjazd o 7.30, droga bardzo przyjemna bez większych opóźnień. Na miejscu jesteśny chwilę przed 10 chociaż trafiliśmy tam trochę na czuja bo zepsuł się GPS.
Poskładałem rower, a że było jeszcze 30 min do startu to ruszyłem na krótką rozgrzewkę po okolicznych górkach. W sektorze ustawiam się bliżej końca spodziewając się ostrego tempa. Chwilę po starcie faktycznie szybko, ale nie jakoś bardzo, było lekko pod górkę i prędkość w okolicach 30-35 km/h. Po 2 km szeroki szybki zjazd asfaltem, ale pod ostry wiatr. Prędkość cały czas ok 45, i tu robie pierwszy błąd. Zamiast jechać na kole to wyprzedzam kilku zawodników i gonie tych jadących troszkę szybciej. Prędkość niewiele wzrasta a puslometr pokazuje już 192 doganiam w końcu kogoś, ale nie mogę za bardzo odpocząć zaraz kończy się asfalt i zaczyna polna droga ze spory wsysającym piachem. Po jakimś kilometrze takich atrakcji, przejazd pod autostradą i do lasu. Cieżko mi się tu jechało, straciłem trochę pozycji. Ten odcinek mało ciekawy po płaskim aż do stromych wąwozów ze strumyczkami. Tu zaczynają się korki bo każdy zsiada, dalej jeszcze jedna kładka nad rzeczką. Chwilę po tym czuję jak wypada mi telefon z kieszonki, zatrzunuje się i po chwili na szczęście znajduje. Ale kilkadziesiąt sekund w plecy u wyprzedza mnie jakieś 8 osób. Na pierwszym bufecie biorę w locie powerada, piję kilka łyków wsadzam do kieszonki, i za 1 min już nie mam napoju. Na szczęście w bidonie jeszcze z 1/3 isostara więc powinno starczyć. Potem na drugim bufecie też powerade w locie, ale tu wykorzystuję kawałek asfaltu i w trekcie jazdy spokojnie przelewam do bidonu. Mniej więcej od 20 km zaczynają się górki, początkowo na polach, z mocnym wiatrem. Jedzie mi się już coraz lepiej i powoli odrabiam straty, szczególnie na podjazdach wyprzedzam sporo ludzi. Chyba już nikt mnie od tego momentu nie wyprzedza. Około 30 km wjazd do lasu i trudność podjazdów idzie znacząco w górę co widać po procesjach ludzi ciągnących rowery całą szerokością trasy. Niestety przez to 2 razy również muszę zsiąść mimo szczerych chęci i slalomu od lewej do prawej pomiędzy spacerującymi. Niektóre zjazdy strome, pokonywane ze sporymi prędkościami, w tym jeden chyba po jakimś toże FR, gdzie najeżdżam na jedną hopkę i lecę w powietrzu kilka metrów i ląduje na szczęście bezpiecznie na dwóch kołach.
Po wyjeździe z lasu jeszcze ostatni dwukrotny podjazd pod stok narciarski, na którym już czeka z Asia z aparatem. Pierwszy wjazd wąski, przedemną jedna osoba jedzie i 3 prowadzą, wyprzedzam wszystkie, na szczęście nie było tu większej grupy bo też bym musiał wchodzić. Za chwilę zjazd, nawrót i znowu pod górę tym razem szeroko, znowu wyprzedzam 2 osoby, a jeden zawodnik zsiada z roweru i biegnie w tempie mojego wjazdu, podejrzewam, że zmęczył się tym 2x bardziej bo chwilę po zjeździe go wyprzedzam. Finish to runda wokół jeziorka, tu jeszcze wziąłem 3 osoby, ale jedna z nich dochodzi mnie tuż przed metą, na szczęście w porę to dostrzegam, przyśpieszam i wygrywam o długość roweru.
Czas: 2.04.22, Wynik 227/784 mega, 72/198 M2. Do zwycięzcy 30 min w plecy. Czwarty sektor utrzymany.
Trasa kapitalna, szkoda że takich terenów nie ma Pod Warszawą.



Mazovia MTB Józefów

Niedziela, 28 marca 2010 · Komentarze(4)
Wreszcie pierwszy start maratonie. 3 etap Mazovia Northec MTB Zimą w Józefowie. Wczoraj odwiedziłem biuro zawodów i dopełniłem formalności więc dzisiaj można było trochę dłużej posapać co było cenne biorąc pod uwagę zmianę czasu.
Acha jedzie ze mną kibicować i robić zdjęcia. Do Józefowa docieramy ok 9.30, krótka rozgrzewka i na start do 10 sektora. Pierwsze kilometry od razu w szybkim tempie chociaż od razu wjechaliśmy do lasu. Puls około 190. Ponieważ to pierwszy start na początku chciałem się trochę rozeznać co i jak i oddałemem parę pozycji. Potem jednak wzmocniłem tempo i cały czas kogoś wyprzedzałełem. Były jednak miejsca gdzie utykałem za wolniejszymi i potem musiałem dwukrotnie zeskakiwać z roweru raz na sporym piachu i raz na jakimś małym podjeździe bo ktoś zablokował całą drogę. Po 10 km zrobiło się już trochę luźniej i od tego momentu już chyba nikt mnie nie wyprzedził. Jechałem cały czas swoim tempem i co jakiś czas dochodziłem małe grupki. Czasami jednak zamiast od razu wyprzedzać liczyłem że pociągnę się trochę na kole i odpocznę. Większość jednak jechała sporo wolniej i tu na pewno trochę straciłem. Oba bufety przejechałem bez stawania biorąc tylko po poweradzie. W sumie wypiłem ponad 1,5 litra izotoników, sporo jak na mnie, ale kryzysu żadnego nie miałem. Po 30 km zauważyłem niestety że coś zaczynam mieć mocno ciężkie uda, jednak olałem to i kręciłem dalej. Potem dotarło do mnie, że mam za nisko siodełko. Okazało potem że sztyca wsunęła mi się co najmniej ze 3 cm.
Ostatnie 2 km to pogoń za zawodnikiem w koszulce Vitesse do którego systematycznie zmniejszałem dystans, aż momentu gdy na chwilę się zdekoncentrowałem i zaliczyłem glębę na głębokim piasku jakieś 500 m przed metą. Do gościa zabrakło mi z 5 sekund, ale mimo to tuż przed metą wyprzedziłem jeszcze jedną osobę.
Miejsca 94 open, w M2 28. Wynik niezły chociaż gdyby nie kilka problemów mogłem urwać jeszcze z 5 min a to dało by mi z 10 miejsc.
Pare godzin później zauważyłem też ze zeszło mi powietrze z przodu więc trochę szczęścia też miałem:)

Trasa bardzo fajna, interwałowa, cały czas coś się działo.

Na starcie © wojekk


Na trasie © wojekk


Zdjęcie z wycieczki rowerowej © wojekk



Finish © wojekk