Jak w temacie. Musiałem pogadacz Robertem więc zamiast dzwonic wolałem się trochę wieczorem przejechc. Trasa standardowa. Oczywiście przed wyjazdem lekki deszcz więc mokro. Powrót po ciemku, ale rower przesmarowany chodzi idealnie.
Zabrałem rower na weekend, ale całą sobotę i niedzielę padało więc za wiele nie pojeździłem. Dzisiaj wreszcie słońce, chociaż przez całą drogę wiał silny wiatr. Na początku na stary spalony most, który jest już całkiem nowy:)
Dalej skierowałem się na Witulin i tamtejsze stawy, tu miejscami jazda po dużym błocie bo teren mocno podmokły, dojechałem prawie do Leśnej Podlaskiej, ale jeszcze kilka spraw do załatwienia miałem więc szybki powrót do domu po drodze zahaczając jeszcze o górki w parku radziwiłowskim.
Dzisaj o dziwo wieczorem nie padało, więc pojeździłem trochę po okolicy. Wzdłuż Powsińskiej do Lasu Kabackiego, ale nawet tam nie zajrzałem spodziewając się dużego błota po wczorajszej ulewie zresztą gdzieś dzisiaj przeczytałem, że w Warszawie pada już codzennie od 2 tygodni. Pokręciłem się jeszcze po Kabatach i na koniec do Reala na małe zakupy. Pod wieczór nawet słońce wyszło.
Miała być dzisiaj trochę dłuższa wycieczka, ale nie mogłem się zdecydować czy jechać czy nie bo chmury cały czas wisiały i tylko czekałem aż zacznie padać. O 17 skończyła się moja cierpliwość i wyjechałem. Oczywiście byłem pewnien, że jak tylko się ruszę to wywołam deszcz no długo nie czekałem bo już o 17.15 byłem mokry:) Olałem to jednak i postanowiłem pojeździć chcociaż godzinę. Zrobiłem rundkę niedaleko domu, potem na Pola Mokotowskie i tam też parę km po parku i dalej wzdłuż Żwirek w kierunku lotniska. Miałem pierwotnie odbić w Racławicką i jechać już do domu, ale deszcz tylko kropił więc postanowiłem zrobić jeszcze często jeżdzoną przezemnie ostatnio pętlę przez Cargo i Poleczki. Tutaj jednak zaczęło już właściwie lać więc byłem cały mokry, dobrze że ciepło było więc jechało się bardzo przyjemnie, a nawet szybciej niż zwykle przez co o mało nie wleciałem na barierki przy skręcie na wiadukt na Poleczki. Dalej już bez przygód do domu.
Dzisiaj znowu w piłkę, ale tym razem na Kajakowej. Dojaz tak jak poprzednio rowerem, po całonocnych opadach zaczęło się przejaśniać i od 12 już właściwie słonecznie. Po 2 godzinnym graniu jeszcze trochę po Lesie Kabackim, tu sporo błota i kałuż, ale spokojnie można jeździć. Wyjazd na Kabatach i standardowo do domu wdzłuż KEN.
Dalej zimno, pogoda jak na początku wiosny, ale już mnie wkurzało siedzenie w domu przed kompem i musiałem wyjś się poruszać. Tyle, że postanowiłem założyć długie spodnie i wcale się nie zgrzałem - kto to widział w czerwcu?? Oczywiście z racji jutrzejszego meczu lajtowa jazda. Po 18 wyszło słońce, ale dalej wiał bardzo silny wiatr i w zasadzie nie miało znaczenia w którą stronę się jechało bo zawsze przeszkadzał. Trasa po mieście najpierw obok warszawianki, Dolna, Sikorskiego, Dolina Służewiecka, KEN i do Reala po zapas Cornów:) Dalej miało byc do domu, ale na Poleczki odbiłem na Cargo, jakoś ostatnio lubie oglądac te samoloty. Tu zauważyłem że jest już tak zimno że przy oddychaniu widzę parę z ust:) tylko śniegu brakuje. Powrót przez Żwirki i Hynka, al. Lotników do Puławskiej - tu zaczynał się jakiś mega korek w stronę Piaseczna, samochody stały już od Wilanowskiej i na wysokosci Reala na pewno się nie konczył.
A i mam już więcej km niż przez cały poprzedni rok.
Po prawie tygodniu fatalnej pogody dzisiaj można było jako tako pojeździć bez ryzyka przemoknięcia, ale żeby nie było tak pięknie to wiał silny wiatr. Las odpadał bo po błocie nie chiało mi się jeździć więc więc została jedna opcja. Najperw pojechałem na agrykolę, tam zjechałem i podjechałem 4 razy. W sumie to niezły tłok tam panował bo kilkanaście osób biegało, a i z 5 rowerzystów trenowało. Dalej na Pola Mokotowskie i z tamtąd już na Okęcie potestować nowy aparat. W sumie ponad pół godziny tam byłem, a temperatura w tym czasie sporo spadła i podejrzewam że z 10 stopni to było max. Więc trochę zmarznięty szybko do domu.
Po robocie wybraliśmy się z Robertem do kampinosu. Pogoda idealna, słońce ciepło więc można dłużej pojeździć. Robert wreszcie złożył rower więc trzeba to wykorzystać. Spotykamy się pod akademikiem patrze a on nawet bidonu nie ma i twierdzi że da rade bez wody. Dobrze że miałem litrowy baniak u siebie bo w sumie we dwóch to wyopiliśmy ponad 4 litry. Dojazd przez Prymasa, Maczka, Powstańców, Radiowa i potem przez Park Leśny Bemowo. Myślałem żeby kawałek pojechać trasą Mazzovii ale nie chciało mi się cały czas wyciągać mapy i w efekcie asfatem do Lipkowa i tam w las. Na początku parę kilometrów zupełnie poza szlakami po strasznych piachach aż wyjechaliśmi na tyłach stadniny w Truskawiu. Dalej na czarny do Palmir. Z Palmir czerwonym do Dziekanowa i i potem trochę żółtym i zielonym na Wólkę Węglową. Na głównych drogach sporo piasku mimo ostatnich opadów, ale single tracki fajne, szczególnie te po górkach. Tempo początkowo było niezłe, ale potem Robert trochę spuchł w znacznej części przez strasznie niewygodne siodełko.
Jakoś mi się dzisiaj nie chciało jechać i zmusiłem się dopiero o 17. Postanowiłem zrobić rundkę nad Wisłą do ujsćia Jeziorki i potem do Konstancina, ewentualnie jeszcze po Lesie Kabackim i do domu. Ale jak już dojechałem do Jeziorki to stwierdziłem, że dobrze się jedzie i podjadę jeszcze trochę i tak dojechałem do wsi Gassy.
Tam postanowiłem pojechać jeszcze trochę wzdłuż Wisły i trafiłem do Kawęczyna. Tu już stwierdziłem, że będę wracał. Skierowałem się na zachód w pierwszą drogę i tu zaskoczenie, spory podjazd pod skarpę, nawet znak stał o niebezpiecznym nachyleniu terenu:). Po pokonaniu podjazdu już prosto w kierunku Konstancina, zdjechałem jeszcze tylko do rez. Obory, który w porównaniu z kwietniem już nieźle zarósł i potem podjechałem pod skarpę i do Konstancina i dalej do Lasu Kabackiego. Po lesie jeszce rundka wschód - zachód i wyjazd na Kabatach i do domu.