Interwały na standardowej trasie

Środa, 7 września 2011 · Komentarze(0)
Interwały 5x3min 1 minuta odpoczynku. Strefa 4-5a. Dwa pierwsze pod wiatr na Przyczółkowej - strasznie ciężko, 3 lepiej, 4 i 5 w Kabackim już spoko, miałem ochotę nawet zrobić jeszcze ze 2, ale trochę czuje kolana po ostatnim maratonie więc starczy. Potem jeszcze 40 minut jazdy na granicy E1/E2 i powrót.

Poland Bike Tłuszcz

Niedziela, 4 września 2011 · Komentarze(0)
Kolejne ściganie, tym razem w Tłuszczu niedaleko Warszawy. Pogoda letnia, 25 stopni i słońce.
Dzisiaj rozgrzewka chciaż nie jakaś super to przynajmnie dużo lepsza niż zwykle. Start przesunięty o 15 min.
Start z drugiego sektora. Początek asfaltwy. Jadę spokojnie w peletonie, przy końcu głównej grupy. W lasach systematycznie przesuwam się do przodu. Po 5 km krótka sekcja mikro górek. Ludzie schodzą z rowerów, tarasują przejazd, ale jakoś udaje się podjechac bez zsiadania. Postanawiam przyspieszyc, żeby dalej uniknąc zatorów. Podłoże się trochę zmienia i wjeżdżamy na łąki. (10 km trasy) Początkowo suche, a lekko podmokłe z błotkiem. Jedzie mi się tu dośc dobrze mimo dużych wertepów i raczej wyprzedzam. Tu też doganiam Marka, który startował z pierwszego sektora. Jadę z nim z 5 minut i trochę gadam oddając kilka miejsc, ale potem odjeżdżam. Do pierwszego bufetu tuż przed rozjazdem MINI/MAX nic ciekawego, głównie asfalty i szutry. Po moich ostatnich negatywnych soświadczeniach z dawaniem zmian tym razem mam to w dupie i jade na kole. Ze dwa razy zabieram się za kimś kto postanawia się oderwac i tak przeskakuje kilka miejsc do przodu do następnej grupki. Na rozjeździe na asfalcie prawie zaliczam dzwona bo dwóch gości przede mną zjeżdza bez sygnalizacji z lewej strony drogi zjeżdża na prawą i odbija na krótszy dystans. Zajechali drogę całej grupie i poleciało trochę wyzwisk. Następne jakieś 20-25 km mimo że płaskie to ciekawe bo po lasach. Kilka lekkich podjazdów na wydmy. Sczególnie fajny jeden odcinek gdzie jadąc dołem wydmy widziało się zawodników będących kilka minut z przodu, którzy jechali górą. Sporo też szerszych leśnych dróg, ale fajnie mi się tu jedzie i cały czas wyprzedzam i dochodzę kolejne grupki. W pewnym momencie przy ogrodzeniu z drutem kolczastym kilka osób łapie gumy. Łapię się tutaj akurat za zawodnikiem, który właśnie skończył zmieniac i przez jakieś 5 km jadę na kole sporo nadrabiając. Potem jest jeszcze długi piaszczysty odcinek, ale przejeżdzam go sprawnie i w efekcie po jego końcu z 6 osobowej grupki w której jechałem są już tylko 2 osoby w tym ja. Reszta się zakopała.
Najgorsze jest ostanie 15 km, nudne w większości asfalt lub szuter. Na sczęście udaje mi się tu przez kilka km pojechac na kole zawodnikowi z Planii i WKK. Jednak od 45 km mam już kryzys mimo zjedzenia wcześniej dwóch żeli i opróżnienia bidonów. Niestety dalej płasko i często jeszcze pod watr. Dubluje już ludzi z Mini, ale często obracam się do tyłu czując, że moje tempo nie jest zbyt dobre. I faktycznie tracę dwie pozycje. Na ostatnich kilkuset metrach probuje jeszcze dojśc jedną osobę. Początkowo zbliżam się szybko, ale ostatecznie przegrywam kilka sekund. Kosztuje mnie to bardzo dużo sił i na mecie jestem mocno zmęczony. Z wyniku jestem zadowolony, chociaż rating niewiele lepszy niż Urlach, ale wygrał Mariusz Kowal, który dołożył wszystkim równo.
54/148 Open i 14/31 M2, rating 79,5% do Kowala i 80,9% do Rękawka (kat)

Na Wolę z Asią

Piątek, 2 września 2011 · Komentarze(0)
Spokojnie z Asią na Wolę, w czasie jazdy kilka przyśpieszeń, jazda raczej na miękko z wysoką kadencją. Pod wieczór chłodno, dobrze że wziąłem rękawki.

Kabacki - interwały

Środa, 31 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Do Lasu Kabackiego, 4 interwały 6 min, 1,5 min odpoczynku, tętno 170-175, potem reszta na pograniczu E1 i E2 tętno około 145-150 i wyższa kadencja.

Polska na rowery

Wtorek, 30 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Trening Polska na rowery. Miałem plan trochę mocniej dzisiaj pojeździc, mimo że po maratonie dalej czułem nogi jednak dzisiaj jazda po asfalcie dwójkami, w peletniku 12 osobowym. Asfalty nadwiślańskie, tempo początkowo około 30, im dalej tym ludzie bardzie puchli i spadało. Trening jednak przyjemny i chyba dobrze, że dzisiaj lżejszy bo pod koniec jak już sam wracałem nieco szybciej to trochę nogi ciężkie były.

Mazovia MTB - Skarżysko

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
W przeciwieństwie do poprzedniego roku tym razem na miejsce przyjeżdżamy godzinę wcześniej. Mimo, że byliśmy uzbrojeni w gps to i tak chwilę błądziliśmy bo pokazywał nam jakąś dziwną trasę.
Pogoda przed startem taka jaką lubię czyli około 20 stopni i chmury ze słońcem. Przed startem dowiaduję się, że dystanse skrócone i zamiast 63 na Mega będzie 58. Za to wydłużyli fita z 34 do 40 więc Asia będzie miała ciężko po 2 miesiącach niejeżdżenia. Przed startem jeszcze po żele do Nutrenda. Spodziewam się po skali trudności 6 około 3 godzin jazdy więc biorę dużego endurosnacka i jeszcze carbosnacka. Mam oczywiście zamiar jeszcze coś dobrać na bufecie. Po zeszłotygodniowym występie w Urlach wiem, że forma niestety nie jest taka jak na wiosnę wiec za cel biorę sobie rating powyżej 80% (wcześniej planowałem 85%), i jak się uda to zmieszczenie się w pierwszej 100. Oczywiście nie może mnie też na mega objechać żadna babka
Po starcie trzymam się raczej z tyłu sektora. Postanawiam pojechać początek spokojniej. W sumie wychodzi, że to dobra decyzja bo i tak cały czas jedzie grupa. Początek to dojazd w okolice Suchedniowa czyli szutry z kamieniami i szerokie leśne drogi. Dopiero po kilku km wjeżdżamy w las i na trochę węższe ścieżki i delikatne podjazdy i zjazdy. Przesuwam się powoli do przodu, ale często też tasuje się z tymi samymi zawodnikami. Około 9 km, w lesie na delikatnym zjeździe groźna sytuacja, bo na drodze leży ktoś twarzą do ziemi i się nie rusza. Zatrzymujemy się na chwilę, i gość przewraca się na bok. Ktoś już z nim gada więc jedziemy dalej. Do tego momentu sektor już się podzielił więc jedziemy grupkami. Następne kilometry to raczej szybkie drogi typu betonowe płyty, albo szutrówki z drobnymi kamykami. Na szczęście nie jest płasko tylko co raz lekko w górę lub w dół. Jedzie mi się nieźle, aczkolwiek na płaskim tracę. Co jakiś czas ktoś mnie wyprzedza. Próbuję siadać na kole, idzie mi to opornie szczególnie na leśnych nierównych drogach. Ludzie jeżdżą bardzo nieprzewidywalnie i wolę jednak mieć widoczność chociaż na te 2 metry. Po 30 minutach pierwsza porcja żela. Na puslometrze przyzwoite wartości bo ponad 180. Około 17-18 km, po kilku kilometrowym brukowanym odcinku na horyzoncie ukazuje się spory podjazd. Z daleka wygląda na stromy. Z zawodnikiem z Planii żartujemy, że jak na jak na Mazovię to niezła góra. Na pocieszenie na szczycie widać bufet. Podjazd nie jest stromy, jednak dość długi bo pewnie około 1,5 km. Tuż przed górką rozjazd dla FIT na który odbija zadziwiająco dużo osób. Może część przestraszyła się podjazdu?:) Przed sobą widzę grupkę. To głównie zawodnicy, którzy wyprzedzili mnie na płaskich odcinkach. Postanawiam ich dojść i podjechać mocno spodziewając się potem zjazdu na którym będę mógł odpocząć. Grupka w trakcie mocno się porwała. Wyprzedziłem około 8-10 osób. Na bufecie biorę trochę wody i jadę dalej. Zjazdu jednak nie było tylko płaski odcinek więc znowu ze 2-3 osoby mnie wyprzedzają. Przed sobą znowu widzę większą grupę. Zaczynają się też ciekawsze odcinki po lasach. Na krótkie razie single głównie w górę z szybkimi zjazdami przeplatane szutrówkami. Złapała mnie na tym etapie kolka, z którą walczę dobrych 10 min. Nie tracę jednak przez to bardzo tempa tylko wiercę się bardziej na rowerze żeby szybciej przeszła. W okolicach 24 km wypadamy na dłuższy odcinek asfaltu. Na początku podjazd, niezbyt męczący, a zaraz po nim długi stromy zjazd na którym pod koniec na liczniku ponad 63 km/h. Jedziemy tu w kilka osób, początkowo nawet nie kręcę, a i tak muszę hamować żeby nie wjechać w zawodnika przede mną. Postanawiam więc mocniej dokręcić i wychodzę na czoło. Przez chwilę jednak zaczynam myśleć, że głupio robię bo za chwilę za zakrętem może być podjazd. No i niestety parę sekund później wyrasta przed nami stroma asfaltowa ścianka. Podjeżdżam ją bardzo ciężko, zupełnie bez rytmu około 10 km/h. Prawie od razu tracę ze 3 pozycje, ale potem wychodzę na zero bo mocno porwała się tutaj duża grupa przed nami i kilka osób konkretnie przygasło. Na górze bardzo ładny widok na okoliczne pola i górki. Potem znowu zjazd i zaczyna się więcej odcinków leśnych. Bardzo mi się podobają. Co raz single z korzeniami najczęściej w górę, a potem zjazdy w koleinach, a konkretnie ich grzbietem. Niestety sporo ludzi sobie tutaj nie radzi, a nie ma jak wyprzedzać bo koleiny są głębokie i w efekcie trzeba jechać gęsiego. Raz ktoś tak asekuracyjnie jechał, że zjeżdżaliśmy przez 5 minut poniżej 15 km/h. Tętno to miałem około 150 na tym odcinku. Dało się jechać dużo szybciej co było widać po osobach przed nami, które odjechały dość daleko. Leśne odcinki przeplatają krótkie asfalty w wioskach, w których bardzo dużo ludzi dopinguje. Szczególnie zapamiętałem dwie kobiety krzyczące do każdego „dawaj, dawaj, szybciej itp.” oraz tłum ludzi na szczycie dość ciężkiego i stromego podjazdu.
Na drugim bufecie biorę żel i powerada. Wypijam połowę. Jedzie mi się dobrze. Dochodzę do wniosku, że to w dużej mierze zasługa ciekawej trasy. Raz chwilowo mam mały kryzys, ale biorę nowy żel i za chwilę jedzie mi się lepiej.
Wrażenie wywarł na mnie jeszcze jeden stromy i bardzo szybki zjazd po kamieniach (około 55 km/h) i dość sztywny podjazd po łące, na którym chciałem zrzucić na młynek z przodu, ale niestety przerzutka dzisiaj odmawiała współpracy i musiałem przepychać ze środka.
Znowu wjeżdżamy do lasu, na razie płasko lub pod górę. Postanawiam tutaj wyprzedzać co się da żeby później nie utykać na zjeździe. W efekcie przechodzę kilkanaście osób, niektórzy widząc, że jadę szybciej ustępują. Czasami niestety nie mogę przyśpieszyć bo łańcuch spada mi z blatu na środek. Dojeżdżam w końcu do zjazdu, przede mną spora grupka. Jadą wolno. Tym razem nie zamierzam się tak ciągnąć, a że koleiny trochę płytsze to zjeżdżam w prawo i atakuje. Spore kamienie, ale mimo to mogę jechać dużo szybciej. Krzyczę więc PRAWA i wyprzedzam hurtowo kilkanaście osób. Bardzo mnie ucieszył ten odcinek. Niestety chwilę później zaczyna się znany z początku trasy odcinek dojazdowy na metę czyli dłuuuuga szutrówka, a dalej betonowe płyty. Na szutrówce tracę z 5 pozycji. A potem na płytach, kiedy wyprzedzam Asię i chwilę gadam jeszcze ze 4 miejsca. Wkurza mnie to strasznie, ale cisnę dalej znanym już odcinkiem. Muszę uważać bo zaczynają mnie łapać skurcze w udach, szczególnie przy gwałtownej zmianie pozycji. Gonie gościa na 29”. Mam nadzieje powalczyć z nim na finiszu, niestety odjeżdża mi na kilkadziesiąt metrów, kiedy zamiast trasą po piachu jedzie bokiem poza nią. Na stadionie zmniejszam trochę stratę, ale ostatecznie przegrywam 2 sekundy. Gdyby nie skurcze mogłem trochę mocniej pojechać końcówkę.
Jestem dość mocno ujechany, krążę jeszcze chwile po stadionie próbując trochę rozjechać nogi. Potem czekam dłuższą chwilę na Asię, która zatrzymała się jeszcze i wzywała karetkę dla jednego z zawodników z FIT, który został staranowany przez jakąś babkę z Mega.
Wynik 100/336 Open, 27/53 M2, rating 82%. Czyli zgodnie z planem i nawet na pierwszą 100 się załapałem. Pewnie można było jeszcze ze 3-4 minuty urwać jakby się szybciej dało w tych lasach jechać, ale jak na obecną formę to wynik dobry.
Trasa bardzo fajna, ale stopień trudności 6 to nieporozumienie. Zdecydowanie za dużo było szutrówek i ubitych płaskich dróg.

Mokro

Czwartek, 25 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Miała być ładna pogoda i dłuższy trening tlenowy, ale wyszła dupa bo odkąd wróciłem z pracy to cały czas padało. Musiałem pojechac do serwisu, żeby sprawdzili co z tą korbą, ale zaspiewali 200 zł więc się zawinąłem i pojechałem wkurzony mimo deszczu. Trening wzdłuż trasy Siekierkowskiej, w deszczu się tam dobrze jeździ bo na kostce nie stoi tak woda. 5 interwałów ok 1,5 min do tętna ok 180, 3 min odpoczynku, reszta E2 i czasami trchę poniżej.
Padało momentami dosyć mocno, ale jak już pezemoknę to lubię taką jazdę. Oczywiście musi być ciepło.

Agrykola

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Agrykola 21x z czego 16x siłowo, ostatnie 4 trochę eksperymentalnie na miękko. Prędkośc około 17-18, dosyc dobrze mi się podjeżdżało, nie czuc za bardzo zmęczenia po maratonie. Z Belwederską i Dolną przewyższenie około 550 m.

Poland Bike Urle

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Wreszcie kolejny maraton po prawie 3 miesięcznej przerwie. Miałem startować już w Ełku, ale za dużo by było przy tym komplikacji więc padło na Urle
Do Urli dojeżdżamy po małych przygodach nawigacyjnych w Warszawie głównie przez głupoty wskazywane przez nawigacje i remonty na toruńskiej. Po wyjeździe już jednak lekko i przyjemnie. Start dopiero o 12 więc jeszcze mnóstwo czasu na załatwienie formalności.
Niedaleko biura spotykamy Marka uzbrojonego w kamery. Powinien jechać jak ja z 2 sektora, ale na potrzeby filmu dzisiaj atakuje z 1.
Główne założenia na wyścig to przede wszystkim weryfikacja ile formy uciekło przez 3 tygodnie bez ścigania, a także przepalenie się przed Skarżyskiem. Z celów mierzalnych to przyjechać przed wszystkimi babkami (co wcale nie będzie łatwe bo na ostatnim PB w NDM Agnieszka Bacińska wsadziła mi chyba z 5 min) oraz rating powyżej 83%. Obsada wyścigu dzisiaj mocna bo wczoraj były DMP Amatorów w jeździe na czas i sporo osób zostało również na dzisiejszy maraton.
Kilka minut przed startem jadę jeszcze na krótką rozgrzewkę i zauważam, że kiepsko działa mi przednia przerzutka. Nic już niestety z tym nie zrobiłem i już kilometr po starcie na asfalcie łańcuch spada mi z blatu i przez kilka sekund nie mogę go wrzucić s powrotem. Początek sektora ucieka, mimo to łapie się do niezłej 5 osobowej grupki m.in. z Agnieszką Bacińską. Układ idealny bo wiem, że jak się w niej utrzymam to będzie bardzo dobry wynik i przy okazji zrealizuje założenia przedstartowe Tempo jak dla mnie mocne, prowadzi ktoś z Meranu Otwock, ale pokazuje żeby jechać na zmiany więc każdy z nas solidarnie pracuje. Przejeżdżamy tak około 5 km, średnia około 33 km/h, jadę akurat na końcu i odpoczywam bo po zmianie się z deczka wyplułem kiedy nagle chłopak przede mną prawdopodobnie najeżdża na koło poprzednika i zaczyna jechać zygzakiem. Przeczuwając co się zaraz stanie zaczynam hamować i po chwili gość zalicza glebę centralnie przede mną. Ściskam klamki i już wyobrażam sobie czy wyląduję na nim, na jego rowerze czy też może ich przeskoczę bo żeby go ominąć nie mam już czasu. Na szczęście udało się wyhamować na tyle, że tylko lekko wjechałem w jego rower. Zatrzymuję się, pytam chłopaka czy ok., mówi że tak więc ruszam dalej wybity totalnie z rytmu. Grupka już jakieś 200-300 metrów z przodu i wiem że nie mam szans ich dogonić i mój uknuty na szybko plan bierze w łeb. Ruszam więc swoim tempem chociaż nie mogę za bardzo znaleźć rytmu. Wyprzedza mnie kilka osób, ale nawet nie próbuje się łapać na koło i jadę czekając aż dojdzie mnie kolejna grupka. No i po chwili już jadę w takiej mniej więcej 8 osobowej. Tempo dla mnie odpowiednie, na razie trzymam się z tyłu żeby trochę odpocząć, jedziemy tak kilka km i w pewnym momencie dogania nas jeszcze z 5 osób. Robi się mały peleton, jedziemy całą szerokością leśnej szutrówki, znowu około 30 km/h i nagle znowu przede mną ktoś zaczyna tańczyć od lewej do prawej i niestety po chwili przewraca się. Tym razem to chyba Bogna Kordowicz. Znowu jadę prosto na nią, ale tym razem udaje mi się wyhamować bez kontaktu, ktoś za mną ratuje się wjazdem na pole w krzaki. Efekt jednak podobny jak ostatnio bo grupa mi odjeżdża i następne kilka km jadę głównie sam.
W międzyczasie mijam Marka, który łazi po trasie i czegoś szuka, potem się okazało, że wypadła mu śrubka od mocowania kamerki.
Do pierwszego bufetu jedzie mi się ciężko, ale tętno cały czas bardzo ładnie bo w okolicach 185. Zastanawiam się czy nie za ciężko i czy mnie później nie odetnie. Trasa jest strasznie nudna, cały czas albo szybki szuter, albo jakaś polna droga przeplatana asfaltem. Płasko jak na stole. W okolicach pierwszego bufetu dogania mnie znowu jakaś grupka. Łapie się do niej, wciągam żela i odżywam. Grupka ma z 10 osób, ale z przodu jedzie prawie cały czas jedna osoba. Postanawiam dać zmianę i z końca przesuwam się na czoło. Akurat jest asfalt, prędkość około 35 km/h więc nie jakoś bardzo szybko, ale kiedy się obracam jestem jakieś 50 metrów przed grupą. Głupieje i zwalniam bo nie czuje się na siłach żeby teraz uciekać. Na czoło wychodzi jakiś starszy gość. Narzuca mocne tempo więc postanawiam się z nim zabrać. Jedzie bez kasku i leci w jego kierunku kilka uwag. Jedziemy chwilę na zmiany, a reszta oczywiście pasożytuje na kole. Postanawiam, że nie będę się tak bawił zwłaszcza, że znowu przez chwilę słabiej mi się jedzie i jadę na końcu grupki. Około 20 km zmiana nawierzchni i z szutrów kierujemy się na leśną wydmę. Fajny podjazd po mchu, dalej trochę pomiędzy drzewami i wyjeżdżamy na jakąś polanę gdzie przegapiamy zakręt. Na szczęście dość szybko orientujemy się zboczyliśmy z trasy i wracamy przez przecinkę. Nałożyliśmy około 200-300 metrów, ale niestety dla mnie łapię patyk w przerzutkę i muszę zatrzymać się żeby go wyciągnąć. Chwilę to trwa i grupka odjeżdża. Dogania mnie jeszcze ze 3 osoby w tym Bogna Kordowicz. 5 km dalej zaczyna się błoto, a konkretnie wielkie kałuże na całą szerokość drogi. Jednak praktycznie wszystkie do przejechania, poza jedną gdzie trzeba było przeskoczyć powalone drzewo i umoczyć obie nogi w śmierdzącym bagienku. Wielkiego doświadczenia w takiej jeździe nie mam bo zwykle szkoda mi sprzętu, ale jedzie mi się ten odcinek bardzo dobrze. Doganiam i wyprzedzam kilku zawodników z poprzedniej grupki, która się wyraźnie porwała. Niektóre kałuże są głębokie nawet na pół koła więc jadę sobie oglądając którędy przejeżdżają poprzednicy i jak głęboko się zanurzają. Jeśli stwierdzam, że za głęboko wybieram inny wariant przejazdu. Skuteczność jakieś 80% bo kilka razy też się solidnie zanurzam. Sprawia mi to trochę zabawy mimo, że napęd wydaje straszne dźwięki bo odcinki błotne są na przemian z piaskowymi. Na 2 bufecie biorę wodę i polewam nią trochę łańcuch, ale niewiele to pomaga na odgłosy. Na szczęście nie ma problemów ze zmianą przełożeń. Około 30 km wciągam resztę żela, czyli około 2/3 dużej tubki niestety potem powoduje to, że przez kilkanaście minut boli mnie brzuch. Chyba za duża porcja to była mimo że dobrze ją popiłem. Tylko w tym czasie tętno spada mi do około 175 uderzeń. Przez cały wyścig było w zasadzie w okolicach 182-185. Dawno już tak nie miałem.
Ostatnie 10 km jadę właściwie sam, za mną nie widać nikogo przede mną czasem widzę 2 osoby, ale mam do nich dobre kilkaset metrów. Mimo to, wyprzedzam ich obu jeszcze przed metą. Jednego dlatego, że złapał gumę, a drugiego po długim pościgu na kończącej 3,5 km szutrówce. Myślałem, że może uda się z nim pofiniszować więc doszedłem go spokojnie 500 m przed metą i siadłem na koło. Gość jednak zobaczył mnie i zaczął odwalać jakieś dziwne akcje włączając zajeżdżanie drogi więc depnąłem ostrzej do ponad 40 i szybko odjechałem bo nawet nie walczył.
Na mecie jednak rozczarowanie, bo wiem że wynik będzie kiepski i do tego objechały mnie 3 dziewczyny. Czas 1:45 i strata do zwycięzcy 22 min czyli bardzo dużo jak na taką trasę. Miejsce 82/183 Open i 22/36 M2. Jedyny pozytyw to solidne przepalenie przed Skarżyskiem bo średniego hr 182 to jeszcze na maratonie chyba nie miałem, a coś mi się wydaje, że dałbym radę jeszcze wyżej pociągnąć.