Dzisiaj urlop i dłuższy weekend na Roztoczu, a w niedziele wg planu na maraton do Szydłowca. Trzeba było więc skorzystac z dobrodziejstw lekko pagórkowatego terenu i trochę się rozruszac. Z założenia dzisiaj tylko po asfalcie i nie za mocno, żeby się nie zajechac za bardzo bo spory upał. Pojechałem standardową trasą do Suśca, za Hamernią skręciłem, jeszcze na leśną rowerową asfaltówkę przez tereny dawnego obozu w Błudku. Tempo żwawe, ale nie przekraczałem 2 strefy. Dalej już do Suśca i w kierunku Szumów. Nie zjeżdżałem jednak nad rzekę tylko pociąłem prosto pod górę w kierunku Huty Różanieckiej. Trochę się zmachałem, ale postanowiłem podjechac to jeszcze raz tyle, że od strony Huty. Przy okazji zajechałem też na chwilę do województwa podkarpackiego:). Od tej strony podjazd dłuższy, ale nieco łagodniejszy. Zjazd szybki pod spory wiatr także tylko ok 50 km/h. Dalej powrót do Suśca i tutaj bezowocne szukanie powerada. Byłem chyba w 4 sklepach i nigdzie nie było. Miałem dwa bidony wody, ale wiedziałem że nie starczy bo dzisiaj mocno grzało. Zapasy uzupełniłem później w Majdanie Sopockim do którego dotarłem pokonując po drodze 2 razy dośc stromy podjazd zaraz za Suścem. Wprawdzie wystarczyło wjechac tylko raz, ale podejrzewałem że można stamtąd się nieźle rozpędzic i nie myliłem się. W efekcie ponad 64 km/h bez specjalnego dokręcania. Potem już sojazd nad zalew w Majdanie gdzie chwilę posiedziałem i zjadłem loda. Dalej już prosto do Józefowa żeby nie przegapic meczu Holendrów (na szczęście pogonili Brazylię chociaż jak przyjechałem było już 0-1 i kiepsko to wyglądało) Powrót do Józefowa całkowicie pod wiatr, który właściwie cały czas gdzieś mi dzisiaj przeszkadzał.
Mimo, że dzisiaj skończyłem wcześniej to znowu wyjazd około 19. Chciaż dzisiaj już gorąco w ciągu dnia, a wieczorem bardzo przyjemna jazda. Pokręciłem się trochę po Kabackim i pojechałem w kierunku Piaseczna. Jazda trochę na czuja przez co zwiedziłem trochę nowych uliczek między Piasecznem, a Konstancinem. Pojeździł bym dłużej, ale trzeba było wraca na 20.30 na mecz. Tempo w 2 strefie, dzisiaj tylko na wodzie, pod koniec już nieźle zgłodniałem.
W czerwcu niestey mało kilometrów głownie przez tygodniowy wyjazd oraz pogodę. Na szczęście większośc wyjazdów treningowych.
Zanim wyjechałem musiałem się trochę pomęczyc z rowerem. Najpierw planowa zmiana dętki. Dlaczego pękła nie wiadomo, chociaż dziura spora w oponie nic nie było i wygląda jakby o coś się zadrapała. Pojaiwł się jeszcze luz w tylnym kole więc to też musiałem zrobic. Na szczęście dzień długi i nawet wyjeżdżając o 19.40 pojeździłem jeszcze półtorej godziny. Niestety w rowerze dalej coś niemiłosiernie strzela, podejrzewam, że częśc trzasków pochodzi od sztycy, ale na pewno nie wsszystkie czasem mnie szlak trafia. Pojechałem do Kabackiego początkowo miało byc E2, ale przez to skrzzypienie zacząłem szybciej jechac i wkręciłem się w wyższą strefę. Dobrze mi się tak jechało więc stwierdziłem, że pociągne tak już z godzinkę i będzie tempówka:) W lesie w sumie półtorej rundki. Raz zatrzymałem się na 5 sekund na nowo budowanej Alei Rzeczypospolitej i od razu opadła mnie chmara komarów, kilka ubiłem, ale jeden ujebał mnie w nogę. SZOK! jeszcze czegoś takiego nie było, mam nadzieje że przyjdą upały i się łajzy ugotują!
Tętno z treningu 164, prędkośc około 28 km/h w 55 min. Do tego 15 min rozgrzewki i 15 min rozjazdu.
Przez beznadziejną pogodę i szereg różnych spraw znowu prawie cały tydzień bez roweru. Dzisiaj udało się chwilę pojeździc, więc zeby nie paśc w Szydłowcu znowu na Agrykolę. Czasu jednak dużo nie miałem więc tylko 12x i po razie Dolna i Belwederska. Wszystko z blatu. Dzisiaj na wyższym pulsie niż ostanio pod koniec podjazdu prawie zawsze ponad 185. Podejrzewam, że to przez to, że piłem wcześniej kawę. A jak nie to jakiś spadek formy:( No i złapałem gdzieś po drodzę gumę w tylnym kole, na szczęście powietrze zeszło później.
Odpuściłem dzisiaj maraton w Lublinie więc trzeba chociaż trochę w zamian pojeździc. Chciałem około południa wyskoczyc na dłuższą wycieczkę, ale jak tylko się zacząłem ubierac to się rozpadało. Zdecydowałem więc wieczorem potrenowac trochę podjazdy na Agrykoli. Wcześniej trochę przesmarowałem rower, ale niestety strzelanie w okolicach korby dalej nie ustaje:( Strasznie mnie to denerwowało dzisiaj. Agrykolę zrobiłem 13 razy i do tego po razie Belwederską i Dolną. Więcej już nie chciałem bo trochę kropiło było mi chłodno. Na zjeździe prawie też rozjechałem psa - małego yorka, który mnie wogle nie słyszał i wychamowałem w ostaniej chwili.
Identycznie jak wczoraj, zaraz po pracy meczyk - na szczęście dzisiaj ciekawy:), a potem do Kabackiego. Dzisiaj w zasadzie E2 z trzema mocniejszymi akcentami (do 180)- na singlu skrajem, górą za zajezdnią metra i po polach w piachu. Wyszły z tego takie trzy interwały. Na początku miałem trochę w górę i w dół poojeździc po skarpie, ale jak stanąłem na 30 sekund żeby się odlac to zleciały się takie hordy komarów, że chyba jeszcze takich w życiu nie widziałem! Momentalnie obsiadło mnie kilkanaście i musiałem się zawijac. Wychodzi na to że w lesie na razie tylko szybsza jazda wchodzi w grę. Dzisiaj trochę zimniej, jechałem tak jak wczoraj na krótko i pod koniec już trochę marzłem, byc może to też przez wiatr, który przy powrocie miałem w twarz. Jazda niby nie jakaś mocna, ale teraz trochę czuję zmęczenie. W pewnym momencie, gdzieś po 70 minutach zaczęło mnie trochę bolec prawe kolano. Po kilkanastu minutach przeszło więc mam nadzieję, że to tylko chwilowe.
Po obejrzeniu kolejnego nudnego meczu na tych MŚ, ruszyłem na standoardową rundkę do Kabackiego. Dzisiaj pierwsza jazda po 8 dniowej przerwie urlopowej. Miało byc E2, ale wyszło mocniej sporo w 3 strefie. Dużo ludzi dzisiaj trenowało, w pewnym momencie zauważyłem kogoś w koszulce mazovii jakieś 200 metrów przedemną, jechał dośc szybko, ale spokojnie go doszedłem i potem pare km za nim pojeździłem. Opony tym razem na 3 atm i jeździło się bardzo dobrze. W lesie w miarę sucho, ale ścieżka przy Przyczółkowej dalej zalama. Średnia dzisiaj znowu wysoka, noga chyba coraz mocniejsza.
Kilka godzin przed wylotem na wczasy pojechałem jeszcze do Kabackiego. Po drodze sporo ludzi, szczególnie przy Świątyni Opatrznaści bo dzisiaj beatyfikacja ks. Popiełuszki. Dobrze mi się jeździło, szybkie tempo, pogoda idealna, ciepło i słonecznie. 2000 km przekroczone:)
Wczoraj znowu wielka ulewa nad południową Warszawą więc dzisiaj znowu wybrałem asfalty. Szkoda mi roweru i na taplanie się w błocie zostawie sobie ewntualnie maratony:) Dzisiaj jazda w granicach 70-80% hr, pogoda już super słońce, ciepło, ale silny wiatr, początkowo pomagał dzięki czemu wzdłuż Przyczółkowej jechałem sobie na luzie cały czas 35 km/h. Potem już nie było tak różowo. Z ciekawszych rzeczy po drodze to na odcinku około 50 m kompletnie zalana była ścieżka rowerowa wzdłuż Przyczółkowej. Wody miejscami ponad pół koła, dwóch chłopaków próbowało się przebic do ulicy i w pewnym momencie w małym rowie zanurzyli się sporo powyżej pasa:) Wisła dalej dośc wysoka, w Gassach betonowa ostroga całkowicie zalana, przy wałach sporo worków z piaskiem. Pozaym na polach w wielu miejscach utworzyły się małe jeziorka. Terenu jednak też dzisiaj trochę było, ale ciężko mi się jeździło bo nabiłem opony prawie na 4 bary więc tańczyły trochę w piachu i byle błotku.
Po wczorajszej ulewie wolałem się w teren nie zapuszczac więc pojechałem katowac podjazdy na Agrykolę. W sumie 15x, do tego po razie Belwederska, Książęca i do siebie pod Skarpę. Prawie wszystko z blatu tylko 2 razy na Agrykoli eksperymentalnie ze środkowej tarczy. Prędkośc w większości około 20 km/h. Ciepło, ale dośc wilgotno, dobrze że troszkę wiał wiatr. Raz nawet coś zaczęło kropic, ale po paru minutach przestało. Chociaż pewnie wieczorem i tak przyjdzie burza.