Po Roztoczu, czarnym szalkiem na Młynarkę. Niby nowa ściezka, ale dalej pełno piachu i przejechanie wymaga sporo siły. Na pewno to nie szlak dla niedzielnego turysty szczególnie że są dwa mocno piaszczyste podjazdy. W Szopowym chciałem pojechać na Młynarkę, ale tam zagrodzone więc tylko się pokręciłem po okolicy i dalej jakąś fajną szutrówką i potem zielonym szlakiem do Starej Huty. Tam dalej na północ, ale za chwilę gubie szlak i offroad po polach i sporych pagórkach (7-10 km/h), w dużej trawie. Ale za to widoki bardzo ładne. Dalej zjazd do lasu i tam bardzo dużo piachu, ciężko się jedzie. Jest gorąco tętno mam prawie jak na maratonie. Nie mam mapy i w sumie nie wiem za bardzo gdzie jestem:) W pewnym moemncie zaczynają się bardzo fajne zjazdy w lesie. Po bokach wysokie skarpy, gdzieniegdzie małe wąwozy i zaczynam podejrzewać, że jestem gdzieś w okolicach Jacni. W sumie wiele się nie pomyliłem bo wyjechałem w Bondyżu niedaleko Guciowa. Kierowałem się na Obrocz więc odbiłem tylko kilka km na wschód. Do Borowiny już asfaltami przez Zwierzyniec, ale pod wiatr. Gorąco i duszno, a forma chyba też nie za bardzo bo ostatnie km ciężko.
Wykorzystując ranną zmianę w pracy wybrałem się na trening Polska na rowery. Dzisiaj na Kopie Cwila na trasie z mistrzostw Polski Orlików. Trudna runda 6x pod Kope, zjazd po schodach serpentyny itp. Ciekawie, sporo się dzieje, ale wszystko do podjechania i zjechania chociaż nie wiem co by się działo na maksymalnym wysiłku. Na treningu zrobiliśmy 2 rundy w tempie dośc spokojnym chociaż na podjazdach ponad 170. Potem trochę było mi mało więc jeszcze zrobiłem sam 2 dodatkowe rundy. Tym razem mocniej i odrazu czuc różnicę. Dużo ciężej, i spore zmęczenie, kow min 8. Hr często powyżej 180. Jak wracałem wjechałem w mega kałuże z jakimiś glonami i musiałem pojechac na myjkę, którą i tak nie udało mi się wszystkiego doczyścic.
Weekend bez jazdy bo całe 2 dni padało. Dzisiaj musiałem wyjśc bo wogle będzie dupa i będę zdychał na maratonie. Po pracy o 19.40 tempówka. 40 min w tętnie 165-173, kilka razy mocniej. Przyczółkowa i 3 pętle przy Wąwozowej jak w piątek tydzień temu. Podczas powrotu na Wilanowskiej zakleszczył mi się łańcuch przy zrzucaniu na 2 z przodu. 3 razy próbowałem wyciągnąc, ale nie byłem w stanie. I nie dla tego że było to jakieś bardzo trudne tylko, że natychmiast siadały na mnnie dosłownie dziesiątki komarów. Podbiegłem do przystanku i nadjechał autobus więc nie zastanawiałem się długo i wsiadłem. Mimo to w środku użarły mnie jeszcze 3!
Po pracy na szybko tempówka w 3 strefie 45 min, hr do 165-170, 8 km po Kabackim. Połnocna częśc lasu znowu zatopiona. 10 min rozgrzewka, 15 min rozjazd (na dojazd), pod koniec głód bo jadłem tylko obiad 5h wcześniej, pozatym ciepło, ale wilgotno więc średnia pogoda do jazdy
E2 po 2 tygodniowym urlopie. Weryfikacja jak mocno spadła forma. Nie jest tak źle, nadzieje, że najbardziej "pływackie" jak dotąd wczasy pomogły chociaż trochę utrzyma formę. Jednak z drugiej strony jechałem za kimś na Przyczółkowej około 32-33 km/h to dośc ciężko było i tętno ponad 170, i po 1,5 km odpuściłem żeby chociaż trochę założenia treningu utrzymac:)
Cały weekend deszcz. Do tego zimno. w sobotę odpuściłem jazdę. Dzisiaj od rana znowu lało. Pod wieczór jakby się zaczęło przejaśniać więc postanowiłem wyskoczyć na godzinkę trochę się zmęczyć. Zaplanowałem mocniejszą tempówkę. Jak zwykle przy takiej okazji na Trasę Siekierkowską. Od Czerniakowskiej mocno, na początku trochę ciężko bo pod wiatr. Rozkręciłem się za mostem i dalej bardzo dobrze mi się jechało. Tętno w okolicach 175. Jadąc w kierunku Otwocka ścieżką na wale widzę sporą chmurę. Mam nadzieje, że tylko trochę pokropi, ale za 5 minut już dosyć mocno pada więc powrót mam w deszczu. Jest mi jednak ciepło bo jadę mocno. Tętno pod 180. Do tego z wiatrem więc prędkość często ok 35 km/h. Bardzo fajny trening mimo deszczu.
Spodobała mi się skarpa po wtorkowym treningu więc wyskoczyłem dzisiaj przed robotą. Doajzd trochę na około tylko nieceła 5 km. A potem już pętle. Najpierw przy SGGW 3x, a potem przy Parku Natolińskim chyba z 6 razy. Niestety dalej nie udało mi się podjechac tego co we wtorek, ani też zjechac rynną przy ogrodzeniu (jedna gleba na bok). Wymęczyłem się tam trochę, puls przeważnie ponad 170. Powrót przez pola w kierunku Przyczółkowej. Ze 2 km błota, krzaków i chwastów. Ale wybrałem chyba najmniej wyjeżdżone ścieżki.
Dzisiaj jeszcze dzień urlopu, ale zmęczony byłem po całym dniu w samochodzie. Wyjazd więc dopiero o 17. Szybko do LK bo z wiatrem. Tam jedna rundka i, że byłem w okolicy Kabat to pojechałem obadac akcje Polska na rowery. Przybyło kilkanaście osób i ruszyliśmy w stronę Skarpy Ursynowskij. Idealnie dla mnie bo już kilka razy szukałem tam ścieżek, ale bez powodzenia. No, ale po dzisiejszej jeździe już wszytsko obczajone. Pojeździliśmy na dwóch fajnych rundach z kilkoma stromymi zjazdami i podjazdami. Jeden podjazd trudny. Brakowało mi do wjechania pół obrotu korbą. Wrócę tu przy najbliższej okazji i będzie mój. Poza tym albo forma spadła, albo muszę się jeszcze wyspac bo tętno skakało wysoko dzisiaj i pod koniec trochę zmęczony byłem.
Dzisiaj znowu mocniej. Dwie rundy w Kabackim powyżej 170, 3 i 4 strefa, razem jakieś 40 minut. Po kilku minutach już mi się bardzo dobrze jechało i mógłbym jeszcze długo. Po pierwszej godzinie jazdy średnia prędkośc 30 km/h. Nudzi mi się już ten Kabacki. Tyle, że nie ma nic innego w pobliżu. Dobrze chociaż, że jest skarpa. Dzisiaj znowu tam trochę pojeździłem. Mniej intensywnie niż we wtorek, za to bardziej z nastawieniem na technikę. Kilka pionowych ścanek zjechałem i prawie była też jedna gleba przy podjeżdżaniu bo zbyt nieśmiało podszedłem do bardzo stromego podjeździku. Ale udało się wyratowac. Szkoda, że teren nie jest ze 2 razy większy można by na prawdę ciekawe rundy zrobic. Ale z drugiej strony na tym co jest też można się nieźle skatowac. Potem jeszcze pojechałem na kazurę. Zaatakowałem drugi raz podjazdy od pólnocy, ale dalej bez postępów. Podjeżdzam mniej więcej do połowy. Powrót KENem wkurzający przec ciągłe czerwone światła.