Mieliśmy rano pojechac pooglądac biegaczy na półmaratonie warszawskim, ale późno poszliśmy spac i do tego zmiana czasu popsuła te plany. Wyjechaliśmy więc około 13. Wcześniej jeszcze z godzinę pogrzebałem przy Asi rowerze bo stał nieużywany od września. Podłączył się też do nas Jarek po kręcił się w okolicy i pojechaliśmy w stronę starówki. Tempo wolne, przez co przez większośc drogi było mi chłodno. Niby było słońce, ale często zachodziło, a powietrze bardzo zimne. Rozgrzewałem się tylko dzięki podjazdom po drodze. Aha mnie zaskoczyła bo podjeżdżała wszystko w dobrym tempie. Ze starówki pojechaliśmy w stronę zoo, misie się obudziły więc chwilę poobserwowaliśmy i potem przez most świętokrzyski i dalej standardowo do domu. Początkowo miało byc na kebaba, ale ostatecznie wybraliśmy spaghetti w domu. Plan w tym tygodniu w dupie bo zamiast prawie 8,5 godziny było tylko 7,a le może nadrobię jutro bo ma cyc cieplej.
Trzeci dzień mocno wieje, ale dzisiaj chyba najbardziej. Do tego chłodniej niż we wtorek. Nie chciało mi się przez to wychodzic, ale jakiś trening zrobic trzeba, a wczoraj na siłowni już mi się bardzo nudziło. Do tego było gorąco i sporo ludzi więc mimo wyszedłem. Do zrobienia podjazdy więc szybko na Agrykolę. Po drodze pod wiatr momentami tak dmuchało, że mnie znosiło. Trafiłem chyba na trening WKK, bo spora grupka podjeżdżała raczej spokojnym tempem. Ja zaplanowałem mocniejszy trening więc jazda z nimi odpadała. Jednak przez kilkanaście okrążeń utrzymywała się między nami cały czas taka sama odległośc bo ja szybciej podjeżdżałem, ale sporo hamowałem na zjeździe bo mnie trochę zawiewało. Co do wiatru to podjazd oczywiścię cięższy bo ciągnęło z północnego zachodu i od połowy były silne podmuchy. Zrobiłem górkę 15x, twarde przełożenie czyli można podciągnąc pod F2.
Niby pierwszy dzień wiosny był wczoraj, ale dopiero dzisiaj można było ją poczuć. Wreszcie ciepło i słonecznie. Wykorzystałem warunki i przed robotą wyskoczyłem trochę pojeździć. Zaplanowałem trening M2 i w tym celu ruszyłem na ścieżkę wzdłuż Trasy Siekierkowskiej. Wpisuje tu jakbym jeszcze kiedyś miał wątpliwości pewna zasadę. Wzdłuż Siekierkowskiej ZAWSZE wieje. Nawet jak nie ma wiatru to wieje! Chociaż wczoraj był i to mocny, północno zachodni. Czyli pierwszą połowę miałem lekko, i żeby wejść w 4 strfę to jechałem nawet 40 km/h. Za to powrót około 25. Jak zwykle huragan w ryja. Zrobiłem 3 interwały 6/2/12/4/13. Wysiłek w 4 strefie. Ostanie powtórzenie to 4 rundki wokół małego stawu przy trasie. Potem jeszcze z 30 min pokręciłem niedaleko domu bo szkoda było wracać.
Pod wieczór wybrałem się potrenowac trochę podjazdy. Umówiłem się potem jeszcze na krótkie kręcenie z Jarkiem. Najbliżej na Kopę więc tam 14 razy góra dół. Terenem tylko raz bo trochę za bardzo się gotowałem, bo ubrałem się prawie tak samo jak wczoraj, dzisiaj mimo że słońce już zachodziło to było trochę cieplej. Podjazd krótki, ale tętno najczęściej około 170, tylko przy podjeżdżaniu terenem był max 179. Czasowo wyszło 30 minut. Potem pojechałem po Jarka po drodze zaliczając jeszcze dwie małe górki. Okazało się mineliśmy po drodze więc musiałem się kawałek wróci. Skoczyliśmy przez Poleczki na lotnisko. Chwilę pooglądaliśmy samoloty i powrót bo zaczęło się robic chłodno.
Trochę walczyłem dzisiaj z sobą z rana żeby wyjśc pojeździc. Wszystko chyba przez to, że zamiast zapowiadanego słońca były chmury i było dosyc zimno. W końcu jednak się przmogłem, 12 minut zbierania i wyjazd. No i po 5 minutach zauważyłem, że się zupełnie przejaśniło. Jako, że miałem tylko około 90 minut na pojeżdżenie to kierunek na najbliższy teren czyli jak zwykle Las Kabacki. Dzisiaj dla odmiany sprawdziłem singiel na południowym skraju. Po drodze bez przygód, spokojna jazda w 2 strefie, ale za to z wyższą kadencją około 100. Niestety było pod wiatr i do tego wiedziałem że dzisiaj zmarznę w stopy mimo, że ubrałem się podobnie jak w piątek kiedy nawet przez chwilę nie było mi zimno. Ale możliwe, że dzisiaj to przez ten wiatr. Dojehałem do lasu i czym prędzej na singiel. Myślałem, że będzie dużo błota, ale o dziwo ścieżki tylko miejscami trochę rozmoknięte, zostało też jeszcze trochę śniegu i lodu także narazie spory miks. Na singielku po chwilowym zamulaniu postanowiłem jak zwykle przyśpieszyłem. Wyszły więc dwa iterwały prawie takie na M2. Jeden 7 min drugi 10. Siengiel ogólnie suchy, błota niewiele ale w jednym miejscu, już przy zachodnmiej stronie ze 100 metrów gładziutkiego lodu. Przejechałem w tą i spowrotem chociaż początkowo miałem obawy, że się w którymś miejscu lód podemną załamie i zaraz się wykąpie. Jednak zmrożone było do spodu. No i zaliczyłem jedną małą glebkę kiedy zsiadałem z roweru żeby zrobic zdjęcie. Za singlem wyjechałem na jakąś mega błotnistą uliczkę, ale nie czaiłem się i troszkę pobrudziłem sprzęt i siebie przy okazji. Powrót szybki bo trochę z wiatrem więc około 30 km/h i tak na oko w 3 strefie bo pulsometr gdzieś po godzinie odmówił posłuszeństwa mimo wymiany baterii w weekend. Podejrzewam jednak, że może trochę zamarzac podczas jazdy bo woże go na kierownicy.
Udało się i dzisiaj skorzystac z fajnej pogody i wyskoczyłem przed pracą o 10 rano na rundkę do Kabackiego. Dzisiaj ze 3 stopnie cieplej niż wczoraj wieczorem więc zamiast długiej koszulki założyłem krótką i trochę cieńszy polar. Myślałem, że i tak mi będzie gorąco, ale było idealnie nawet nie zmarzłem ani trochę w stopy. Traska tak jak wczoraj Dojechałem do Kabackiego i tu zamiast na tradycyjną rundkę postanowiem wjechac na skarpę nieco stromszym podjazdem bardziej na pólnoc. Warunki idealne śnieg jeszcze zmrożony i trochę wymieszany z piachem. Poza tym sporo szlaki poprzecierane przez rowerowe ślady i mimo, że w zasadzie nikogo nie spotkałem to widac że się trochę rowerzystów tu kręci. Pojeździłem po skarpie z pół godziny, w różne strony, niektóre podjazdy strome więc się też trochę zdązyłem zmęczyc. Szczególnie męczyłem jeden stomy kręty singielek i dopiero za 4 razem w całości go podjechałem. Czasu jeszce trochę miałem więc pojechałem dalej w głąb lasu, dojechałem prawie do zachodniego skraju i tu przed nosem przebniegły, a właściwie to nawet przeszły mi trzy duże sarny. Nie bały się za bardzo bo weszły kilka metrów do lasu i się zatrzymaly. Po tej jeździe na skarpie już mi się trochę ciężej jechało niż wczoraj. Do tego picię w bidonie było bardzo zimne i nie chciałem ryzykowac przeziębienia gardła i na całej trasie może ze 4 małe łyki wziąłem. Starałem się też jechac z trochę większą kadencją niż normalnie, wychodziło tak między 90 a 100. Powrót trochę mniej przyjemny bo pod wiatr. Tempo mniej więcej w 2 strefie, niestety bateria do pulsaka nie zdążyłem kupic i co jakiś czas gubił sygnał.
Coraz ciężej już mi się chodzi na siłownię więc dzisiaj ponieważ kończyłem robotę o 15 i nie miałem innych spraw do załatwienie postanowiłem wreszcie ruszyc się z rowerem na dwór. Wyjazd trochę póżniej niż planowałem bo dopiero o 16.20 ale jeszcze godzinkę za dnia się dało pojeździc. Kierunek jak zwykle na początku sezonu na Las Kabacki. Słońce jeszcze fajnie grzało i momentami było mi nawet za ciepło (koszulka długi rękaw, polar, windstoper). Wzdłuż przyczółkowej pojechałem siłowo, przełożenie 3x8, 3x9 musiałem trochę improwizowac bo niestety zbuntowął się pulsometr i ciągle gubił sygnał, czas na wymianę baterii. Około 17 dotarłem przed Kabacki. Planowo miałem tutaj zawrócic, ale nie mogłem się powstrzymac żeby trochę w terenie nie pojeździc. Okazało się, że to była bardzo dobra decyzja bo warunki super, na niektórych bardziej nasłonecznionych ścieżkach już błoto, ale na tych od północnej strony ubity śnieg, po którym bardzo fajnie się jeździło. Zrobiłem z 10 km w lesie, jedyny problem to marznące stopy. W lesie trochę biegaczy i ze 2 rowerzystów. Zaczęło się powoli ściemniac więc zawróciłem do domu. Tempo mocniejsze, w 3 srefie, pulsometr odzyskał sprawnnośc chociaż już nie bardzo widziałem cyferki. Wyszło około 20 minut tempówki. Na koniec jeszcze mocniej podjechałem pod Wilanowską. Ogólnie jestem dosyc zadowolony z mojej aktualnej formy. Mam wrażenie, że jest sporo lepiej niż rok temu. Stopy trochę zmarzły, ale nie jakoś tragicznie w cieple szybko odzyskały sprawnośc. Jak dobrze pójdzie to jutro z rana powtórka:)
Mieliśmy dzisiaj wyskoczyć na siłkę do holmsa, ale pogoda taka, że nie wypada ćwiczyć w pomieszczeniu. Zmiana planów i wyskoczyłem na standard do Kabackiego. Nawet krótkie spodenki założyłem. Dojazd pod wiatr, trłumy ludzi. W lesie to ludzi chyba więcej niż latem, nawet bar w Powsinie otworzyli. Błata dzisiaj więcej niż czwartek bo sporo wczoraj padało. Pojeździłem różnymi szlakami, w tym trochę singlem przy południowym skraju. Raz też prawie była gleba na mokrych liściach przy 10 km/h ale w porę się wypiąłem i podparłem. Powrót już na luzie chyba nieco z wiatrem, ale czułem się dużo lepiej i znacznie mi się lżej jechało niż w czwartek. Mimo to prędkości duuużo niższe niż latem. Oj jest nad czym pracować zimą.
Dzisiaj święto skorzystałem z dnia wolnego i wybrałem się na rundkę do lasu. Cała forma już w dupie po znouwu były ponad 4 tygodnie bez roweru w tym jeszcze 2 chorobowe. Po wczorajszej siłce dzisiaj nie za mocno byle nie przekraczać 2 strefy. Początkowo fajnie się jechało, przed wjazdem do kabackiego zaczął padać deszcz, wg prognoz miało go nie być, a siąpił jeszcze z 40 minut. Na szczęście drzewa ochroniły więc nie zmokłem za bardzo. Błotka sporo, ale nie przeszkadzało bo opony dzisiaj miałem poniżej 2 bar. Powrót kiepski, zerwał się nagle jakiś huragan i właściwie całe 10 km się męczyłem jadąc 15-17 km/h przy pulsie około 160. Już się zacząłem powoli czuć jak na maratonie w Łomiankach. Wróciłem nieźle ujechany.
Iść na rower czy metrem pojechać po gierkę - taki dylemat miałem od rana. Jednak gdy wyszedłem na balkon i zobaczyłem jak jest ciepło postanowiłem jednak trochę pojeździć. Balkon jest osłonięty od wiatru więc oczywiście musiałem się ubrać podobnie jak w piątek. Dzisiaj długa koszulka i polar, a na dół długie spodnie dresowe. I zestaw okazał się optymalny w stopy trochę cieplej niż ostanio, ale lekko też mi zmarzły. Postanowiłem, że odpuszczę sobie kupowanie zimowych ciuchów. To co mam wstarczy do temeratur powyżej 0, a przy niższych i tak pewnie nie będę jeździł. Zainwestuje tylko w rękawiczki z długimi palcami i może jakieś ochraniacze na buty. Trasa dzisiaj jak zwykle do Powsina z przejazdem przez Kabacki. Tu sporo biegaczy i to takich poważniej trenujących. Było też trochę ludzi z kijkami. Rowerzystów chyba 2. Las nabiera kolorów, ale jeszcze dominuje zieleń. Wyjazd na Natolinie i potem wzdłuż KENu zajechałem jeszcze na Ursynów kupić FIFE 11 czyli salomonowe rozwiązanie na moje poranne dylematy:)