Około 13 wybrałem się rowerem w odwiedziny do brata i potem jeszcze pojechałem do decathlonu. Pogoda podobna do wczorajszej, tylko troszkę chłodniej. Trochę mi się zeszło i końcówka już po ciemku. Tempo dzisiaj bardzi spokojne. Po takim zawsze jestem niesamowicie głodny.
Dzisiaj pogoda dużo gorsza od wczorajszej, tzn ciepło, ale pochmurno i spory wiatr więc szybko do najbliższego lasu:) A najbliższy oczywiście Kabacki. Pojeździłem różnymi ścieżkami m.in. fajnymi singlami skrejem lasu - tu prawie zaliczyłem glebę kiedy podczas skrętu najechałem na korzeń przykryty liściami. Potem okazało się jeszcze że jechałem z zablokowanym amortyzatorem. W lesie sporo ludzi szczególnie biegaczy i uprwiających pseudo nordic walking co sprowadza się do chodzeni i wleczenia za sobą kijków. Chyba tylko jeden gośc normalne ruchy wykonywał. Po półtorej godziny trochę się znudziłem i coraz ciężej mi się jechało. Powrót średnio przyjemny bo zwdłuż KENu cały czas prawie pod wiatr z tętnem w okolicach 85% przy 21 km/h.
Puslometr mi raz zgubił sygnał i musiałem go restartowac no i pokazał jakieś kosmiczne HR max 205 więc go nie wpisuje.
Wyjechałem już po 19 podobną trasą jak w poniedziałek. Dzisiaj trochę żwawsze tempo w przedziale 70-80% Hr max. Wjechałem na chwilę do lasu ale tam straszne błoto więc szybki powrót na asfalt. Wracając pokręciłem się jeszcze po Kabatach i potem wzdłuż KENu prosto do domu.
Miesiąc nie jeździłem trochę przez pogodę no i przez urlop, ale starczy tego. Dzisiaj lajtowe wznowienie z Jarkiem oczywiście po ciemku bo inaczej to chyba tylko w weekend się da o tej porze roku. Jeździło się bardzo przyjemnie tylko blotnik z tyłu muszę kupic.
Na dzisiaj mieliśmy wejściówki do klubu Pure. Pełen wypas, ale cena też wysoka. Pojeździłem trochę na programie hills plus. Rowerki super, wszystkie nowe, a do tego każdy ma telewizor:) 17km 40 min avs 25.49
Wypróbowałem też inne sprzęty: 18 min orbitrek, 15 min bieżnia i 12 min steper. Wszystko w przedziale 70-80% HR max.
Taka pogoda jak dzisiaj skutecznie odstrasza od jazdy a rusza się trzeba więc dzisiaj siłownia i trenażer. Do statystyk będę wliczał tylko przejechane km bo średnia jest tu niezbyt adekwatna. 21 km 46 min Avs 27,39
Do tego 15 min. na orbitreku i na deser 400 metrów na basenie.
Edit: A jednak chyba muszę wliczać czas jazdy bo się statystyki bez tego mocno fałszują.
Dwa tygodnie nie jeździłem i widac efekty. W zeszły weekend wesele w tygodniu jakoś nie miałem czasu i ochoty jeździc po ciemku więc dzisiaj postanowiłem trochę więcej pojeździc. Od początku jednak jakoś ciężko mi się jechało, puls wysoki, silny wiatr praktycznie cały czas w twarz. Szybko więc do Lasu Kabackiego bo tam trochę spokojniej. Zrobiłem rundkę i potem jeszcze pojechałem do Konstancina do tężni. Tu chwilę posiedziałem zjadłem batona i w stronę doomu. Jeszcze trochę po lesie i wyjazd na Natolinie. Po drodze zajżałem jeszcze na boisko na Stokłosy. Wiatr już był coraz silniejszy i cały czas kręcił. Dzisiaj pierwszy raz w kurtce z windstoperem - sprawdziła się super, ale chyba było ciut za ciepło (pod spodem koszulka z długim rękawem). Do tego niestety już w długich spodniach.
Jakoś szkoda mi było tak pięknego dnia i postanowiłem jeszcze po południu wyjśc trochę pojeździc. Jarek tez miał ochotę więc pojechaliśmy razem na starówkę trasą podobną co ostatnio. Tam straszne tłumy, ciężko momentami przejechac. Potem przez most Śląsko-Dąbrowski i po całkiem nieznanych terenach Starej Pragi. Po jakimś wale wyjechaliśmy też nad samą Wisłę. Dalej mostem Świętokrzyskim podjazd Tamką (bardzo przyjemny i dośc długi), Plac Bankowy, Nowy Świat, Mokotowska, Pola Mokotwskie i do domu tym razem przez Kazimierzowską.
Trochę się pokręciliśmy z bratem po południowej części Warszawy. Z Pól Mokotowskich na lotnisko, dalej wzdłuż ogrodzenia i do Raszyna. Dojechaliśmy do Al. Krakowskiej i powrót w kierunku Palucha. Tu dojechaliśmy do schroninska dla zwierząt. Psy słychac już z kilometra. Potem przez Dawidy i chyba jakieś inne wioski dojechaliśmy do Puławskiej, którą podjechaliśmy jeszcze ze 3 km na południe pod Piaseczno. Z tamtąd już w kierunku Lasu Kabackiego i do Powsina. Powrót przez Kabaty, z zahaczeniem o Tesco, dośc wolnym tempem bo Robert po miesiącu niejeżdżenia już trochę spuchł. Podwiozłem go jeszcze do Rakowieckiej i szybko do domu.
Pogoda dalej super, ale to już chyba ostatni taki ciepły weekend w tym roku. Dzięki porannej grze w tenisa praktycznie cały dzień dzisiaj na dworze. To lubie:)