Po obejrzeniu kolejnego nudnego meczu na tych MŚ, ruszyłem na standoardową rundkę do Kabackiego. Dzisiaj pierwsza jazda po 8 dniowej przerwie urlopowej. Miało byc E2, ale wyszło mocniej sporo w 3 strefie. Dużo ludzi dzisiaj trenowało, w pewnym momencie zauważyłem kogoś w koszulce mazovii jakieś 200 metrów przedemną, jechał dośc szybko, ale spokojnie go doszedłem i potem pare km za nim pojeździłem. Opony tym razem na 3 atm i jeździło się bardzo dobrze. W lesie w miarę sucho, ale ścieżka przy Przyczółkowej dalej zalama. Średnia dzisiaj znowu wysoka, noga chyba coraz mocniejsza.
Kilka godzin przed wylotem na wczasy pojechałem jeszcze do Kabackiego. Po drodze sporo ludzi, szczególnie przy Świątyni Opatrznaści bo dzisiaj beatyfikacja ks. Popiełuszki. Dobrze mi się jeździło, szybkie tempo, pogoda idealna, ciepło i słonecznie. 2000 km przekroczone:)
Wczoraj znowu wielka ulewa nad południową Warszawą więc dzisiaj znowu wybrałem asfalty. Szkoda mi roweru i na taplanie się w błocie zostawie sobie ewntualnie maratony:) Dzisiaj jazda w granicach 70-80% hr, pogoda już super słońce, ciepło, ale silny wiatr, początkowo pomagał dzięki czemu wzdłuż Przyczółkowej jechałem sobie na luzie cały czas 35 km/h. Potem już nie było tak różowo. Z ciekawszych rzeczy po drodze to na odcinku około 50 m kompletnie zalana była ścieżka rowerowa wzdłuż Przyczółkowej. Wody miejscami ponad pół koła, dwóch chłopaków próbowało się przebic do ulicy i w pewnym momencie w małym rowie zanurzyli się sporo powyżej pasa:) Wisła dalej dośc wysoka, w Gassach betonowa ostroga całkowicie zalana, przy wałach sporo worków z piaskiem. Pozaym na polach w wielu miejscach utworzyły się małe jeziorka. Terenu jednak też dzisiaj trochę było, ale ciężko mi się jeździło bo nabiłem opony prawie na 4 bary więc tańczyły trochę w piachu i byle błotku.
Po wczorajszej ulewie wolałem się w teren nie zapuszczac więc pojechałem katowac podjazdy na Agrykolę. W sumie 15x, do tego po razie Belwederska, Książęca i do siebie pod Skarpę. Prawie wszystko z blatu tylko 2 razy na Agrykoli eksperymentalnie ze środkowej tarczy. Prędkośc w większości około 20 km/h. Ciepło, ale dośc wilgotno, dobrze że troszkę wiał wiatr. Raz nawet coś zaczęło kropic, ale po paru minutach przestało. Chociaż pewnie wieczorem i tak przyjdzie burza.
Po robocie podjechałem do serwisu na przegląd gwrancyjny. Coś tam przez 20 min podłubali i mogłem zabierać rower. Na pewno wyregulowali przerzutki bo teraz działają super, i jeszcze przesmarowali napęd. Ale co tam jeszcze sprawdzali to nie wiem. Potem pojeździłem jeszcze trochę po mieście. Najpierw do Kabackiego, ale tam duże błoto i nie chciało mi się babrać więc dalej asfaltami na cargo. Pooglądałem trochę samoloty i dalej żwirkami na pola i w kierunku domu. Puslometra nie miałem, ale jazda była taka mniej więcej na 140-150 hr.
Ale mi się dzisiaj nie chciało. Chyba z 40 minut dumałem czy iść się zmęczyć czy nie. W końcu jednak się zmusiłem i o 10.40 wyskoczyłem na godzinkę na Kopę Cwila. Niewątpliwa zaleta rannego jeżdzenia to taka że nie ma prawie ludzi i nie trzeba tak uważać przy zjeżdżaniu. Chociaż raz próbował mnie dzisiaj atakować jakiś kundel jak wjeżdżałem, ale na szczęście właścicielka go uspokoiła. Zrobiłem w sumie 20 podjazdów w jakieś 40 minut, w tym 12 po chodniku z różnych stron, 4 po trawie od wschodu i 4 od północy.
Wczoraj udało mi się doprowadzić rower do porządku po maratonie, a dzisiaj rano o 10 przed pracą wyskoczyłem na 2 godzinki pokręcić do Kabackiego. Następny maraton pewnie dopiero za miesiąc więc trzeba mocniej potrenować Mimo dnia pracy w lesie spotkałem kilkadziesiąt osób, w większości biegaczy i spacerowiczów, ale rowerzystów też kilku było w tym jeden który jeździł podobne rundki do mnie tyle że w przeciwnym kierunku. Oprócz standardowych 2 kółek zaliczyłem jeszcze singiel na południwym skraju i jazdę po skarpie na tyłach metra. Cała jazda to E2, chociaż na początku nie mogłem przekroczyć 150 uderzeń. Dzisiaj trochę chłodniej niż w ostanich dniach, do tego silny wiatr, który w stronę lasu wyraźnie pomagał, a spowrotem trochę przeszkadzał.
Wieczorem po robocie skoczyłem zabaczyć jak przepływa przez Warszawę fala kulminacyjna. Zrobiłem pętlę wzdłuż mostów od Siekierkowskiego do Gdańskiego. Ludzi masa, miejscami nie da się przejechać. Rzeka nieźle wylała, ale do przelania wałów brakowało jeszcze około metra.
Dzisiaj wreszcie, po kilku dniach deszczu lepsza pogoda. Przynajmniej w niedzielę trochę w piłkę pogrlem, chociaż dzisiaj jeszcze miałem resztki zakwasów w udach. Zrobiłem godzinną tempówkę. Trasą Siekierkowską, dalej ścieżką wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego do jej końca. Stąd powrót tą samą trasą. Pogoda zaczęła się psuć, ale chciałem jeszcze pojeździć więc udałem się w kierunku Kabackiego. Tutaj ku mojemu zaskoczeniu praktycznie wcale nie było błota, ani kałuż. Jest szansa, że w niedziele w Piasacznie będzie potopu. Skorzystałem więc z warunków i zrobiłem jeszcze rundkę po lesie. Powrót wzdłuż KEN.
Tempówka:1h, średnia 27 km/h, av hr 161. Druga godzina już bardziej lajtowo w okolicach hr 150
Po robocie szybko potrenować trochę podjazdy. Najpierw Kopa Cwila - 11 razy w tym 3x terenem od południowego wschodu i 2x od północy. Potem na Agrykolna, tu jeszcze 4, wszystko z blatu, do tego jeszcze 1x Belwederska i Dolna.
W ostatnich dniach ogromne ilości meszek i komarów, nie można się nawet na chwilę zatrzymać bo już żrą.