Mimo dnia wolnego wybrałem się dopiero wieczorem bo w dzień duszno i ponad 30 stopni. Jazda w takich warunkach nie jest zbyt przyjemna. Po południu przeszła burza i po 20 już całkiem inne powietrze. Na krótki trening najlepsza Agrykola, zwłaszcza, że dawno tam nie byłem. Miało byc 20 podjazdów, ale skończyło się na 15 bo już było za ciemno. Pod koniec i tak byłem już sam na górce. Do tego jeszcze po razie Dolna i Belwederska.
Mix, E2, M1 (1,5 rundy po lesie 1 - 17 min hr około 165, po kabackim. Dojechałem przez Przyczółkową na której postanowiłem jechac leniwie i załapac się komuś na koło. No i w okolicy nowego ogródka piwnego się udało bo wyprzedził mnie jakiś kolo. Dogoniłem, grzecznie jechałem z tyłu, ale gośc chyba chciał mnie urwac bo ciągle przyśpieszał. W efekcie całą Przyczółkową przejechaliśmy tempem 35-38 km/h chociaż było lekko z wiatrem. W lesie po nocnej burzy dośc mokro, ale bez błota. Średnia przez pierwszą godzinę prawie 28,5 km/h. Następnie pojechałem na kazoorke. Coraz bardziej mi się podoba ta górka, pdjazdy ciekawsze niż na kopie, do tego sporo wariantów. Szkoda tylko, że prawie 10 km trzeba jechac. Dalej znowu E2 przez Kabacki i do domu. Mimo, że skończyłem dzisiaj wcześniej pracę to jazda dopiero wieczorem bo gorąco.
Do roboty dzisiaj wyjątkowo późno bo dopiero na 14 więc mogłem sobie trochę dłużej pokręcić. Pogoda do jazdy jednak trochę ciężka bo od rana gorąco. Jak wyjeżdżałem to z 27 stopni było. Mimo to w kabacki mijałem nieco grubego biegacza, który chyba chciał wypocić swój tłuszczyk poprzez bieganie w ocieplanej kurtce i długich spodniach. Mam nadzieje, że nie padł gdzieś po drodze. Nogi dalej ciężkie po niedzieli więc jazda typowo tlenowa i rundki po lesie.
Wczoraj wizyta w serwisie i zmiana kasety i łańcucha więc musiałem koniecznie przetestewać czy wszytko działa. Dzisiaj na 13 do roboty, pogoda idealna więc chwilę przed 10 udało się wyjść. Na początku odrazu na Kopę Cwila. Wjechałem 6 razy w szybkim tempie (3x chodnik, 3x od północy) i mnie lekko przytkało. Nie odpoczywałem jednak za długo i pociągnąłem jeszcze 6 razy terenem tyle, że teraz głównie od południowego wschodu. Jednak przytkało mnie po tym konkretnie, aż mi się żygać chciało przez kilka minut. Na pewno to wina, krótkiej (5 min) rozgrzewki i śniadania zjedzonego zalednwie godzinę przed wyjazdem. Tak więc nieco wymęczony udałem się KENem w kierunku LK. Jeszcze było pod wiatr i kilka minut wlokłem się konkretnie w okolicach 20-22 km/h. Przed kazoorką trochę odżyłem i postanowiłem odrazu podjechać w miejscu gdzie 2 dni temu zerwałem łańcuch. Poszło gładko, bez problemów. Potem jeszcze kilka razy podjechałem z północnych stron i oczywiście zjechałem po torze. Na koniec zostawiłem sobie 2 strome podjazdy od strony lasu. Niestety oba mimu kilku prób bez powodzenia. Oba podjeżdżam mniej więcej do połowy, ale nie przez brak siły tylko raczej techniki. Jeden ma duże koleiny, a drugi, ten centralnie od północy jest bardzo nierówny i wąski. Podjechanie, któregoś z nich będzie więc moim nowym celam treningowym:) Reszta to standard tlenowo przez las i Przyczółkową.
Weekend był nierowerowy i poniedziałek też. Wczoraj dłubałem i próbowałem ustawiać tylną przerzutkę bo łańcuch jęczał i ocierał. Myślałem, że się udało, ale dzisiaj po kilku minutach jazdy stwierdziłem, że łańcuch jednak trochę przeskakuje. Wkurzyłem się i zacząłem coś regulować. Najpierw znowu zupełnie rozlegulowałem i prawie nic nie działało, ale w końcu po kilku próbach się udało i działało już zadowalająco. Dojechałem do Kabackiego. Tam wykręciłem półtorej pętelki. Dobrze mi się jeździło. Lekko i na niezłej prędkości. Miało być tlenowo, ale szukałem czy ktoś mnie przypadkiem nie wyprzedzi, żeby skoczyć na koło i się trochę pobawić. I wreszcie trafił się ktoś. Próbował mnie urwać przyspieszając do ponad 35, ale się nie dałem i zrezygnował po chwili. Rozjechaliśmy się na jakimś rozjeździe i kilka chwil potem, ktoś inny siadł mi na koło. Przyśpieszyłem jednak do 38 i urwałem gościa. Z lasu wyjechałem na Moczydłowskiej i ruszyłem na kazoorkę bo chciałem trochę popodjeżdżać. Chwilę opatrzyłem jeszcze na trening z wkk, który akurat tam się dzisiaj odbywał. Fajna sprawa, może się kiedyś wybiorę, bo widać że trenerzy wybierają ciekawe miejscówki. Także potem zacząłem sam podjeżdżać. Tyle, że długo nie najeździłem bo mniej więcej w połowie pierwszej próby zerwałem łańcuch. Coś tam próbowałem wykombinować ze skuwaniem, ale nawet się na tym za dobrze nie znam więc odpuściłem i udałem się z buta do metra Natolin. Dobrze przynajmniej, że na Belgradzkiej jest lekko z górki to zjechałem jak na hulajnodze:) Dzisiaj wizyta w serwisie. Wymiana łańcucha na nowy XT i do tego musiałem niestety wymienić też kasetę. Fundnąłem sobie więc też XT 11-32T. Na razie działa miodzio:)
W tym tygodniu bardzo mało czasu na treningi, do tego weekend też odpada przez wesele więc wybrałem się dzisiaj zaraz po robocie na intensywniejszą jazdę na Kopę. Na szczęście dzień długi więc mimo wyjazdu o 19.40 jeszcze cały trening za dnia. Na początku 3x chodnikiem na górę i potem już atakowałem prawie cały czas terenem. Z różnych stron, poza zachodnią po tam nie ma za bardzo żadnej ścieżki i trawa nie skoszona. W sumie 27 podjazdów, 6x chodnik, 4x wschód, 3x południe, 14x od północy dwoma ścieżkami. Łącznie wyszło około 50 min, około 500m w górę na jakiś 14 km, tętno średnie 162. Przez kilka minut podjeżdżał ze mną jakiś koleś, ale po kilku powtórzeniach się zwinął. Powrót spokojnie.
Dawno nie robiłem żadnej wytrzymałościówki więc wypadało dzisiaj pokręcic trochę wiecej w spokojniejszym tempie. Pogoda dalej super, ciplutko i słońce więc warunki idealne. Ruszyłem w stronę Kabackiego, ale plan na dzisiaj był żeby uderzyc trochę bardziej na południe. Po drodze padło na Piaseczno i Zalesie. Jak dojechałem na stawy to pokręciłem się trochę po fajnym singlu na ich wschodniej stronie i stwierdziłem, że nie będe wracał tą samą trasą tylko ruszę czarnym szlakiem w kierunku Konstancina. Przejechałem nim ze 2 km kiedy zmienił kolor chyba na zielony, a potem zaczął mnie prowadzic na północ czyli znowu do Piaseczno. Wróciłem się więc kawałek i jechałem troche na azymut na wschód. Po kilku km znowu pojawiło się oznakowanie czarnego szlaku, ale zaraz znowu mnie wyprowadziło w jakieś krzaki. Wróciłem więc do poprzedniego planu i w końcu w Chojnowie trafiłem na kolejny szlak, tym razem chyba niebieski. Dojechałem do kilku bardzo ładnych jeziorek. A potem do asfaltu i nim już na Konstancin i dalej jeszcze przez Kabacki i domu Moczydłowską i KEN. Dobrze mi się jeździło. Małe zmęczenie mimio prawie 3 godzin jazdy.
Po pracy położyłem się na chwilę i nawet nie wiem kiedy zasnąłem i spałem prawie póltorej godziny. Wyjechałem więc około 17.30. Dzisiaj trochę chłodniej niż wczoraj, ale w założeniach trening dośc intensywny więc nie zmarznę:) Pulsometr przez pierwsze 10 minut ciągle się wiesza. Włączam go dopiero przy Wilanowie. I już na Przyczółkowej zaczynam pierwszy interwał, M2 4 strefa więc jadę około 32 km/h mimo że jest lekko pod wiatr. W sumie robie 4 powtórzenia po 12 minut, 4 min przerwy (pół pierwszego o asfalcie reszta pol lesie). Potem jeszcze około 15 minut pokręciłem się po lesie i powrót. Gdzieś na zachodzie Warszawy chyba padało, a może nawet była burza bo słońce zachodziło na tle dużej chmury i widac było smugi deszczu. Super widok, zrobiłem kilka zdjęc komórką ale jak zwykle nie oddają one widoku.
Zaplanowałem na dzisiaj trening wytrzymałościowy. Pojechałem więc do Konstancina asfaltami przez Gassy. W tym roku chętnie tam jeżdżę, nie ma ruchu a asfalty w dobrym stanie. Do tego sporo osób tam trenuj tyle, że głównie na szosówkach. Dzisiaj oczywiście też mocno, czyli podobnie jak ostanio kiedy tutaj jeżdziłem, tyle że kierunek wiatru odwrotny bo dzisiaj dmuchało głównie ze wschodu. Po 37 asfaltowych kilometrach wjechałem jeszcze trochę pokręcic się po Kabackim. Ku mojemu zaskoczeniu na półnonych ścieżkach jest jeszcze sporo błota. Opony miałem nabite dzisiaj na 3,5 bara więc trochę mnie też wytelepało. Wracając nie czułem się za bardzo zmęczony, ale skończyły mi się zapasy, a dzisiaj zabrałem 2 bidony (izo i woda) i kilka suszonych moreli i wszystko wciągnąłem. Pogoda poza wiatrem bardzo przyjemna bo ciepło i słońce na przemian z chmurami.
Przed wyjazdem jescze krótki trening na trasie którą w dzieciństwie jeździłem około 2 godzin. Od początku mocno przez Boczną do Dalekiej lekko pod górkę i już mam ponad 170 uderzeń na zegarze. Trochę miałem pod wiatr więc na Lubelskiej skręciłem w pierwszy zjazd do lasu. Lekko z górki wpadam na ścieżkę, ponad 30 km/h nagle przedemną 2 sarny. A właściwie to sarna i młody jeleń bo zauważyłem małe rogi. Pod Warszawą to by się za bardzo mną nie przejęły i sobie powoli poszły do lasu, ale tutaj wpadły w popłoch skoczyły w prawo i zacząły biegać między drzewami na równi ze mną. Nagle jelonek przebiegł 3 metry przedemną, sarna jednak dalej biegła wzdłuż mnie. Zwolniłem trochę żeby przepadkiem mnie nie staranowała tak jak jednego maratończyka w Nidzicy w tamtym roku i po kilku sekundach przebiegła drogę przedemną. Następne km lasem po znanej ścieżce, ale jakoś szybko mijają i wypadam na szutrówkę na stawach. Zatrzymuje się jednak na chwilę bo w lesie pięknie. Cały w kwiatach. Dalej do końca szutrówki i po niecałych 3 minutach wyjeżdżam na asfalt w Janówce. Kiedyś to taką trase chyba z godzinę jechałem, a tutaj niecałe 30 minut i już mogę wracać. Jadę więc asfaltem w kierunku Wólki Plebańskiej. Początkowo centralnie pod wiatr bo wieje z południowego wschodu, ale potem i dalej tym droga kieruje się na północ i jadę coraz szybciej. Po niecałych 10 minutach jestem już w Białej. Fajny szybki treninig M1, cały czas praktycznie w 3 strfie. Na koniec jeszcze 5 minut rozjazdu w okolicy kościoła na Woli.